23 czerwca 2019

Od Raven CD Pana Stasia

Młoda dorosła wbijając wzrok w nadchodzące burzowe chmury, postarała się szybko wyciągnąć jak najlepsze wnioski z dotychczasowej sytuacji. Propozycja wyglądającego dość niewinnie osadnika na wyspie była na wagę złota, mogąca nawet uratować życie w najmniej oczekiwanym momencie. Pomoc o tropienie zwierzęcia? Szkoda wykorzystać tak trafną okazję na byle polowanie, kiedy sama czarnowłosa dawała sobie sama radę. Poszukiwanie doskonałego materiały pod budowę nie było trudną rzeczą, pierwszy lepszy samotnik mógł wskazać mu drogę. Nawet łowczy z osady. Brunet najpewniej nie był osobą wylewną w małym calu stroniącym od rozmów z innymi, kiedy potrzeba była bardzo poważna.
Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, zauważając zaskoczenie na twarzy nowo poznanego mężczyzny. Natura niczym czytała z jej ust, piorun przeciął niebo centralnie za jej sylwetką, zwiększając kontrast z jej bladą skórą. Musiała wyglądać niczym zjawa z legend i podań wierzeń kultów z całego świata, co spowodowało u niej podniesienie morali.


- Odznaczyła bym się głupotą, gdyby samotnik przeoczył taką okazję. Takie ustawki w kręgu mojej przynależności mogą równać się ceną życia, panie… - uniosła lekko brwi, szukając w pamięci jakiegokolwiek imienia. Jednak szybko przypomniała sobie, że nawet nie podał najistotniejszej informacji. - Panie w zielonej kamizelce. Imiona w naszej sytuacji są zbędne, oczywiście moim skromnym zdaniem.
- Niektórych imiona prześcigają bardziej, niż sam jego posiadacz ma o tym jakąkolwiek świadomość. Jednak dobrze jest znać chociaż pseudonim, nie przystoi mówić… W dość skomplikowany i nienależny sposób. - powiedział, bacznie przyglądając się jej postawie. Nie wiedząc czemu obserwacja wywoływała dreszcze na jej ciele, co stanowczo nie leżało w jej naturze. - Przejdźmy do setna sprawy.
- Panująca pora roku na naszej ukochanej wyspie nie rozpieszcza… - zamknęła oczy, kiedy głośny huk porównywalny do startującego myśliwca przeciął niebo. - Dzisiaj mam jeszcze drobne sprawy do załatwienia, dlatego musimy przełożyć naszą… Dopinanie spraw na inny dzień.
- Wolałbym wiedzieć jak będę stać z sprawą, jeśli to nie przeszkadza tobie.
Spotkajmy się jutro na granicy pomiędzy terenami osady, a dzikim lasem. - odparła, oddalając się kilka kroków do tyłu. Zaczęła rozglądać się dookoła, aby poszukać ukrywających się gości. Którzy w tym momencie nie byli przychylnie potrzebni. - Godzinę przed wschodem słońca, zbytnio nie toleruje słońca w najwyższym punkcie na niebie… Nie spóźnij się, czekać wiecznie nie będę.


Nie czekała na żadną odpowiedź z jego strony. Zawsze była osobą prostą pod każdym względem, jednak liczyło się dotrzymywanie słowa. Najmniejsze opóźnienie powodowało całkowite olanie sprawy, oraz niechybne porzucenie wcześniej zaakceptowanej obietnicy. Wypożyczenie na stałe pewnych rzeczy z osady samo się nie zrobi, a pogoda wystarczająco pokrzyżowała jej szyki. Skrzywienie pojawiło się na jej twarzy kiedy kości zaczęły zmieniając swoją formę. Przemiana w nieduży okaz nietoperza zawsze ją fascynowała, oraz miała swoje zalety w zagrażających życie sytuacji. Jednak bolesny aspekt przemiany drastycznie zmienił jego używanie do minimum. Zdążyła tylko uśmiechnąć się z wyraźnie odznaczonymi kłami, aby chwilę potem zniknąć w odmętach mroku. Czekał ją jutro pracowity dzień.


~ * ~

Pierwsze promienie wstającego słońca zza horyzontu wpadły do sypialni wampirzycy, oświetlając każdy jego zakamarek. Pomieszczenie jak i reszta niedużego domu, była urządzona skromnie. Nie można było powiedzieć, że panował tam istny bałagan. Właścicielka jak przystało na jej chory wręcz profesjonalizm, zadbała o każdy szczegół. Ten dzień jednak nie zapowiadał się dobrze po złym zakończeniu cichej napaści na osadę, z której musiała uciekać jak najszybciej. Jeszcze walka z samotnikiem kradnącym jej dobra z domu, doprowadziły ją do stanu wykończenia nerwowego. Niczemu winny ptaszek wesoło ćwierkający przy otwartym oknie, dokonał swojego żywota pod rzuconym ostrzem.
Raven przeklęła wielokrotnie pod nosem, kiedy pierwszy raz po przebudzeniu usiadła na łóżku. Zdziwił ją istotny fakt obfitej plamy krwi, który zabrudził bandaż na brzuchu jak i ubranie. Za mało się pożywiam, pomyślała, przecierając twarz wodą. Nigdy nie miała większych problemów z powrotem do zdrowia, jednak trolle zawsze były wyśmienitymi wojownikami. A ten w pełni przemieniony okazał się trudniejszy, niż mogła sobie to wyobrazić. Świadczyły o tym zdewastowane pół jej lokum oraz podwórko.
Przemierzając znajome jej dróżki, rozglądała się po terenie. Im bliżej osady się znajdowała, tym większą ostrożnością musiała się odznaczyć. Skrzywiła się widząc pomiędzy drzewami nieznajomego mężczyznę z poprzedniej nocy, który stał oparty o pobliskie drzewo. Nie spóźnił się. Ba. Musiał przyjść dużo wcześniej, widocznie sprawa była dla niego priorytetem.

- Obecna i gotowa do dalszej drogi, ku przygodą… Znaczy się… Najpierw dopełnienie poszczególnych formalności. - skrzywiła się lekko, podczas zawiązywania swoich butów do kostki. Ewidentnie wolno gojąca się rana będzie przeszkodą w szybkim dotarciu do celu.
- Nie widzę większego problemu. Nie obiecałem niczego za darmo, więc… - zapytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Układ będzie prosty, zwięzły i każdy na koniec będzie szczęśliwy, prawda? Pokażę Ci najlepsze okazy drzewa, może nawet pomogę je zwieźć. - odparła prosto z mostu, chowając ukochane ostrza na swoje miejsce. - W zamian nie chcę jakiegoś pomocy w tropieniu… Pozostawię sobie szansę na przyszłość, hm? Nie warto marnować takiej szansy.
- Tylko tyle? Myślałem, że będzie to… Dość kreatywna współpraca i wymiana. - obserwował jej każdy krok swoim spostrzegawczym wzrokiem.
- Żyję w trudniejszych warunkach, niż możesz sobie wyobrazić. A lista moich wrogów nie maleje, a pomoc bywa przydatna. - mruknęła, rozciągając ramiona . Bez większego informowania ruszyła w znajomym sobie kierunku. - Słyszałeś może o Złudniczych Alejach? W ich okolicy rosną najlepszej jakości drzewa, jakie możesz sobie wyobrazić. Oczywiście, jeśli cenisz jakość wyrobów.

Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz