Żniwiarka spojrzała na mnie ze zdziwieniem wymalowynym na twarzy.
Wyglądała, jakby rozważała wszystkie za i przeciw. Dziewczyna zmróżyła
oczy, po czym zmierzyła mnie wzrokiem. Następnie Galia odwróciła się i
skierowała do komody. Wolnym krokiem zbliżyłem się do niej. Osadniczka
otworzyła jedną z szuflad, a następnie ją przeszukała. Z jej dna wyjęła
małą kartkę, włożyła ją w folię i podała mi. Zmierzyłem wzrokiem
dokumenty.
- Naprawdę? Aż tak się o mnie martwisz, że dajesz
mi fałszywe papiery? - zapytałem ze śmiechem, za co oberwałem lekko w
ramię od żniwiarki.
- To ważne, weź to. Z tym nic ci nie mogą
zrobić i możesz być w wiosce ile chcesz. W razie, gdyby ktoś nie
wierzył, to przyjdzie do mnie, a ja potwierdzę. Gorzej, jak dyktator się
zmieni, ale wątpię, że będzie z tego jakaś grubsza afera. I żebyśmy się
zrozumieli, nie rozdaję na prawo i lewo fałszywych dowodów. - warknęła
dziewczyna, patrząc na mnie porozumiewawczo. Jakbym nie wiedział, że mam
się wczuć w przyznaną mi rolę i nikomu nie mówić o pomocy dyktatorki. W
końcu oboje byśmy na tym ucierpieli.
- Rozumiem, masz słowo
Aarona. - powiedziałem, nawiązując do mojej nowej tożsamości - Jestem
rolnikiem, mam czterdzieści lat, wdowiec. Musiałem dużo przespać. -
mruknąłem, chowając dokument do jednej z kieszeni spodni. Ciekaw byłem,
czy ktoś uwierzy w mój nowy wiek lub to, że mimo pracy w polu, wciąż
jestem taki blady.
- Przysługa za przysługę, teraz jesteśmy kwita. - powiedziała dziewczyna, zamykając szufladę.
- Nie wiem czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak bezinteresowność. - odparłem.
- Ja także nie wiem, nie doświadczyłam. - odpowiedziała Galia, czesząc przy tym swoje włosy.
Gdy
skończyła, udała się do sypialni. Po krótkim namyśle ruszyłem za nią.
Moim oczom ukazała się żniwiarka w samej bieliźnie. Na łóżku leżała
czarna sukienka, którą to pewnie zamierzała ubrać. Powoli zmierzyłem
wzrokiem całą postać dziewczyny. Musiałem przyznać, że była całkiem
ładna. Galia zauważyła mnie dopiero, gdy miała już na sobie czarną
sukienkę.
- Pewnie się rozeszły plotki, że zabiłam go
wzrokiem. - zadrwiła, jednak na jej twarzy nie zagościł uśmiech - Na
pogrzebie będzie praktycznie cała wioska, bo w końcu nie przepuszczą
okazji, żeby mnie zobaczyć. Wiesz, traktują mnie jak zwierzę w zoo. –
dodała, wzruszając jednocześnie ramionami – Dlatego nie odchodź daleko,
bo może się zrobić nieprzyjemnie. I w razie czego, przepraszam za nich i
wiedz, że się nie przyznaję do ludzi tutaj mieszkających. – urwała
dziewczyna, idąc w stronę kuchni.
- Co to znaczy? - ponownie
ruszyłem za Galią, chcąc dowiedzieć się nieco więcej. Co miała na myśli,
mówiąc "przepraszam za nich i wiedz, że się nie przyznaję do ludzi
tutaj mieszkających"?
- Niektórzy mogą być...zbyt otwarci. - wyjaśniła dyktatorka.
Kiedy
oboje byliśmy gotowi, wyszliśmy z domu. Od razu zacząłem zapadać się we
wszechobecnym błocie. Spojrzałem na wystrojoną Galię i westchnąłem
ciążko. Bez słowa wziąłem ją na ręce, następnie zanosząc dziewczynę do
stajni. Ja mogłem wyglądać jak świnia, ale jej, jako siostrze zmarłego
nie wypadało przyjść na uroczystość w brudnych ubraniach.
Dziewczyna wyprowadziła swojego konia i dosiadła go. Ja natomiast szedłem obok rumaka.
Galia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz