1 czerwca 2019

Od Fafnir'a CD Phanthoma

Przytrzymałem ręką słomiany kapelusz na mojej głowie, który to omal nie został porwany przez złośliwy powiew wiatru. Roznosił on po plaży słony zapach morza. Cichy szum fal mu towarzyszący napełniał mnie spokojem. Tego dnia nie zapowiadało się na burzę. Cieszyło mnie to, mimo że jako albinos musiałem chronić się przed ciepłymi promieniami słońca.
Zebrałem kolejną garść muszli i ostrożnie dodałem ją do tych, spoczywających już w lnianym worku. Był on już do połowy pełny. Uznałem, że taka ilość powinna jak narazie być wystarczająca dla Melody. Podniosłem się więc z klęczek i otrzepałem spodnie z piasku oraz kurzu. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę wioski.
***
Byłem już blisko osady. Wskoczyłem na jeden z kamieni, do połowy zanurzonych w wodzie, chcąc pokonać strumień. W tym momencie usłyszałem za sobą cichy szelest paproci. Automatycznie spojrzałem za siebie przez ramię. Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Zapewne każdy na moim miejscu uznał by to za wiatr i poszedł dalej. Problem jednak polegał na tym, że w lesie nie było czuć nawet najmniejszego podmuchu, który delikatnie by trącał liście wszechobecnych drzew.
Zacisnąłem palce na nieprzyjemnym materiale worka i ruszyłem dalej, przyspieszając.
Co jakiś czas rzucałem okiem przez ramię. Im byłem dalej, tym częściej to robiłem. Czułem się obserwowany. Nie byłem pewien, czy naprawdę słyszę za sobą cudze kroki czy to mój umysł płata mi figle. Cały czas kroczyłem przed siebie. Coraz szybciej i szybciej, aż początkowo spokojny chód zmienił się w bieg. Zasapany dobiegłem do bramy. Prędko zastukałem w nią. Ręce mi się trząsły ze strachu. Strażnik spojrzał na mnie zdziwiony odgłosem pukania, innym niż zwykle. Sprawdził, czy ja to ja oraz czy nie planuję czegoś przeciwko Osadnikom. Kiedy usłyszałem w końcu, że wszystko jest w porządku, wbiegłem na teren wioski i pomogłem zamknąć bramę. Chciałem uspokoić swoje nerwy, dlatego musiałem być pewien, że brama jest dobrze zamknięta. Cokolwiek było w lesie lub nie, uwolniłem się od tego. Przynajmniej do czasu, aż przyjdzie mi wracać do swojego domu...
***
Melody ugościła mnie jak zawsze z promiennym uśmiechem i herbatą. Była moją przyjaciółką oraz osobą, która bardziej martwi się o innych, niż o siebie. Dlatego długo biłem się z myślami, czy powinienem opowiedzieć jej o mojej drodze do osady. Kiedy już miałem zrezygnować z tego pomysłu, przypomniałem sobie, że Melody często wychodzi z wioski w poszukiwaniu materiałów. To był bardzo dobry powód, by jednak jej powiedzieć.
- Melody...słuchaj... - zacząłem niepewnie - Jest coś, o czym muszę Ci powiedzieć...
- Tak? - blondynka uniosła na mnie wzrok, skupiając na mojej osobie całą swoją uwagę. Przełknąłem głośno ślinę. Jak to ubrać w słowa?
- Kiedy...będziesz w lesie... - kontynuowałem, spuszczając wzrok. Dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco.
- Uważaj na siebie. - dokończyłem.
- Ale o co...? - wiedziałem, że Melody chciała poznać powód, dla którego ją ostrzegłem, więc przerwałem jej.
- Po prostu uważaj. - tymi słowami zakończyłem temat. Nawet gdybym miał jej podać szczegóły, to jakie? Sam nie byłem pewien kto lub co mnie śledziło i czy w ogóle tak było.
***
Melody podarowała mi w zamian za muszle kilka gwoździ potrzebnych mi do naprawy dachu oraz parę monet na kupno kolejnych. Pożegnałem ją i ruszyłem w stronę sklepu.
Idąc przyglądałem się dostawcom, którzy biegali w różnych kierunkach z odkrytymi towarami lub paczkami. Przez chwilę przyglądałem im się, gdy te były w pobliżu do momentu, kiedy znikały z mojego pola widzenia. Czy byłem ciekaw do czego służą owe przedmioty lub co kryją tajemnicze pakunki? Skąd. Musiałem jednak zająć czymś myśli, uporczywie wracające do lasu. Zajęty walką z nimi nawet nie zauważyłem, że dotarłem na miejsce.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Od razu rozejrzałem się po dość przytulnie urządzonym wnętrzu w poszukiwaniu sprzedawcy. Dostrzegłem go za większymi towarami, które prawdopodobnie całkiem niedawno zostały dostarczone do sklepu. Mężczyzna co chwila zmieniał ich położenie, by wyglądały jak najatrakcyjniej. Niepewnie ruszyłem w jego stronę.
- Prze - Przepraszam... - zacząłem nieśmiało. Sprzedawca przerwał swoją czynność i przeniósł na mnie wzrok.
- Czy są może gwoździe w sprzedaży? - zapytałem z nadzieją na odpowiedź twierdzącą.
- Owszem, sprzedajemy je, ale właśnie się skończyły. Musimy poczekać na dostawę. - odparł mężczyzna.
- Ile to zajmie? - dopytałem. W końcu mój dach nie może za długo czekać. Mnie przecież nawet słońce jest w stanie zabić.
Sprzedawca wzruszył ramionami.
- Dobrze, dziękuję w takim razie. - westchnąłem, wracając do drzwi.
- Możesz zapytać jeszcze u kowala. - zawołał za mną pracownik sklepu. Zatrzymałem się z ręką na klamce i spojrzałem za siebie.
- Gdzie go znajdę?
- W młynie na obrzeżach wioski. - mężczyzna wziął leżącą na ladzie kartkę papieru i naszkicował mi uproszczoną mapę.
- Bardzo dziękuję, do widzenia.
***
I tak oto znalazłem się w lesie. Znowu. Przynajmniej tym razem otoczonym bezpiecznym murem.
Spojrzałem po raz kolejny na mapę. Od jakiegoś czasu powinienem być na miejscu, a kowala wciąż nie widać i nie słychać. Westchnąłem ciężko, chowając kartkę do kieszeni spodni. Postanowiłem zdać się na siebie. Prędzej czy później przecież go znajdę. Skoro kupują u niego towary, to musi prowadzić tam jakaś droga. Prawda? Tak myśląc, ruszyłem przed siebie kamienną drogą.
Mimo, że znajdowałem się na terenach zajmowanych przez Osadników, uczucie niepokoju wróciło do mnie jak bumerang, kiedy tylko wkroczyłem w głąb lasu. Był znacznie mniejszy od tego poza murami, ale i tak przypominał mi o drodze do wioski. Czy naprawdę coś tam było? Może mi się tylko zdawało? A co jeśli nie? Kto lub co to było? Czy jest ze mną teraz? Czy wciąż mnie obserwuje?
Panicznie rozejrzałem się wokół. Pusto. Jedynie z wyższych gałęzi dochodziło pohukiwanie Sowórki. Promienie słoneczne przechodziły przez dziury w koronach drzew, oświetlając przestrzeń pod nimi. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem dalej szybkim krokiem.
***
Po jakimś czasie dostrzegłem młyn otoczony drewnianym płotem. Czym prędzej zbliżyłem się do jego drzwi i zapukałem w nie. Nikt jednak nie otwierał. Zamierzałem wrócić do domu, gdy nagle usłyszałem za sobą męski głos.
- W czym pomóc?
Szybko odwróciłem się i spojrzałem na nieco wyższego ode mnie bruneta.
- J - Ja... Chciałbym kupić gwoździe. - odparłem, wciąż będąc w lekkim szoku.


Phanthom?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz