27 czerwca 2019

Od Raven CD Pana Stasia

“ Od kiedy pamięta spędzała czas na zamkniętym osiedlu, którego populacja składała się z rodzin powiązanych w jakimś stopniu z militariami. Uwielbiana przez dorosłych, wraz z innymi w podobnym w jej wieku tworzyli swego rodzaju społeczność. Szajka jak nazwano ich w prześmiewczym tonie, uhonorowali się panami ich dzielnicy. Grupa jeżdżących dzieci na rowerach, rysunki na chodnikach oraz stworzone bazy w osiedlowym parku na zawsze wpisały się w krajobraz tamtejszej części miasta.
Arleight Castelle w barwnych czasach swojego jestestwa, wcale nie przypominała obecnej siebie. Znakiem rozpoznawczym był długi warkocz opadający na plecy, a oczy z ciekawością spoglądały na świat. Czas szkolny oraz zabaw dzieliła między nauką gry na skrzypcach, a w późniejszym czasie łucznictwu. Chmury nadchodziły nad jej sylwetką powodując szepty sąsiadów, kiedy zauważono przy niej ojca. Rosłego mężczyznę, wyniszczonego przez nieustające w tamtym czasie misje wojskowe na objętą konfliktami ziemię. Dość rygorystyczne wychowanie odbiło się w pewnym stopniu na jej psychice, pozostawiając już na zawsze pewne nawyki. Jednak pewien dzień gwałtownie zmienił jej spojrzenie na świat. Nieplanowane spotkanie dziewczynki z starszym chłopcem, wychowanym w całkiem innej rzeczywistości, zmieniły ją diametralnie.

- Spójrz! Teraz nie możesz spojrzeć na nas z góry, kiedy sama jesteś na dnie! - popchnięta na betonowy chodnik dziewczyna upadła, zaliczając bolesny upadek na część ciała, gdzie plecy kończyły mieć swoją szlachetną nazwę. Niepewnie wbiła wzrok w budynek obok, aby ominąć kontakt z oprawcami, którzy z ciekawością spoglądali na dalszy rozwój wydarzeń. W tym momencie liczył się wyższy od nich brunet i upadła dziewczynka. - Było nie pomagać słabeuszom… Chociaż zmiana ofiar jest lepsza, hm? Jak się z tym czujesz, tatuś będzie wściekły.
- W-warto jest pomagać… Nie. Należy pomagać drugiej osobie, kiedy jest w potrzebie…
- Oczywiście! Można pomagać, ale przeważnie powinno działać to w obie strony. - pochylił się lekko do przodu, chowając dłonie w kieszenie jeansów. Nigdy nie rozumiał ludzkiej dobroci. Stamtąd gdzie pochodził, pomoc bezinteresowna kończyła się splunięciem komuś w twarz. Więc dlaczego z zaciekawieniem przyglądał się dziewczynie, której nastawienie zaskoczyło go? - Zapomniałaś języka w gębie?!
- P-przykro mi… Że zostałeś skrzywdzony przez swoich przyjaciół… "


Nagły ruch przed nią podziałał niczym wiadro wylanej wody, prosto na jej głowę. Musiało minąć kilka chwil, aby zrozumieć jej sytuację. Zauważyła tylko leżący obok duży kawał drewna, stojącego przed nią mężczyznę w dość dziwnej pozie. Ominęło mnie coś, pomyślała. Oczy rozszerzyły się znacznie kiedy poczuła ciepło skóry wilkołaka. Wcześniej wspomniany nie ubrał już mokrej koszuli, na jej miejsce zarzucając zielony materiał. Nagła bliskość naruszająca jej przestrzeń osobistą, spowodowała swoisty odskok do tyłu. Jednak przyroda nie zamierzała w żaden sposób iść wampirzycy na rękę. Pisk upadku przestraszył siedzące na niedalekiej gałęzi ptaki, a za ich plecami sarna rzuciła się do ucieczki.

- C-co się… Znaczy się, co właśnie się stało, huh?! Dlaczego jesteś tak blisko mnie?! Dlaczego nie masz… koszuli?! - zapytała lekko zagubiona, ratując swoją sytuację. Chcąc ukryć rumieńce, automatycznie odbiła głową w bok.
- Zgrywasz taką niewinność… Ale rumieńce mówią same za siebie. - zaśmiał się cicho szatyn, czekając na dalszy tok wydarzeń. W tym samym czasie zdołał wrzucić upadły fragment ponownie na wózek. - Gdybyś nie bujała w obłokach, swoim refleksem zdążyłabyś odskoczyć. Marnie pisała się Twoja sytuacja… Dobrze, że zrobiłem przerwę, wstrzymując na chwilę wędrówkę.
- Jakby od pstryknięcia palcem, o dziwo znalazłeś się obok mnie, hm? Szłam w końcowej części powozu.
- Wołałem, abyś rzuciła mi bukłak z wodą. Ten jakimś sposobem znalazł się przywiązany do plecaka, który postanowiłaś nieść na plecach. Ale blada jak śmierć dziewczyna, wykazała się jakże wspaniałym wyborem czasu na rozmyślanie. O tak! Specjalnie przyszedłem do Ciebie, tak dla własnego widzi mi się. - prychnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Takiej postawy u Stasia jeszcze nie dostrzegła od ich nagłego zapoznania, co spowodowało niemałe zaskoczenie. - Więc mogę prosić szanowną Raven… O podzielenie się wodą?
- Dobra! Nie musisz dalej ciągnąć swojej gierki, wiesz? Załapałam. Moja i TYLKO moja wina, że poświęciłam czas na stare wspominki. - mruknęła, wręczając mu pojemnik z błogosławioną cieczą. Sama po wstaniu zaraz do pionu, udała się na przód wozu. Nie zamierzała w jakikolwiek sposób tłumaczyć się mężczyźnie, tym samym dalej prowadzić bezsensowną rozmowę. Duma nie pozwoliła jej na to, na początku spisując ją na straty.
- Nigdy nie zrozumiem skomplikowanego układu kobiet.
Naprawdę? Pomimo ciągłego rozmyślania nad filozofią działania świata...Nie znalazłam obiekcji, które potwierdzą moja teorie…
- Może podzielisz się wnikliwym obserwacjami, chętnie posłucham. - odparł, jakby na złość siadając naprzeciwko niej.
- Ah! Mam gdzieś kto stworzył ludzi, nie poświęcił odpowiedniej ilości czasu na facetów! - powiedziała wylewając frustrację, tym samym wstając z dotychczasowego miejsca spoczynku. Łapiąc za ramiączka plecaka szybkim krokiem ruszyła przed siebie. - Nie opierdzielaj się, wilczku! Nie mam całego dnia, aby siedzieć i rozmawiać jak na jakimś obozie!


~ * ~

Przez jej ciało przechodziła niepewność. Najmniejszy szmer, który docierał do jej ucha skutkowało natychmiastowym sięgnięciem po broń. Wchodząc na teren osadników w czasie dnia było dla niej czymś nowym, dlatego też kryła się za powozem. Sama wampirzyca mogła szczerze stwierdzić, że przysłowiowe “zdziczenie” w jakimś stopniu zakorzeniło się w jej stylu bycia. Przeważnie wszystkie aktywne rzeczy wykonywała pod osłoną mroku, aby zminimalizować przebywanie wśród innych mutantów do minimum. Pierwszy raz od początku swojej przygody na wyspie postanowiła zaufać komuś na tyle, aby iść obok niego i zaufać “jesteś bezpieczna”.

- Tutaj… Pomimo burzliwej pory roku, pola wyglądają pięknie. - szepnęła oniemiała, zatrzymując się na pobliskim wzniesieniu. Widok jaki miała przed sobą, odebrał jej mowę. Łany porastających tereny zbóż delikatnie szeleściły pod wpływem wiatru. - Mieszkasz tutaj?
- Poprawka, ja się tym zajmuje. - powiedział szybko, nie zaprzestając dalszego kroku ku widocznym zabudowaniom.
- Kawał dobrej roboty, wilczku.


Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz