24 września 2018

Od Tenerbis'a CD Galii


Zostawiliśmy konia wraz ze sprzętem w stajni i udaliśmy się odśnieżoną drogą do baru. Byłem mile zaskoczony tym, że znajdowało się w nim tak niewiele osób. W środku panował półmrok oraz cisza, którą co jakiś czas zakłócały szepty lub odgłosy stawianych kufli. W połączeniu z głównie drewnianym wyposażeniem wnętrz, bar wyglądał całkiem przytulnie.
Zmierzyłem wzrokiem kuso ubrane kelnerki, które biegały po całym barze i w milczeniu usiadłem ze strażniczką przy jednym z wolnych stolików, po czym zamówiliśmy napoje.
- Dziękuję, że poszedłeś ze mną. Nie musiałeś. - odezwała się po chwili Galia. Rzadko kiedy słyszałem takie słowa. Może dlatego, że zazwyczaj moje kontakty towarzyskie kończyły się na "To mój zając!" lub "Wypad z mojej działki!"?
Już zamierzałem odpowiedzieć, gdy nagle do naszego stolika podszedł niski, napakowany facet z brodą. Wyglądał na starszego ode mnie o minimum dziesięć lat.
- A pan, co? - zapytała dziewczyna, unosząc brew. Ton jej głosu dodał jeszcze "Streszczaj się, bo nie mam całego dnia". Chyba powoli wracała do siebie. 
- Dlaczego on nie był wylegitymowany? - spytał nieznajomy, po czym przeniósł wzrok na wchodzących do baru strażników. To się nazywa wyczucie czasu. Nie ma co.
- Ja to zrobiłam. - odparła żniwiarka, pokazując mężczyźnie swoją legitkę jak na członka FBI przystało. Mięśniak skinął głową i zmróżył podejrzliwie swoje oczka. Kontrola zbliżała się do nas coraz bardziej, a nieznajomy w końcu sobie poszedł. Galia przeklnęła siarczyście pod nosem, wstając od stolika i narzucając na siebie swoją pelerynę.
- Może innym razem tutaj przyjdziemy, musimy uciekać. - powiedziała, odprowadziwszy wzrokiem wścibskiego faceta do wyjścia - Jeden z nich miał ostatnio skręconą kostkę, nie pobiegnie za nami, ale drugi już tak, więc mam nadzieję, że szybko biegasz. - dodała dziewczyna, naciągnąć na głowę kaptur. Skinąłem głową i powoli wstałem od stolika.
Z początku szliśmy powoli, by nie zwrócono na nas uwagi od razu. Dopiero później ruszyliśmy biegiem do drzwi. Czym prędzej opuściliśmy bar i pędem wróciliśmy do stajni. Oboje dosiadliśmy konia, który prawie od razu ruszył. Za nami jechali już strażnicy z baru.
- Musimy wyjechać z wioski. Wiedzą, gdzie mieszkasz i pewnie pojawią się tam prędzej czy później.
- Mam zostawić swój dom?! - wrzasnęła dziewczyna.
- Tylko na jakiś czas. - wyjaśniłem.
- I gdzie niby zamieszkam?! Na plaży?!
- Nie wszyscy Samotnicy są bezdomni. Za tyle czasu zdążyłem się już urządzić. - sprostowałem. Mimo moich zapewnień, widziałem, że dziewczyna się waha.
- Musisz podjąć decyzję. Teraz. - powiedziałem z naciskiem - Wolisz zostawić dom na kilka dni, czy być aresztowana?
- Nikt mnie nie aresztuje, jeśli ich zmylimy! Nie widzieli nawet mojej twarzy! - odparła strażniczka. W tym musiałem jej przyznać rację. 
- W porządku. Odwrócę ich uwagę i zmywam się. Jeśli jednak dowiedzą się, że to ty, jedź w stronę gór.

W pewnym momencie, gdy straże zostały daleko za nami, zeskoczyłem z konia i zająłem się zacieraniem śladów, co nie było łatwe przez wszechobecny śnieg. Postanowiłem więc, że zamiotę śnieg dookoła, dzięki czemu jego wierzchnia warstwa nie różniła się tylko w jednym miejscu. Następnie utworzyłem nowe ślady, biegnąc w stronę strumienia. Za sobą słyszałem pościg. Przeskoczyłem więc po kamieniach na drugi brzeg i dobiegłem do pierwszego drzewa. Wdrapałem się na nie, po czym przeskoczyłem na gałąź drzewa obok, a następnie na kolejne i jeszcze następne. W taki sposób wróciłem do strumienia, który pokonywałem po kamieniach.

Do domu Galii zawitałem dopiero wieczorem. Zabrałem swoje rzeczy i wróciłem do siebie.

 Galia? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz