10 czerwca 2019

Od Renarda CD Pana Stasia

   Wiatr przewinął mimowolnie kilka kartek grubej na kilkaset stron księgi, która leżała obok czarnej czupryny chłopca. Renard wydał się nie przejąć za bardzo poranną bryzą, która poza stronami zabawiła się też jego rozczochranymi już włosami. Uniósł tylko leniwie głowę orientując się, że przysnął na małej, ledwo trzymającej się ławce w trakcie czytania książki przygodowej. Nigdy przenigdy nie zdarzyło mu się jeszcze zasnąć podczas czytania, więc bardzo się zdziwił, że nie założył lektury przynajmniej jakąś zakładką w postaci porwanego papierka. Mimo iż nie pamiętał, jakim cudem zasnął na ganku, pamiętał przynajmniej na jakiej stronie skończył, więc wrócił do niej i zagiął jej górny róg, żeby wiedzieć od którego momentu później kontynuować. Wziął grubą i ciężką książkę pod pachę i wszedł do domu przez bardzo skrzypiące drzwi zastanawiając się, co dzieje się teraz z jego ojcem. Przeszedł się po całym domu, prócz swego pokoju i nigdzie nie znalazł Lucia, który rzadko opuszczał ich chatę, więc jego nieobecność dziwiła czarnowłosego. Renard nieco się przejął, ale postanowił zajrzeć jeszcze do swojego pokoju przy okazji chcąc odłożyć lekturę, która swoje ważyła. Gdy wszedł do małego pokoiku o granatowych ścianach, dużym łóżku i paru regałów na książki i ubrania, odnalazł swoją zgubę. Mężczyzna będący jego ojcem siedział przy otwartej szafie z czarną peleryną w rękach, która kiedyś należała do jego matki. W zamyśleniu gładził jej materiał opuszkami palców, a jego wyraz twarzy był nie do odczytania, a przynajmniej nie przez Renarda. Może był wściekły, może smutny. Pewne było to, że nie był szczęśliwy, a chłopiec wmawiał sobie, że to wszystko jego wina. Gdy Lucio zauważył obecność syna, od razu zerwał się z miejsca nie wypuszczając z rąk czarnej płachty i tylko zerknął na chłopca spod zmarszczonych brwi. Zwinął elastyczny materiał i rzucił go na podłogę pod łóżko od razu przypierając obojętny wyraz twarzy.
- Pozbądź się tego w końcu. Jest na ciebie za duża, a matka już jej nie założy - odparł tylko oschłym tonem i wyszedł z pokoju nie spoglądając więcej w stronę młodego lisołaka - I przestań tyle czytać, bo niedługo przestaniesz odróżniać rzeczywistość od fikcji. A żyjąc tutaj musisz być uważny - dodał tylko i zszedł na dół.
Chłopiec nie zdążył nic odpowiedzieć chociaż i tak wiedział, że nie musi. Odkąd zamieszkał z ojcem, nie odzywał się do niego zbyt wiele, a tylko przytakiwał mu lub kręcił głową. Zawsze uważał ojca za autorytet, a po śmierci matki zatęsknił za mieszkaniem z nią bardziej niż kiedykolwiek. Pod tamtym dachem mógł być dzieckiem, a pod tym od pierwszych dni zaczął być szkolony na przyszłego samotnika, bo nienawiść Lucia do osady i jej mieszkańców nie znała granic. Ciemnowłosy posłusznie odłożył książkę na jej wcześniejsze miejsce i podniósł pelerynę przytulając ją mocno do siebie. Tęsknił za matką, a jeszcze bardziej za swoją siostrą, którą obiecał sobie chronić do końca życia, ale jego, nie jej. Renard obiecał sobie nie płakać przy ojcu, więc tylko przełknął gulę, która stanęła mu w gardle i schował pelerynę matki do jego skórzanej torby wraz z cieńszą książką, którą udało mu się tam jakimś cudem wepchnąć. Narzucił na siebie swoją pelerynę uszytą przez Melody, przewiesił przez ramię torbę i na palcach dostał się do drzwi wyjściowych. Ojciec chyba poszedł na polowanie lub jakoś odreagować, więc młody skorzystał i wybiegł z domu czym prędzej kierując się do zagrody, w której zamknięty był wcześniejszy koń Farrah. Renard z trudem wspiął się na jego grzbiet podpierając się o płot i usadowił na nim wygodnie. Od bardzo niedawna dosiadał konia siostry, który o dziwo bardzo dobrze go przyjął i z chęcią go woził. Co prawda Renard nie był do końca przekonany do jego umiejętności jeździeckich, ale z pomocą rumaka nie musiał się obawiać upadku. Wyprowadził konia z zagrody, a gdy poczuł się nieco pewniej, machnął lejcami i podjudzając konia niedługo już po tym galopowali w stronę osady.
   Droga nie była długa, gdyż nowi przyjaciele pędzili z zawrotną prędkością i zaraz znaleźli się pod murami wioski. Renard zsunął się z konia przy okazji zaliczając glebę na tyłek nie nadążając wyprostować nóg w odpowiedniej chwili. Skrzywił się czując ból w kości ogonowej, ale od razu wstał masując obolałe miejsce. Wciąż rozgrzewając zbitą kość, przywiązał konia do drzewa i dostał się do dziury pod murem, którą sam wykopał, a była tak mała i tak dobrze ukryta, że nikt jeszcze na szczęście lisołaka jej nie zakopał. Przedostał się na drugą stronę i od razu otrzepał ubranie z piachu, żeby nikt nie podejrzewał go o nagłe wtargnięcie. Niby nadal był osadnikiem, ale zamieszkując z ojcem wiedział, że czeka go raczej los samotnika. Rozejrzał się dookoła zanim zaszył się głębiej wśród budynków osady. Najpierw odwiedził Melody, do której drogę znał na pamięć i bez trudu odnalazł jej chatę. Grzecznie zastukał przy okazji wyciągając z torby pogiętą pelerynę. Zanim zdążył tego dokonać, otworzyła mu jak zawsze uśmiechnięta do niego jasnowłosa. Renard zerknął na nią z uśmiechem i wyjął całą pelerynę chcąc przekazać ją dziewczynie.
- Masz. To peleryna mojej mamy i ojciec kazał mi się jej pozbyć, ale... - zaciął się na chwilę czując jak napływają mu do oczu łzy - Ale nie chcę jej wyrzucać. Możesz ją postawić na wystawie? Może ktoś ją kupi? - dopytywał ciemnowłosy przecierając zaczerwienione oczy rękawem od bluzy.
- Pewnie, Renard. Wystawię ją na najlepszym manekinie i zapewniam cię, że ktoś się nią zainteresuje. Nie zostanie bez właściciela - uśmiechnęła się Melody wyciągając rękę i czule gładząc chłopca po włosach - Chcesz wejść do mnie na chwilę? Szyję nowe ubrania i potrzebuję twojej artystycznej opinii - dodała otwierając drzwi nieco szerzej.
- Niestety nie dzisiaj. Chyba pójdę do baru lub teatru trochę poczytać skoro nie mogę tego robić we własnym domu - dodał z nutką poirytowania w głosie i zaczął tyłem schodzić po schodkach na ganek - Przyjdę do ciebie jutro. Nie zmieniaj za dużo bez mojej wiedzy! - dodał biegnąc w stronę baru.
Był tam zaledwie raz z matką, gdyż to miejsce raczej nie było przeznaczone dla dzieci, ale od kiedy w wiosce nikt go nie pilnuje, mógł sobie pozwalać na takie wypady. Jak gdyby nigdy nic wszedł do baru, o czym zawiadomił mały dzwoneczek nad drzwiami. W środku było duszno i głośno i nawet nikt nie zorientował się o obecności dziecka w pomieszczeniu. Ciemnowłosy skorzystał z całego zamieszania i wybrał sobie pusty stolik, przy którym przysiadł i wyjął z torby książkę. Miał nadzieję poczytać tutaj nieco i mimo, iż warunki nie były do tego najlepsze, robił to tutaj bez żadnych konsekwencji.
   W całkiem krótkim czasie przeczytał połowę książki, która swoją drogą nie była najlepszą jaką czytał w swoim krótkim życiu. Miał ją już zamykać, gdy niespodziewanie podszedł do niego wysoki mężczyzna o brązowych, dłuższych włosach i z całkiem przyjemnym wyrazem twarzy.
- Cześć Renard... Słyszałem że lubisz książki.. Nie masz lub nie widziałeś w bibliotece jakiejś książki o
ciesielstwie dla samouków czy początkujących? Przydałaby mi się dość pilnie.. - zaczepił chłopca rozglądając się po barze.
Młodzieniec ze zdziwieniem przeszukał naprędce regały swojej pamięci i pokręcił głową przecząco. Interesowały go raczej książki opowiadające o rozmaitych, ciekawych przygodach, a te typowo naukowe omijał szerokim łukiem. Mimo to obiecał mężczyźnie przejrzeć bibliotekę i zorientować się o obecności takiej książki na tamtych półkach. 
   Niedługo później podprowadził również owego pana w stronę nowego kowala, którego nie miał możliwości jeszcze poznać. Przy okazji zamienił z nim kilka zdań i szczerze powiedziawszy bardzo go polubił za styl bycia i jego pozytywne podejście. Renard był znany z tego, że szybko oceniał ludzi, więc możliwe, że ocenił swojego towarzysza zbyt pochopnie, ale czas pokaże i najwyżej da chłopakowi nauczkę. Gdy pokazał mężczyźnie chatę kowala zorientował się, że ich spacer trwał całkiem sporo i powinien już wracać do domu, jeżeli chciał zdążyć przed ojcem.
- O nie, muszę już iść bo ojciec się wkurzy. Powodzenia przy naprawie i szukaniu książki! Maść załatwię
na jutro - krzyknął tylko żegnając się z facetem i nie czekając na odpowiedź pobiegł w stronę swojego prywatnego wyjścia z wioski.
Po drodze do swojego konia myślał tylko, czy ujdzie mu na sucho kłamstwo o dostępie do lekarstw cioci Harry i czy w ogóle wybierze odpowiedni lek dla zwierząt nowego znajomego. Pewne obawy miał, ale trzeba przyznać, że Renard jako mistrz przekrętów, miał spore szanse na zakończenie jutrzejszej misji z powodzeniem.

Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz