15 września 2018

Od Tenebris'a CD Galii

Nagle dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę. Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Wsiadasz, czy wolisz za mną biec? - mruknęła żniwiarka. Bez słowa wziąłem ją za rękę i usiadłem za strażniczką.
- Nawet jakbym musiał biec, to bym wam dotrzymał kroku. - powiedziałem, obejmując przy tym dziewczynę w pasie. Koń ruszył przed siebie galopem. Po drodze natknęliśmy się na kilka powalonych drzew, nad którymi ogier przeskakiwał, przez co mało z niego nie spadłem. Samotna jazda to jedno, a bycie pasażerem, który trzyma się jedynie osoby przed sobą to drugie. Szybko zacząłem żałować swojego wyboru.

Chwilę przed wjazdem na rynek główny Galia ściągnęła wodze. Galop zmienił się w wolny kłus. Powoli wjechaliśmy na plac. Tłumy ludzi rozstąpiły się przed koniem strażniczki. Przeskakiwałem wzrokiem od jednej twarzy do drugiej, nie zatrzymując się na żadnej z nich dłużej niż na minutę. Większość osadników przyglądała mi się zaciekawiona. Atmosfera była wyraźnie ponura. Ciszę zakłócały ludzkie szepty i stukot kopyt.

W pewnym momencie Galia zatrzymała swojego konia. Zeskoczyłem z ogiera i podałem jej dłoń, by dziewczyna mogła zrobić to samo. Zaraz po tym strażniczka zdjęła z konia sprzęt. Ogier, jakby tylko na to czekał, od razu pobiegł na łąkę nieopodal cmentarza. Ja i Galia natomiast odwróciliśmy się w stronę wielkiej, czarnej bramy z wyrzeźbionymi aniołami. Wyraz twarzy dziewczyny stał się nieobecny.
- Chodź, zaraz się zacznie. - powiedziałem po krótkiej chwili i pchnąłem przeszkodę, która zaskrzypiała, jakby ulegała mi niechętnie.
Oboje wkroczyliśmy na teren cmentarza pełnego osób bez własnego życia, których jedynym hobby jest chodzenie na pogrzeby. Galia zbliżyła się do zamkniętej trumny, a ja zmierzyłem wzrokiem szamana, wchodzącego na podest. Pewnie przygotował na tą okazję jakąś depresyjną mowę, która ma na celu pogorszenie samopoczucia osoby w żałobie. Kto to wymyślił? Bezsensowny zwyczaj.
Przeniosłem wzrok na gapiów, którzy jak sępy czekali na każdy ruch strażniczki. Westchnąłem ciężko i objąłem ramieniem dziewczynę. Domyślałem się, że tego właśnie potrzebuje.

Po ceremonii pogrzebowej udaliśmy się na łąkę, po której biegał ogier strażniczki. Kątem oka obserwowałem twarz dziewczyny. Wolałem się nie odzywać. Pocieszanie jej nic by nie dało, a drążenie tematu śmierci dobiłoby ją jak wspaniała przemowa pajaca z cmentarza. Mogłem jedynie obejmować strażniczkę ramieniem, by miała się na kim oprzeć lub zwyczajnie ogrzać. Temperatura otoczenia bowiem spadła nieco od naszego przyjazdu. Wkrótce z nieba zaczęły spadać pojedyncze płatki śniegu. Galia zaczęła iść w stronę ogiera. Koń podbiegł do niej jak na zawołanie. Dziewczyna pogładziła jego pysk, następnie przytulając łeb stworzenia. Obserwowałem tą scenę w milczeniu. Dopiero, gdy zauważyłem, że dziewczyna drży, zbliżyłem się do niej i objąłem ją od tyłu.
- Chodźmy może do baru. - zaproponowałem cicho.

Galia? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz