Spojrzałem na nieznajomego. To nie był transfer, poznałem to po jego
prośbie. Zwyczajny klient był niższym ode mnie albinosem. Wyglądał na
poważnego, ale w tej chwili na jego twarzy malował się lekki szok.
- Oczywiście – odparłem spokojnie, delikatnie się uśmiechając. Wyminąłem
obcego i otworzyłem drzwi. - Zapraszam – wszedłem pierwszy. Chłopak
ruszył za mną, zamykając drzwi. Podszedłem do szafki z wysuwanymi
szufladami. Przejechałem palcem po drugim rzędzie, odczytując litery na
nich wyskrobane. W tym czasie klient stał grzecznie w środku warsztatu i
się rozglądał po moim arsenale. Nareszcie znalazłem literki „Gź”,
wysunąłem i wyjąłem ze środka woreczek. - Ile?
- Nie dużo – chłopak podszedłem do blatu, na który wysypałem trochę
gwoździ. Wyjąłem drugi woreczek, kiedy nieznajomy zaznaczał część dla
siebie. Spakowałem ją i podałem mu, kiedy zapłacił, pożegnaliśmy się.
Ruszył w kierunku wyjścia, a ja schowałem gwoździe. Kiedy się
odwróciłem, zobaczyłem albinosa, który stał w otwartym drzwiach i
patrzył w niebo. Obserwowałem go, aż w końcu się ruszył i postąpił
niepewnie krok do przodu. Promienie słońca opadły na jego ciało, a on
pobiegł przed siebie. Drzwi same się zamknęły, a wtedy pokrzątałem się
trochę w swej pracowni, oglądając ostrza, zbroje, miecze. Transfer dalej
się nie pokazywał, czyżby miał zamiar się spóźnić? A może przyjdzie
następnego dnia? Ja byłem tu ciągle, póki jedzenie miałem, nie musiałem
wybierać się na rynek przez jakiś tydzień. Mimo to wolałem skorzystać ze
słonecznego dnia i poleżeć na zewnątrz. W tym celu wyszedłem z budynku,
ale zamiast wrócić na swoje legowisko, moje oczy od razu wyłapały
albinosa, siedzącego pod drzewem. Przymrużyłem oczy, kiedy słońce mnie
oślepiło. Myślałem, że to zwidy, ale chłopak, który przed chwilą kupował
u mnie gwoździe, siedział pod drzewem i się nie ruszał. Podszedłem do
niego, może coś się stało? Gdy byłem obok niego, spojrzał na mnie kątem
oka.
- Coś się stało? - zapytałem.
- Nic takiego, naprawdę? - gdy promień słońca opadł na jego stopę, ten się automatycznie odsunął bardziej w cień.
- Na pewno? Wyglądasz, jakbyś się chował przed słońcem – powiedziałem i
mu się uważniej przyjrzałem. Po chwili fakt, że chłopak jest albinosem,
uderzył we mnie niczym grom. - Chcesz się schować u mnie? -
zaproponowałem.
- Nie chcę się narzucać. Za chwilę powinno przejść.
- Jak uważasz. Jakby co, nie krępuj się – po tych słowach odwróciłam się
wróciłem do warsztatu. Czułem na sobie wzrok chłopaka, ale się nie
odwróciłem. Gdy byłem już u siebie, usłyszałem pukanie do drzwi, ale z
drugiej strony. Podszedłem i otworzyłem je. Zobaczyłem nieco niższego
szatyna o zielonych oczach.
- W czym pomóc?
- Słyszałem, że jesteś najlepszym kowalem.. potrzebowałbym pięciu
długich gwoździ i jeden stalowy wzmacniany młotek.. dałbyś rade mi to
zrobić?
- Tak. Na kiedy?
- A ile mniej więcej będziesz potrzebował czasu? - na chwilę się
zamyśliłem. Aktualnie miałem wszystko zrobione dla transfera, dlatego
miałem wolny grafik.
- Wróć tu za dwa dni – stwierdziłem.
- Dobra. Co byś chciał w zamian? - podałem cenę w postaci monet.
Mężczyzna skinął głową i odszedł, a ja spojrzałem na niego. Nie
wyglądało na to, aby słońce w najbliższym czasie zniknął, dlatego
wróciłem do poprzednich drzwi i stanąłem w progu. Albinos dalej siedział
i czekał.
- Dalej będziesz czekał, czy wejdziesz? - zapytałem głośno, by mnie
usłyszał. Chłopak spojrzał na mnie i bez przekonania zgodził się na moją
propozycję. Idąc do mnie, starał się jakoś uchronić przed słońcem. -
Coś do picia? - zapytałem, gdy był już w środku.
Fafnir?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz