- Jak Cię zwą? – spytała grzecznie, biorąc na kolana drewnianą deskę. Z chwilą zabrała się do porcjowania swojego dania, najwidoczniej chcąc mnie nim poczęstować. Kiedy wysunęła rękę w moją stronę, chwilę przypatrywałem się dużemu kawałkowi dziczyzny, próbując określić z jakiej części ciała został on wyselekcjonowany.
- Nie, dziękuję. – odparłem zbywając jej pytanie. Serdeczny uśmiech momentalnie rozpłynął się, a na twarz dziewczyny wstąpiło zdziwienie, z nutką strachu w oczach… tych pięknych, błękitnych, ogromnych oczach, od których z bólem odrywałem swój wzrok. – Nie zrozum mnie źle, nie jadam takich rzeczy. – dodałem pośpiesznie, starając się jej nie urazić. Z wymalowaną na twarzy obojętnością przygarbiłem się mocniej, po czym odwróciłem głowę z powrotem w stronę płomieni. Kątem oka dostrzegłem, iż kobieta przez chwilę gryzie się z myślami, co ma uczynić. Nie wiedzieć czemu, wzruszyłem ramionami. – Lucan.- powiedziałem szorstko.
- Słucham? – spytała, jak gdyby wyrwana z jakiegoś transu. Jej oczy ponownie zwróciły się ku mnie. Westchnąłem z rezygnacją, przymrużając nieco powieki.
- Pytałaś jak mnie zwą. Odpowiadam. Lucan. – głośno pozbyłem się powietrza z płuc.
- Ah, ja jestem Melody. – rzekła moja towarzyszka, nieco pewniej, co bez problemu wywnioskowałem z tonu jej głosu. Nie miałem ochotę na rozmowę, co nie trudno było zauważyć. Niemniej jednak zachowanie kobiety, pewność, której nabrała niemal w ułamku sekundy dawała mi przedsmak tego, z kim mogę mieć do czynienia i jak ten wieczór może się dla nas obojga skończyć. Szczerze powiedziawszy nic nie trzymało mnie w wiosce, już dostałem to, czego chciałem. Już byłem gotowy wstać i odejść w ciemność, gdy dosłyszałem jak z ust dziewczyny wydobywa się ciche syknięcie. Moje nozdrza w jednej chwili przechwyciły intensywny zapach słodkiej, ciepłej krwi. Nie mogąc się powstrzymać, spojrzałem w stronę jego źródła mocno zaciskając przy tym zęby. Najwidoczniej kobieta była nie do końca obeznana z używaniem ogromnego, stalowego noża, gdyż podczas czynności krojenia, zdołała porządnie rozciąć sobie niemałą połać palca wskazującego lewej ręki. Teraz nóż, który był prowodyrem całego zamieszania, leżał wbity w ziemię tuż obok jej nóg, a dziewczyna ściskała palec drugą dłonią, jakby umyślnie chcąc wycisnąć z niego posokę. Mój instynkt wziął górę. Mozolnie podniosłem się i przeszedłem dwa kroki, by klęknąć przed dziewczyną na jedno kolano i móc przyjrzeć się ranie z bliska.
- Daj, coś zaradzę. – wysunąłem prawicę w jej stronę, lecz w odpowiedzi dostałem tylko jej przepełnione strachem spojrzenie, na co zareagowałem westchnięciem i przewróceniem oczami. Bądźmy dorośli, to zwykła wymiana przysług.
- Powiem Ci sekret. Gdybym chciał zrobić Ci krzywdę, Twoje ciało rozkładało by się już w lesie, a głowa popłynęłaby w dół rzeki wprost do oceanu. To jak, dasz sobie pomóc? – uniosłem brwi, wciąż utrzymując na twarzy wyraz obojętności. Nie chciałem wyjść na jakiegoś pierwszego lepszego z brzegu czubka, więc czekałem na akceptację lub odtrącenie. Na moje szczęście nie trwało to długo. Kobieta wolno opuściła rękę na moją otwartą dłoń, wyraźnie pozwalając mi na działanie. Skinąłem do niej głową po czym opuściłem wzrok na ranę. Krwawiła obficie, co tylko potwierdzało moje przypuszczenia co do jej głębokości. Sam nie wiedząc, dlaczego zdecydowałem się udzielić małej pomocy mojej gospodyni, zacząłem działać. Delikatnie uniosłem palec kobiety pod swój nos, a po chwili objąłem ranę wargami. Ssąc delikatnie, połykałem niewielki ilości ciepłej posoki, tym samym izolując z rany wszelkie bakterie, subtelnie poruszałem językiem po rozcięciu. Przymknąłem oczy, czując w ustach perfekcyjny smak, delektując się nim. Z upływem minuty, rana przestała broczyć za sprawą mojej śliny. Składając na palcu krótki całus oddaliłem dłoń dziewczyny od swojej twarzy, w tym samym momencie podnosząc się z kolan. Kobieta przyjrzała się bacznie rozcięciu. Gołym okiem można było określić jego głębokość, a była ona większa niż byle zacięcie naskórka. Odetchnąłem, czując niewyobrażalny ciężar na barkach, który wręcz zmuszał mnie aby runąć prosto na kobietę i skosztować jej, tyle że tym razem do cna. Szybko pokręciłem głową i zbierając się w sobie przeniosłem się za dom. Dla niej po prostu zniknąłem, rozpłynąłem się, gdyż tak inne gatunki spostrzegały naszą nieludzką szybkość. Oddalony od źródła kuszącego zapachu, mogłem odetchnąć, ale to jeszcze nie była ulga. Prędko pokonałem palisadę, i ruszyłem w drogę do swojego lokum. Nigdy wcześniej droga aż tak mi się nie dłużyła.
Po powrocie długo nie zapuszczałem się do wioski, mijały dni, tygodnie. Spadł śnieg. Kto by pomyślał, że nawet w tym okresie, poza tereny wioski mógł zapuścić się jakiś osadnik, do tego w ogóle do tego nie powołany. A mimo tego stała tam, na lodzie, okryta ciepłymi łachmanami, jasna i czysta, lśniąca, jak gdyby sama królowa śniegu w swym królestwie.
Melody?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz