22 września 2018

Od Harry CD Lucan'a


Wybudzałam się powoli, otoczona kokonem ciepła. Wstyd przyznać, ale nawet zamieszkanie na wyspie nie zmieniło moich porannych zwyczajów. Uwielbiałam wylegiwać się w łóżku, dopóki obowiązki wyraźnie nie zapukały do moich drzwi, każąc mi zbierać dupę w troki.
Tymczasem zagrzebałam się bardziej w posłaniu, wzdychając z zadowoleniem. Kiedy ostatnio było mi tak rozkosznie ciepło? Chyba nie na wyspie. W mojej rozklekotanej chacie zawsze szalały przeciągi i jakbym się nie starała, nigdy nie byłam w stanie ogrzać całego wnętrza.
Umarłam?
Z trudem otworzyłam posklejane powieki i natychmiast przeniosłam się do siadu. Stawy mruknęły z niezadowoleniem.
To nie była moja chata.
Znajdowałam się w przestronnym, dużym pomieszczeniu, z paleniskiem pośrodku. Drzewo gdzieś zniknęło. Za zaparowanymi oknami widziałam padający śnieg.
Przez moją głowę zaczęły przemykać rozmazane obrazy. Lód, uczucie przenikliwego zimna na całym ciele, brak powietrza... a potem to cudowne ciepło. Lucan.
Byłam w chacie Lucana.
Samego zainteresowanego jednak nigdzie nie widziałam.
Żeby nie powiedzieć, że całkiem się uspokoiłam, nieco mi ulżyło. Wolałam być tu z wampirem, który najwyraźniej uratował mi życie, niż z jakimś innym Samotnikiem, który nie ograniczył by się tylko do poderżnięcia mi gardła.
Wstałam powoli i podeszłam do wciąż wesoło trzaskającego ognia. Wyciągnęłam ręce do źródła ciepła, wyglądając na zewnątrz. Wyglądało na to, że panowała noc. Gdzie się podział Lucan? Ile czasu spałam? Nie ważne. Tak czy siak, byłam wdzięczna, że nie muszę teraz przebywać na dworze w tym zimnie.
Korzystając z samotności, rozejrzałam się po pokoju. Nie było tutaj niczego, co mogłoby mi powiedzieć coś ważnego na temat właściciela domu. Podeszłam do blatu, podnosiłam różne przedmioty, oglądałam je i odstawiałam na miejsce. Znalazłam same rzeczy, które pomagały w przetrwaniu w tych trudnych warunkach. Kilka noży, jakieś tkaniny, parę bursztynów. Nic osobistego.
Kiedy jeszcze przebywałam w laboratorium, lubiłam włóczyć się po gabinetach pracowników i oglądać należące do nich zdjęcia z rodziną albo pamiątki z wakacji. Wyobrażałam sobie wtedy ich życie poza pracą, tak różne od tego, które spędziłam w zamknięciu poddawana różnym eksperymentom.
Na wyspie zyskałam nieco własnego życia, ale wszystko co miałam, musiałam wytworzyć sama. Nie było kolorowych zdjęć, filmów ani zabawek. Tylko kamień, drewno i rośliny, które nieco osładzały mi żywot.
Nagle z sąsiedniego pokoju dobiegł mnie dźwięk, jakby ktoś jęknął. Natychmiast zostawiłam oglądane rzeczy i ostrożnie ruszyłam w stronę półotwartych drzwi, z których sączyła się smużka światła. Kiedy je uchyliłam, moim oczom ukazała się prosta sypialnia, z łóżkiem i drewnianą szafą. Ciepłą jasność dawała pojedyncza świeczka stojąca na niskim stoliczku nocnym. Drgnęłam, gdy znów usłyszałam podobny dźwięk do tego, który wywabił mnie z pokoju.
I zobaczyłam to.
Lucan siedział skulony pod ścianą, obejmując kolana ramionami i mówił coś cicho do siebie. Nadal nie miał na sobie koszulki. Był cały zlany potem i trząsł się, nie miałam wątpliwości, że jest chory.
- Lucan? - zawołałam go po imieniu, podchodząc trochę bliżej. - Co ci jest?
Podniósł głowę i zmrużył błyszczące, żółte oczy, jakby nie do końca mnie poznawał.
- Harry. - wychrypiał, a jego wzrok przypominał spojrzenie szaleńca. - Taka słodka...
Zamrugałam. No tak. Jak mogłam być taka głupia? Lucan był głodny. Bardzo.
Można powiedzieć, że głód go pożerał.
A ja najwyraźniej mogłam go zaspokoić.
Nie spuszczając wzroku z jego oczu, jak u drapieżnika, powoli zaczęłam się wycofywać. Kiedy znalazłam się przy drzwiach, złapałam jakąś kurtkę wiszącą na kołku i wybiegłam na zewnątrz. Krzyknęłam, kiedy za moimi plecami, w drewno uderzyło coś z impetem.
- Możesz uciekać!
To jasne, że podczas ostatniej fazy głodu, nie był sobą. Musiałam jednak coś z tym zrobić, bo w przeciwnym razie zostanę jego obiadem. Z jakiegoś powodu chyba postanowił na mnie zapolować.
Nie zauważyłam obniżenia terenu, wskutek czego pośliznęłam się i kilka metrów zjechałam na tyłku. Obok mnie pojawiła się plama światła.
- Ale raczej nie zdołasz.
Nie tracąc czasu, wbiegłam w las. Nie spieszyło mu się. Szedł za mną powoli, pewny swego. Kiedy udało mi się nieco zwiększyć dystans, schowałam się w spróchniałym pniu przewróconego drzewa, licząc, że jeśli mnie nie zauważy, odpuści sobie.
- No, mała, powiedz, gdzie się schowałaś?
Krążył po polanie, zaglądając za każdy kamień i drzewo. Przesunęłam się nieco dalej, by w razie czego mieć otwartą drogę ucieczki.
- Tutaj! - krzyknął, rozkopując zaspę śniegu. - Hmm. Nie tutaj.
Zamarłam. Drewno pode mną poruszyło się. Chyba natrafiłam na kolejną lodową ślizgawkę.
- Wiesz, że to nieładnie, tak się chować przed dorosłymi. Chodź tutaj, żebym mógł dać ci całusa na dobranoc.
Wyczuwałam go. Zbliżał się, odwrócony plecami, mierzył las czujnym wzrokiem. Rozległ się głośny trzask i kłoda w której się chowałam, rozleciała się w drzazgi.
- Tu cię mam.
Spojrzałam mu prosto w głodne oczy. Już miał mnie złapać, kiedy lód pod nami załamał się i oboje runęliśmy w dół. W przepaść.



Lucan nie bij pls

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz