24 czerwca 2019

Od Raven CD Pana Stasia

“Jakbyś potrzebowała… To zawsze mogę Ci dać trochę swojej.” - jedno zdanie ciągle chodziło jej po głowie od czasu, kiedy zostały wypowiedziane przez jej współtowarzysza. Zaskoczenie malowało się na jej bladej niczym u trupa twarzy, co nie było zbyt częstym widokiem u niej. Dlaczego tak zareagowała? Po cholerę ten osadnik podtrzymuje jakąkolwiek rozmowę? Mieli tylko doprowadzić do końca ich osobistą umowę, nic więcej. Wystarczył krótki moment, aby poderżnąć gardło temu szatynowi. Jedno odpowiednie cięcie o sporej głębokości, a cuda same by się działy. Przegryzła wargę z odczuwanej bezsilności, kiedy poczuła pojedyncze krople na policzku. Wiedziała jedno. Niczego świadomy osadnik swoim miłym zachowaniem skruszył mur wspomnień, do których nigdy więcej nie zamierzała wracać. Zamknęła je na klucz, przysłaniając dawną siebie maską bezuczuciowego stworzenia. Raven. Przybierając to miano wyzbyła się wszystkiego, co wiązało jej człowieczeństwo poprzedniego życia.

- Ty… Ty pieprzona kreaturo! - warknęła, kiedy niespodziewanie dopadła do jego osoby. Wykorzystując nabytą przez zmianę genetyczną siłę, pchnęła Stasia na drzewo. Z frustracją złapała za trzon siekiery, mogąc wykorzystać ją w najmniej oczekiwanym momencie. Czarnowłosa nie przemyślała swojego działania, prowadzona przez emocje, które przysłoniły jej trzeźwość umysłu. - Dlaczego musisz taki być?! Mieliśmy tylko dobić targu, a nie bawić się… W pieprzone zabawy w przyjaźnie!
- Co-co takiego zrobiłem? Przepraszam… Jeśli w jakiś sposób uraziłem twoją osobę… - szepnął bardziej zdziwiony jej zmianą zachowania, niż okazując strach. Nie chcąc okazać słabości wbiła wzrok w ziemię, jakimś cudem unosząc jego ciało kilka centymetrów do góry.

Jej serce zabiło szybciej, kiedy wykorzystała chwilę na spojrzenie mu prosto w oczy. Zaatakowały ją wspomnienia o istnieniu osoby, której życie zakończyła w jej najlepszym okresie. Był taki sam jak trzymany w jej sidłach farmer. Jaki humor by nie miała, nigdy nie powiedział o niej złego słowa. Tamten mężczyzna był jej cieniem, sumieniem i obrońcą przed upadkiem. Każde jej wybory próbował prostować, jej wyniki przyjmując na siebie.

- P-powinnam zapierdolić Cię jak psa! Tak bardzo śmieszy Cię obecna sytuacja?! Dlaczego musisz taki być? - zapytała, wbijając siekierę obok jego głowy. Głęboko jak na chudą dziewczynę. Wilkołak upadł na ziemię, najpewniej próbując skojarzyć fakty.
- Nie powiedziałem nic złego… Raven?
- Po prostu zamilcz. Nie odzywaj się więcej… Chcę jak najszybciej zakończyć tą całą szopkę, aby wrócić do własnej działalności. - wyciągnęła przed siebie rękę, zakazując jakichkolwiek rozmów o poprzedniej sytuacji. Odeszła na swoje poprzednie miejsce, odwracając się do plecami do rozmówcy. Potrzebowała samotności. Dlatego ograniczyła kontakty z osobami trzecimi, nie licząc swoich ofiar do wysuszenia. Potrzebowała jakoś odreagować. Może morderstwo? Rozerwanie gardła niewinnemu? Złapała się za obie skronie, hamując nawroty czarnych wspomnień .

~ * ~

Mijała kolejna godzina ich wyprawy w głąb rajskiej wyspy. W najlepsze siedziała w wyższych partiach rosłego drzewa, przyglądając się życiu niczemu winnych zwierzątek. Nie zamierzała jednak ich mordować przez podłamanie psychicznie. Na polowanie zamierzała udać się w nocy, gdzie tylko księżyc był wszystkiego świadkiem. Co jakiś czas zerkała na pracującego w pocie czoła wielkiego budowlańca, któremu praca nie szła szybko. W tej części ich nowego domu, słońce dawało nieźle w kość. Zdąży ściąć kilka drzewa, kiedy cała się pomarszczę z starości, pomyślała, zachowując przemyślenia dla siebie. Zeskoczyła z konaru drzewa, poprawiając koszulę. Już dawno powiesiła czarną kamizelkę na własnym ostrzu wbitym w pień krzewu.

- Moja babka miała więcej krzepy do życia, niż Ty do cięcia drzewa. - mruknęła jakby od niechcenia, zachowując swoje pozory z poprzedniej nocy. Wyciągnęła dłoń przed siebie, aby pochwycić siekierkę.
Nie zamierzam tracić głowy lub innych części ciała, zależnie od twojego humoru… Poradzę sobie. - odpowiedział niemal od razu, cofając się o kilka kroków do tyłu.
- Nie sprawiaj i pogrążaj swojego położenia, bo zacznę żałować swojej decyzji. - niespodziewanie wyskoczyła do przodu, aby wyrwać mu narzędzie z dłoni. Po okolicy rozniósł się cichy pisk, kiedy zahaczyła nogą o wystający korzeń. Chwilę potem upadła prosto na mężczyznę, powodując sturlanie się z wzgórza. - Japierdole! Przynosisz mi ciągłego pecha, Ty… Ty niedopracowana modyfikacja genetyczno!
- Wypraszam sobie, mówi to osoba, która rzuca się na mnie z niebezpieczną bronią. - odpowiedział jej równie szybko, ratując swój osobisty męski honor. Rav przeturlała się na bok, aby być jak najdalej od zagadkowego osobnika. Zaraz jednak się skrzywiła kiedy powstała rana na brzuchu, dała o sobie znać. - Dodatkowo przerwałaś mi pracę.
- Nie skończymy tego do jutra… - zaśmiała się pod nosem, wstając o własnych siłach do pionu. - Kim do cholery jesteś, hm?
- Nie rozumiem…
- Jakim genem poczęstowali Cię nasi stwórcy, osadniku? - zapytała, pomagając mu wstać.

Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz