30 czerwca 2019

Od Melody CD Pana Stasia

Wraz z początkiem lata, zaczęły przychodzić do mnie zamówienia na lżejsze ubrania. Dzięki temu miałam więcej czasu, gdyż wymagały one mniej pracy. Również po materiały nie musiałam chodzić tak często. Oczywiście mogłabym korzystać z usług transfera, ale wolałam wybierać je samodzielnie. Gdyby sprzedawca miał na stanie coś nowego, mogłabym to zobaczyć i być może pasowałoby to do jednego z projektów lub przyczyniło się do powstania kolejnego. Z tego właśnie powodu wszystkie materiały miałam jedynie dostarczane do pracowni. Sama mogłam unieść tylko to, co niezbędne, więc uważałam, że rola transfera jest w wiosce ogromnie ważna.
Tego dnia zawiesiłam na drewnianej tablicy nowe projekty, które wymagały kilku poprawek i rozpisałam plan zajęć dla mnie oraz Renard'a. Planowałam nauczyć go ściegów, ale przed ich wykonaniem musiał mieć je zobrazowane krok po kroku. Postanowiłam więc wybrać się do biblioteki i poszukać odpowiedniej książki na ten temat, zanim zabiorę się za rozrysowywanie każdego etapu wykonania wszystkich sposobów łączenia materiałów w zawodzie krawca.
Związałam swoje jasne włosy w kok i wyszłam z domu.
Będąc już całkiem blisko, zostałam zaczepiona przez  mężczyznę o dłuższych, brązowych włosach. O ile się nie myliłam, był to Pan Staś, rolnik, pracujący w osadzie.
- Witaj Melody, możemy porozmawiać? - zapytał wyraźnie zawstydzony.
- Oczywiście. - odparłam z uśmiechem. W końcu kilka minut rozmowy nie zaszkodzi.
- Jeśli byś dała radę, potrzebowałbym nowej tuniki oraz koszulki... Tunikę najlepiej w zielonym kolorze...nieco dłuższą...Koszulka wolałbym żeby była biała, jeśli to nie problem. Oprócz tego prosiłbym cię też o coś w rodzaju kołczanu...Jednakże żeby było bardziej wytrzymałe i dłuższe...
- Do czego będą ci potrzebne? Jakiejś pracy? I w jakich warunkach? - dopytałam, by jak najlepiej dobrać materiał oraz wzór.
- Tunika i koszulka do pracy w polu i przy zwierzętach...Co do warunków...najlepiej, by były uniwersalne...praca nie wybiera...Wiadomo, że podczas deszczu za długo przebywać na zewnątrz nie będę, ale jednak żeby się nie zniszczyły od byle ulewy... - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie - Co do koloru, jak już wspominałem, tunikę wolę w jakimś ciemniejszym zielonym kolorze...podkoszulek w białym...kołczan akurat nie ma znaczenia...On mi jest potrzebny jedynie do pracy w polu... - wyjaśnił szatyn. Wszystko zapisywałam w notesie, który wyjęłam z tylnej kieszeni moich krótkich spodenek.
- Dobrze, myślę, że dam radę wykonać to zamówienie. - powiedziałam, ponownie chowając wszystko.
- To w takim razie kiedy mogę się do ciebie zgłosić po rzeczy? I ile ci będę winien?
- Sądzę, że powinnam wyrobić się w tydzień. Maksymalnie w dwa. Kołczan chyba zajmie mi najwięcej czasu. Z resztą uwinę się szybciej. Co do ceny... - zastanowiłam się podliczając wszystko w głowie i na szybko dobierając materiały o nie za wysokiej cenie, ale równie dobre, co te droższe - Ciemnozielony materiał będzie kosztował tyle, co skóra, ponieważ jest trudny do wykonania. Nie zużyję go jednak za dużo. Biały będzie najtańszy, bo łatwo go otrzymać. - wyjaśniłam. Ponownie zastanowiłam się na chwilę, po czym podałam rozsądną cenę, która zadowoliłaby obie strony.
- Bardzo ci dziękuję, Melody... - szatyn uśmiechnął się delikatnie.
- Nie ma sprawy. W końcu to moja specjalność. - odparłam odwzajemniając uśmiech. Osadnik przyglądał się mojej osobie jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się powoli i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Zapewne wrócił do domu, by ponownie oddać się swojej pracy. Odprowadziłam go wzrokiem, aż zniknął mi z pola widzenia, ukryty za budynkami. Tunika, podkoszulek i kołczan. Będzie, co robić.
Wznowiłam swój spacer do biblioteki i gdy byłam już na miejscu, przekroczyłam jej próg. Biblioteka uniosła wzrok znad swojego biurka, pełnego książek i powitała mnie ciepło. Z uśmiechem odpowiadziałam jej i zapytałam o dział, który mnie interesował. Starsza Osadniczka wskazała mi jedną z alejek. Podziękowałam jej i od razu ruszyłam we wskazanym kierunku. Mój wzrok błądził po wysokich, drewnianych regałach, wypełnionych milionami książek o różnokolorowych okładkach. Nie mogłam jednak odnaleźć w ten sposób właściwej książki, więc zaczęłam odczytywać wszystkie tytuły po kolei.
Po jakimś czasie, w końcu udało mi się zdobyć poszukiwany tom. Wypożyczyłam go i udałam się z nim w drogę powrotną, wstępując jeszcze do sklepu. Wyszukałam materiały potrzebne do wykonania zamówienia dla rolnika i zapłaciłam za nie. Następnie wróciłam do domu, gdzie poczekałam na Renard'a.
***
Chłopiec zjawił się na czas. Z uśmiechem poczęstowałam go swoimi wypiekami oraz lemoniadą. Jednocześnie z zainteresowaniem wysłuchałam jego opowieści o tym, jak minęła mu droga do mnie. Następnie przeszliśmy do tematu projektów i wprowadziliśmy na nie niezbędne poprawki. Cieszyło mnie, że mam takiego ucznia. Był pracowity, ambitny i posiadał dużą wyobraźnię. Tak bardzo przywykłam do jego obecności, że czasem miałam wrażenie, iż brunet jest moim własnym synem.
Kiedy przeszliśmy do nauki, cierpliwie opisywałam chłopcu każdy ścieg i jego przeznaczenie. Gdy teorię mieliśmy już za sobą, przeszliśmy do praktyki na pozostałościach materiałów.
***
Kilka godzin po wyjściu Renard'a, odwiedził mnie transfer z zamówionymi przeze mnie tego samego dnia materiałami. Od razu zabrałam się do pracy. Tak, jak myślałam, szybko poradziłam sobie z podkoszulkiem oraz tuniką. Miałam już wprawę do tego typu ubrań po uszyciu setki dla całej osady. Został więc jedynie kołczan.
Wzięłam notes oraz węgiel, owinięty papierem i przeszłam z nimi do łazienki. W trakcie kąpieli, której wymagała moja skóra, rozrysowywałam projekt zamówienia. Postanowiłam wzmocnić ściany kołczanu poprzez zszycie ze sobą kilku warstw skóry bydlęcej. Była ona odpowiednio wytrzymała na warunki pogodowe, towarzyszące pracy rolnika jak i nią samą. Zaplanowałam również dodatkowe obszycie brzegów i dołączyłam do projektu pas, który umożliwiałby zawieszenie kołczanu na plecach.
***
Po długiej kąpieli, wróciłam do pracy. Ostrożnie i dokładnie wycinałam elementy ze skóry, na którą wcześniej naniosłam projekt, a następnie zszywałam ze sobą odpowiednie warstwy.
Nie byłam pewna, ile czasu spędziłam w pracowni, ale widząc ciemne niebo za oknem, odłożyłam wszystko na duży, drewniany stół i wróciłam do łazienki.
Po kolejnej kąpieli, przebrałam się w koszulę nocną i przeszłam do sypialni. Zbliżyłam się do stolika nocnego, na którym spoczywały bursztyny od Lucan'a. Wzięłam je delikatnie w dłonie. Byłam ciekawa, jak radził sobie w tą porę roku.
Przeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Spojrzałam na las, który w ciemnościach przypominał czarną plamę. Im dłużej tak siedziałam, tym bardziej czułam się senna.
***
Zamówienie udało mi się skończyć jeszcze przed końcem tygodnia. Czas wolny przeznaczałam na dodatkowe lekcje dla Renard'a i szukanie materiałów poza terenami wioski oraz Lucan'a. To ostatnie nie było jednak tak łatwe jak reszta. Szyjąc ubrania na jesień, starałam się jakoś zająć myśli.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Poderwałam się z miejsca i poszłam sprawdzić, kto to taki. Sądząc po tym, że był to ostatni dzień tygodnia, spodziewałam się Pana Stasia.

 Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz