“Jakbyś potrzebowała… To zawsze mogę Ci dać trochę swojej.” - jedno
zdanie ciągle chodziło jej po głowie od czasu, kiedy zostały
wypowiedziane przez jej współtowarzysza. Zaskoczenie malowało się na jej
bladej niczym u trupa twarzy, co nie było zbyt częstym widokiem u niej.
Dlaczego tak zareagowała? Po cholerę ten osadnik podtrzymuje
jakąkolwiek rozmowę? Mieli tylko doprowadzić do końca ich osobistą
umowę, nic więcej. Wystarczył krótki moment, aby poderżnąć gardło temu
szatynowi. Jedno odpowiednie cięcie o sporej głębokości, a cuda same by
się działy. Przegryzła wargę z odczuwanej bezsilności, kiedy poczuła
pojedyncze krople na policzku. Wiedziała jedno. Niczego świadomy osadnik
swoim miłym zachowaniem skruszył mur wspomnień, do których nigdy więcej
nie zamierzała wracać. Zamknęła je na klucz, przysłaniając dawną siebie
maską bezuczuciowego stworzenia. Raven. Przybierając to miano wyzbyła
się wszystkiego, co wiązało jej człowieczeństwo poprzedniego życia.
- Ty… Ty pieprzona kreaturo! - warknęła, kiedy niespodziewanie dopadła
do jego osoby. Wykorzystując nabytą przez zmianę genetyczną siłę,
pchnęła Stasia na drzewo. Z frustracją złapała za trzon siekiery, mogąc
wykorzystać ją w najmniej oczekiwanym momencie. Czarnowłosa nie
przemyślała swojego działania, prowadzona przez emocje, które
przysłoniły jej trzeźwość umysłu. - Dlaczego musisz taki być?! Mieliśmy
tylko dobić targu, a nie bawić się… W pieprzone zabawy w przyjaźnie!
- Co-co takiego zrobiłem? Przepraszam… Jeśli w jakiś sposób uraziłem
twoją osobę… - szepnął bardziej zdziwiony jej zmianą zachowania, niż
okazując strach. Nie chcąc okazać słabości wbiła wzrok w ziemię, jakimś
cudem unosząc jego ciało kilka centymetrów do góry.
Jej serce zabiło szybciej, kiedy wykorzystała chwilę na spojrzenie mu
prosto w oczy. Zaatakowały ją wspomnienia o istnieniu osoby, której
życie zakończyła w jej najlepszym okresie. Był taki sam jak trzymany w
jej sidłach farmer. Jaki humor by nie miała, nigdy nie powiedział o niej
złego słowa. Tamten mężczyzna był jej cieniem, sumieniem i obrońcą
przed upadkiem. Każde jej wybory próbował prostować, jej wyniki
przyjmując na siebie.
- P-powinnam zapierdolić Cię jak psa! Tak bardzo śmieszy Cię obecna
sytuacja?! Dlaczego musisz taki być? - zapytała, wbijając siekierę obok
jego głowy. Głęboko jak na chudą dziewczynę. Wilkołak upadł na ziemię,
najpewniej próbując skojarzyć fakty.
- Nie powiedziałem nic złego… Raven?
- Po prostu zamilcz. Nie odzywaj się więcej… Chcę jak najszybciej
zakończyć tą całą szopkę, aby wrócić do własnej działalności. -
wyciągnęła przed siebie rękę, zakazując jakichkolwiek rozmów o
poprzedniej sytuacji. Odeszła na swoje poprzednie miejsce, odwracając
się do plecami do rozmówcy. Potrzebowała samotności. Dlatego ograniczyła
kontakty z osobami trzecimi, nie licząc swoich ofiar do wysuszenia.
Potrzebowała jakoś odreagować. Może morderstwo? Rozerwanie gardła
niewinnemu? Złapała się za obie skronie, hamując nawroty czarnych
wspomnień .
~ * ~
Mijała kolejna godzina ich wyprawy w głąb rajskiej wyspy. W najlepsze
siedziała w wyższych partiach rosłego drzewa, przyglądając się życiu
niczemu winnych zwierzątek. Nie zamierzała jednak ich mordować przez
podłamanie psychicznie. Na polowanie zamierzała udać się w nocy, gdzie
tylko księżyc był wszystkiego świadkiem. Co jakiś czas zerkała na
pracującego w pocie czoła wielkiego budowlańca, któremu praca nie szła
szybko. W tej części ich nowego domu, słońce dawało nieźle w kość. Zdąży
ściąć kilka drzewa, kiedy cała się pomarszczę z starości, pomyślała,
zachowując przemyślenia dla siebie. Zeskoczyła z konaru drzewa,
poprawiając koszulę. Już dawno powiesiła czarną kamizelkę na własnym
ostrzu wbitym w pień krzewu.
- Moja babka miała więcej krzepy do życia, niż Ty do cięcia drzewa. -
mruknęła jakby od niechcenia, zachowując swoje pozory z poprzedniej
nocy. Wyciągnęła dłoń przed siebie, aby pochwycić siekierkę.
Nie zamierzam tracić głowy lub innych części ciała, zależnie od twojego
humoru… Poradzę sobie. - odpowiedział niemal od razu, cofając się o
kilka kroków do tyłu.
- Nie sprawiaj i pogrążaj swojego położenia, bo zacznę żałować swojej
decyzji. - niespodziewanie wyskoczyła do przodu, aby wyrwać mu narzędzie
z dłoni. Po okolicy rozniósł się cichy pisk, kiedy zahaczyła nogą o
wystający korzeń. Chwilę potem upadła prosto na mężczyznę, powodując
sturlanie się z wzgórza. - Japierdole! Przynosisz mi ciągłego pecha, Ty…
Ty niedopracowana modyfikacja genetyczno!
- Wypraszam sobie, mówi to osoba, która rzuca się na mnie z
niebezpieczną bronią. - odpowiedział jej równie szybko, ratując swój
osobisty męski honor. Rav przeturlała się na bok, aby być jak najdalej
od zagadkowego osobnika. Zaraz jednak się skrzywiła kiedy powstała rana
na brzuchu, dała o sobie znać. - Dodatkowo przerwałaś mi pracę.
- Nie skończymy tego do jutra… - zaśmiała się pod nosem, wstając o własnych siłach do pionu. - Kim do cholery jesteś, hm?
- Nie rozumiem…
- Jakim genem poczęstowali Cię nasi stwórcy, osadniku? - zapytała, pomagając mu wstać.
Pan Staś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz