Młoda dorosła wbijając wzrok w nadchodzące burzowe chmury, postarała się
szybko wyciągnąć jak najlepsze wnioski z dotychczasowej sytuacji.
Propozycja wyglądającego dość niewinnie osadnika na wyspie była na wagę
złota, mogąca nawet uratować życie w najmniej oczekiwanym momencie.
Pomoc o tropienie zwierzęcia? Szkoda wykorzystać tak trafną okazję na
byle polowanie, kiedy sama czarnowłosa dawała sobie sama radę.
Poszukiwanie doskonałego materiały pod budowę nie było trudną rzeczą,
pierwszy lepszy samotnik mógł wskazać mu drogę. Nawet łowczy z osady.
Brunet najpewniej nie był osobą wylewną w małym calu stroniącym od
rozmów z innymi, kiedy potrzeba była bardzo poważna.
Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, zauważając zaskoczenie na twarzy
nowo poznanego mężczyzny. Natura niczym czytała z jej ust, piorun
przeciął niebo centralnie za jej sylwetką, zwiększając kontrast z jej
bladą skórą. Musiała wyglądać niczym zjawa z legend i podań wierzeń
kultów z całego świata, co spowodowało u niej podniesienie morali.
- Odznaczyła bym się głupotą, gdyby samotnik przeoczył taką okazję.
Takie ustawki w kręgu mojej przynależności mogą równać się ceną życia,
panie… - uniosła lekko brwi, szukając w pamięci jakiegokolwiek imienia.
Jednak szybko przypomniała sobie, że nawet nie podał najistotniejszej
informacji. - Panie w zielonej kamizelce. Imiona w naszej sytuacji są
zbędne, oczywiście moim skromnym zdaniem.
- Niektórych imiona prześcigają bardziej, niż sam jego posiadacz ma o
tym jakąkolwiek świadomość. Jednak dobrze jest znać chociaż pseudonim,
nie przystoi mówić… W dość skomplikowany i nienależny sposób. -
powiedział, bacznie przyglądając się jej postawie. Nie wiedząc czemu
obserwacja wywoływała dreszcze na jej ciele, co stanowczo nie leżało w
jej naturze. - Przejdźmy do setna sprawy.
- Panująca pora roku na naszej ukochanej wyspie nie rozpieszcza… -
zamknęła oczy, kiedy głośny huk porównywalny do startującego myśliwca
przeciął niebo. - Dzisiaj mam jeszcze drobne sprawy do załatwienia,
dlatego musimy przełożyć naszą… Dopinanie spraw na inny dzień.
- Wolałbym wiedzieć jak będę stać z sprawą, jeśli to nie przeszkadza tobie.
Spotkajmy się jutro na granicy pomiędzy terenami osady, a dzikim lasem. -
odparła, oddalając się kilka kroków do tyłu. Zaczęła rozglądać się
dookoła, aby poszukać ukrywających się gości. Którzy w tym momencie nie
byli przychylnie potrzebni. - Godzinę przed wschodem słońca, zbytnio nie
toleruje słońca w najwyższym punkcie na niebie… Nie spóźnij się, czekać
wiecznie nie będę.
Nie czekała na żadną odpowiedź z jego strony. Zawsze była osobą prostą
pod każdym względem, jednak liczyło się dotrzymywanie słowa. Najmniejsze
opóźnienie powodowało całkowite olanie sprawy, oraz niechybne
porzucenie wcześniej zaakceptowanej obietnicy. Wypożyczenie na stałe
pewnych rzeczy z osady samo się nie zrobi, a pogoda wystarczająco
pokrzyżowała jej szyki. Skrzywienie pojawiło się na jej twarzy kiedy
kości zaczęły zmieniając swoją formę. Przemiana w nieduży okaz
nietoperza zawsze ją fascynowała, oraz miała swoje zalety w
zagrażających życie sytuacji. Jednak bolesny aspekt przemiany
drastycznie zmienił jego używanie do minimum. Zdążyła tylko uśmiechnąć
się z wyraźnie odznaczonymi kłami, aby chwilę potem zniknąć w odmętach
mroku. Czekał ją jutro pracowity dzień.
~ * ~
Pierwsze promienie wstającego słońca zza horyzontu wpadły do sypialni
wampirzycy, oświetlając każdy jego zakamarek. Pomieszczenie jak i reszta
niedużego domu, była urządzona skromnie. Nie można było powiedzieć, że
panował tam istny bałagan. Właścicielka jak przystało na jej chory wręcz
profesjonalizm, zadbała o każdy szczegół. Ten dzień jednak nie
zapowiadał się dobrze po złym zakończeniu cichej napaści na osadę, z
której musiała uciekać jak najszybciej. Jeszcze walka z samotnikiem
kradnącym jej dobra z domu, doprowadziły ją do stanu wykończenia
nerwowego. Niczemu winny ptaszek wesoło ćwierkający przy otwartym oknie,
dokonał swojego żywota pod rzuconym ostrzem.
Raven przeklęła wielokrotnie pod nosem, kiedy pierwszy raz po
przebudzeniu usiadła na łóżku. Zdziwił ją istotny fakt obfitej plamy
krwi, który zabrudził bandaż na brzuchu jak i ubranie. Za mało się
pożywiam, pomyślała, przecierając twarz wodą. Nigdy nie miała większych
problemów z powrotem do zdrowia, jednak trolle zawsze były wyśmienitymi
wojownikami. A ten w pełni przemieniony okazał się trudniejszy, niż
mogła sobie to wyobrazić. Świadczyły o tym zdewastowane pół jej lokum
oraz podwórko.
Przemierzając znajome jej dróżki, rozglądała się po terenie. Im bliżej
osady się znajdowała, tym większą ostrożnością musiała się odznaczyć.
Skrzywiła się widząc pomiędzy drzewami nieznajomego mężczyznę z
poprzedniej nocy, który stał oparty o pobliskie drzewo. Nie spóźnił się.
Ba. Musiał przyjść dużo wcześniej, widocznie sprawa była dla niego
priorytetem.
- Obecna i gotowa do dalszej drogi, ku przygodą… Znaczy się… Najpierw
dopełnienie poszczególnych formalności. - skrzywiła się lekko, podczas
zawiązywania swoich butów do kostki. Ewidentnie wolno gojąca się rana
będzie przeszkodą w szybkim dotarciu do celu.
- Nie widzę większego problemu. Nie obiecałem niczego za darmo, więc… - zapytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Układ będzie prosty, zwięzły i każdy na koniec będzie szczęśliwy,
prawda? Pokażę Ci najlepsze okazy drzewa, może nawet pomogę je zwieźć. -
odparła prosto z mostu, chowając ukochane ostrza na swoje miejsce. - W
zamian nie chcę jakiegoś pomocy w tropieniu… Pozostawię sobie szansę na
przyszłość, hm? Nie warto marnować takiej szansy.
- Tylko tyle? Myślałem, że będzie to… Dość kreatywna współpraca i
wymiana. - obserwował jej każdy krok swoim spostrzegawczym wzrokiem.
- Żyję w trudniejszych warunkach, niż możesz sobie wyobrazić. A lista
moich wrogów nie maleje, a pomoc bywa przydatna. - mruknęła, rozciągając
ramiona . Bez większego informowania ruszyła w znajomym sobie kierunku.
- Słyszałeś może o Złudniczych Alejach? W ich okolicy rosną najlepszej
jakości drzewa, jakie możesz sobie wyobrazić. Oczywiście, jeśli cenisz
jakość wyrobów.
Pan Staś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz