Wraz z początkiem lata, zaczęły przychodzić do mnie zamówienia na
lżejsze ubrania. Dzięki temu miałam więcej czasu, gdyż wymagały one
mniej pracy. Również po materiały nie musiałam chodzić tak często.
Oczywiście mogłabym korzystać z usług transfera, ale wolałam wybierać je
samodzielnie. Gdyby sprzedawca miał na stanie coś nowego, mogłabym to
zobaczyć i być może pasowałoby to do jednego z projektów lub przyczyniło
się do powstania kolejnego. Z tego właśnie powodu wszystkie materiały
miałam jedynie dostarczane do pracowni. Sama mogłam unieść tylko to, co
niezbędne, więc uważałam, że rola transfera jest w wiosce ogromnie
ważna.
Tego dnia zawiesiłam na drewnianej tablicy nowe
projekty, które wymagały kilku poprawek i rozpisałam plan zajęć dla mnie
oraz Renard'a. Planowałam nauczyć go ściegów, ale przed ich wykonaniem
musiał mieć je zobrazowane krok po kroku. Postanowiłam więc wybrać się
do biblioteki i poszukać odpowiedniej książki na ten temat, zanim
zabiorę się za rozrysowywanie każdego etapu wykonania wszystkich
sposobów łączenia materiałów w zawodzie krawca.
Związałam swoje jasne włosy w kok i wyszłam z domu.
Będąc
już całkiem blisko, zostałam zaczepiona przez mężczyznę o dłuższych,
brązowych włosach. O ile się nie myliłam, był to Pan Staś, rolnik,
pracujący w osadzie.
- Witaj Melody, możemy porozmawiać? - zapytał wyraźnie zawstydzony.
- Oczywiście. - odparłam z uśmiechem. W końcu kilka minut rozmowy nie zaszkodzi.
-
Jeśli byś dała radę, potrzebowałbym nowej tuniki oraz koszulki...
Tunikę najlepiej w zielonym kolorze...nieco dłuższą...Koszulka wolałbym
żeby była biała, jeśli to nie problem. Oprócz tego prosiłbym cię też o
coś w rodzaju kołczanu...Jednakże żeby było bardziej wytrzymałe i
dłuższe...
- Do czego będą ci potrzebne? Jakiejś pracy? I w jakich warunkach? - dopytałam, by jak najlepiej dobrać materiał oraz wzór.
-
Tunika i koszulka do pracy w polu i przy zwierzętach...Co do
warunków...najlepiej, by były uniwersalne...praca nie wybiera...Wiadomo,
że podczas deszczu za długo przebywać na zewnątrz nie będę, ale jednak
żeby się nie zniszczyły od byle ulewy... - mężczyzna uśmiechnął się
delikatnie - Co do koloru, jak już wspominałem, tunikę wolę w jakimś
ciemniejszym zielonym kolorze...podkoszulek w białym...kołczan akurat
nie ma znaczenia...On mi jest potrzebny jedynie do pracy w polu... -
wyjaśnił szatyn. Wszystko zapisywałam w notesie, który wyjęłam z tylnej
kieszeni moich krótkich spodenek.
- Dobrze, myślę, że dam radę wykonać to zamówienie. - powiedziałam, ponownie chowając wszystko.
- To w takim razie kiedy mogę się do ciebie zgłosić po rzeczy? I ile ci będę winien?
-
Sądzę, że powinnam wyrobić się w tydzień. Maksymalnie w dwa. Kołczan
chyba zajmie mi najwięcej czasu. Z resztą uwinę się szybciej. Co do
ceny... - zastanowiłam się podliczając wszystko w głowie i na szybko
dobierając materiały o nie za wysokiej cenie, ale równie dobre, co te
droższe - Ciemnozielony materiał będzie kosztował tyle, co skóra,
ponieważ jest trudny do wykonania. Nie zużyję go jednak za dużo. Biały
będzie najtańszy, bo łatwo go otrzymać. - wyjaśniłam. Ponownie
zastanowiłam się na chwilę, po czym podałam rozsądną cenę, która
zadowoliłaby obie strony.
- Bardzo ci dziękuję, Melody... - szatyn uśmiechnął się delikatnie.
-
Nie ma sprawy. W końcu to moja specjalność. - odparłam odwzajemniając
uśmiech. Osadnik przyglądał się mojej osobie jeszcze przez chwilę, po
czym odwrócił się powoli i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Zapewne
wrócił do domu, by ponownie oddać się swojej pracy. Odprowadziłam go
wzrokiem, aż zniknął mi z pola widzenia, ukryty za budynkami. Tunika,
podkoszulek i kołczan. Będzie, co robić.
Wznowiłam swój spacer
do biblioteki i gdy byłam już na miejscu, przekroczyłam jej próg.
Biblioteka uniosła wzrok znad swojego biurka, pełnego książek i powitała
mnie ciepło. Z uśmiechem odpowiadziałam jej i zapytałam o dział, który
mnie interesował. Starsza Osadniczka wskazała mi jedną z alejek.
Podziękowałam jej i od razu ruszyłam we wskazanym kierunku. Mój wzrok
błądził po wysokich, drewnianych regałach, wypełnionych milionami
książek o różnokolorowych okładkach. Nie mogłam jednak odnaleźć w ten
sposób właściwej książki, więc zaczęłam odczytywać wszystkie tytuły po
kolei.
Po jakimś czasie, w końcu udało mi się zdobyć
poszukiwany tom. Wypożyczyłam go i udałam się z nim w drogę powrotną,
wstępując jeszcze do sklepu. Wyszukałam materiały potrzebne do wykonania
zamówienia dla rolnika i zapłaciłam za nie. Następnie wróciłam do domu,
gdzie poczekałam na Renard'a.
***
Chłopiec zjawił
się na czas. Z uśmiechem poczęstowałam go swoimi wypiekami oraz
lemoniadą. Jednocześnie z zainteresowaniem wysłuchałam jego opowieści o
tym, jak minęła mu droga do mnie. Następnie przeszliśmy do tematu
projektów i wprowadziliśmy na nie niezbędne poprawki. Cieszyło mnie, że
mam takiego ucznia. Był pracowity, ambitny i posiadał dużą wyobraźnię.
Tak bardzo przywykłam do jego obecności, że czasem miałam wrażenie, iż
brunet jest moim własnym synem.
Kiedy przeszliśmy do nauki,
cierpliwie opisywałam chłopcu każdy ścieg i jego przeznaczenie. Gdy
teorię mieliśmy już za sobą, przeszliśmy do praktyki na pozostałościach
materiałów.
***
Kilka godzin po wyjściu Renard'a,
odwiedził mnie transfer z zamówionymi przeze mnie tego samego dnia
materiałami. Od razu zabrałam się do pracy. Tak, jak myślałam, szybko
poradziłam sobie z podkoszulkiem oraz tuniką. Miałam już wprawę do tego
typu ubrań po uszyciu setki dla całej osady. Został więc jedynie
kołczan.
Wzięłam notes oraz węgiel, owinięty papierem i
przeszłam z nimi do łazienki. W trakcie kąpieli, której wymagała moja
skóra, rozrysowywałam projekt zamówienia. Postanowiłam wzmocnić ściany
kołczanu poprzez zszycie ze sobą kilku warstw skóry bydlęcej. Była ona
odpowiednio wytrzymała na warunki pogodowe, towarzyszące pracy rolnika
jak i nią samą. Zaplanowałam również dodatkowe obszycie brzegów i
dołączyłam do projektu pas, który umożliwiałby zawieszenie kołczanu na
plecach.
***
Po długiej kąpieli, wróciłam do pracy.
Ostrożnie i dokładnie wycinałam elementy ze skóry, na którą wcześniej
naniosłam projekt, a następnie zszywałam ze sobą odpowiednie warstwy.
Nie
byłam pewna, ile czasu spędziłam w pracowni, ale widząc ciemne niebo za
oknem, odłożyłam wszystko na duży, drewniany stół i wróciłam do
łazienki.
Po kolejnej kąpieli, przebrałam się w koszulę nocną i
przeszłam do sypialni. Zbliżyłam się do stolika nocnego, na którym
spoczywały bursztyny od Lucan'a. Wzięłam je delikatnie w dłonie. Byłam
ciekawa, jak radził sobie w tą porę roku.
Przeszłam do okna i
usiadłam na parapecie. Spojrzałam na las, który w ciemnościach
przypominał czarną plamę. Im dłużej tak siedziałam, tym bardziej czułam
się senna.
***
Zamówienie udało mi się skończyć
jeszcze przed końcem tygodnia. Czas wolny przeznaczałam na dodatkowe
lekcje dla Renard'a i szukanie materiałów poza terenami wioski oraz
Lucan'a. To ostatnie nie było jednak tak łatwe jak reszta. Szyjąc
ubrania na jesień, starałam się jakoś zająć myśli.
Nagle
usłyszałam pukanie do drzwi. Poderwałam się z miejsca i poszłam
sprawdzić, kto to taki. Sądząc po tym, że był to ostatni dzień tygodnia,
spodziewałam się Pana Stasia.
Pan Staś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz