22 czerwca 2019

Od Raven CD Pana Stasia

Jednak kreska. Odpowiednik jednego dnia spędzonego w tym piekle, jak śmiała nazywać jej nowy dom. Niczemu winna zbita ścianka z desek znaleziona zaraz po wprowadzce do grodu, dostała zasłużone miano licznika czasu.Czasu, który z każdym porankiem wstawania zdawał się przemijać coraz wolniej. Chciała się poddać. Pozwolić zakończyć jej egzystencję, nie pozwalając poczuć dalszego bólu istnienia. Dopiero samobójcza próba skoku w wysokiego klifu i pęd zimnego wiatru, przywrócił jej trzeźwość umysłu. Powróciły wspomnienia wieczorów spędzonych w salonie, gdzie spędzała czas z ojcem. Gdzie przy kubku gorącej czekolady z zapartym tchem chłonęła opowieści z misji, jakie przeżył jej rodzic. Dzięki nabytej woli walki oraz rozsądkowi zacisnęła pięści, aby żyć dalej.

“Obróć świat przeciwko sobie, jeśli musisz. Skłoń ludzi do nienawiści, brnij do wyznaczonych stanowisko, nie zbaczając na nic. Jednak pamiętaj… Tatuś zawsze będzie z ciebie dumny.”

Panująca pora roku na wyspie zdawała się utrudniać życie większości jej mieszkańcom. Nieważnie czy nieokrzesane zwierzę, zmodyfikowana w pełni istota, czy nowo przybyli. Walka o przetrwanie trwała na każdym fragmencie. Raven w takich sytuacjach zazdrościła syreną, których naturalnym środowiskiem była woda. Wygrzewanie się na popołudniowym słońcu, stało się pewnego rodzaju nawykiem po udanych łowach. Czekaniem na nadejście mroku, który starała się wykorzystać jak najlepiej dla załatwienia swoich spraw. Na ciemność, która miała nadejść niebawem plany były wprost ambitne. Na samą myśl o nich, adrenalina dawała o sobie znać. Czarnowłosa dziewczyna wyciągnęła przed siebie bladą dłoń, ay pomiędzy palcami przenikały pojedyncze promienie słońca. Nawet lato zdawało się nie mieć wpływu na jej karnację. Skóra w żadnym miejscu nie była chodź bardziej brązowa. Widocznie alabaster był jej pisany do końca jej marnego, pozbawionego planów życia.

“Postaraj zjednać sobie ludzi, Arleight. Wiecznie nie możesz być samotnikiem, stawiającym mur wokół siebie. Ludzie pozbawieni więzów bliskości z czasem… Stają się niczym zatruta roślina, która nigdy nie zostanie nazwana piękną.”


- P-pomocy… N-niech ktoś… Mi… - ciche prośby niczym modlitwa rozbrzmiewały z dolnej kondygnacji budynku. Tym samym były znakiem do zakończenia sesji grzewczej, aby uratować nowo przybyłego przed niechybnym wycieńczeniem. Z lekką niechęcią wstała z dotychczasowego miejsca spoczynku, rozciągając zastałe mięśnie. Chwilę potem zniknęła w otworze prowadzącym na dach.
- Już chcesz mnie opuścić, przyjacielu? Zachary… Poczekaj, dałam miano Makary. - uśmiechnęła się subtelnie, klękając przed jej prywatnym więźniem. Widocznie ogłuszenie było za delikatne, gdyż ofiary budziły się przeważnie po fakcie. - Nie jestem straszną istotą, kochany. Nie zabijam… Taka forma pożyczki, przecież utratę krwi szybko odzyskasz. Jak biczem strzelił.
- Co to za cholerne miejsce? Chcę do domu, rozumiesz?! - strach i niewiedza przejęły kontrolę nad młodszym od niej chłopakiem. Wcale nie dziwił jej ten fakt. W jego oczach widziała dawną siebie, kiedy po raz pierwszy stanęła o własnych siłach na piasku wyspy. Kiedy chciała odgarnąć jego włosy z czoła, ten zaczął się niekontrolowanie szamotać. Wisząc do góry nogami, ruch był mało wskazany. Wampirzyca nie miała w swoich usługach zabijania niewinnych. Swoimi działaniami szczędziła sobie rozrywanie gardeł, dla zaspokojenia częstego głodu.
- Dostałeś bilet w jedną stronę na rajską wyspę, czego chcieć więcej? Musisz tylko znaleźć osadników, jeśli chcesz wieść spokojne życie. - odpowiedziała, zbywając jego krzyki przy własnym uchu. Odstawiła napełnione krwią naczynia, aby następnie dokładnie zatamować rany na nadgarstkach ofiary. Zapas powinien starczyć na dłuższy czas, pomyślała, przecinając liny w najmniej oczekiwanym momencie. Nie przejmując się głośnym hukiem upadku na wyłożoną gliną i prowizorycznym dywanikiem z roślin ciała chłopaka, zaczęła kierować się w stronę głównego budynku mieszkalnego. - Pod ścianą masz coś do jedzenia i picia. Masz pół godziny, potem wylatujesz na zbity pysk.


~ * ~

Tej nocy nie spodziewała się żadnego kontaktu z innym mieszkańcem wyspy. Tym bardziej z osobnikiem płci męskiej, który niczym jak jej znajomy przywitał się i zapytał o wieczór. To postawiło w jej umyśle wiele pytań, na które w większości nie znała odpowiedzi. Skąd zna moje imię? Na pierwszy rzut oka mogła stwierdzić - osadnik. Tylko tam mieszkali beztroscy wariaci, którzy pałętają się po lesie. Dodatkowo w godzinach, które dla większości były godzinami łowów. Wampirzyca nie odpowiedziała od razu na jego pytanie. Wbiła w niego swoje zimne spojrzenia, doszukując się jakiegoś zagrożenia. Gdyby chciał ją dopaść, już dawno by zaatakował. Jej sława aż tak ją wyprzedała, że pierwsza lepsza modyfikacja ją znała. Nie kojarzyła, aby zrobiła z niego bank krwi.

- Nietoperze to fascynujące stworzenia. Zwierzęta drapieżne, które są idealnym przykładem niepojętego kręgu rozwoju przyrody. Noc to ich żywioł. - odpowiedziała, zeskakując niczym rasowy kot na ziemię. Bez zbędnego pośpiechu wstała do pionu, tym samym otrzepując spodnie z brudu wysuszonej ziemi.
- Masz rację… Pogoda dzisiejszej nocy jest piękna. Wręcz idealna na nocne przygody w lesie, spacer dla zdrowia. - powiedział, odsuwając się o kilka kroków do tyłu.
- Kim...Poprawka. Kim, albo czym jesteś? Mów. - dźwięk wyciągniętej z pnia pobliskiego drzewa ostrza, przerwała ciszę między nimi. Promienie księżyca bez problemu odbiły się po oczyszczonej i naostrzonej precyzyjnie powierzchni ostrza, które właściciel musiał cenić ponad wszystko.
- Mógłbym określić się mianem strudzonego poszukiwacza drewna. Idealnego pod budowę pomieszczeń…
- Spłoszyłeś mi zwierzę tropione od dłuższego czasu… Jak gdyby nic zaczynasz rozmowę, czy proszę o tak wiele? - mruknęła przez zaciśnięte zęby, stawiając kroki niebezpiecznie do przodu. - Czego?
- Przecież nie skłamałem, masz moje słowo. - westchnął zrezygnowany, poprawiając poły zielonej kamizelki. - Szukałem tylko odpowiedniego drzewa pod budowę, nic więcej. Nie miałem pojęcia, że w okolicy odbywają się polowania.

Krwiopijca bacznie przyglądał się nowo poznanemu mężczyźnie, dopatrując się jakichkolwiek sprzeczności. Jednak jego postawa nie zdradzała negatywnych intencji, co zdenerwowało Raven. Zwierzę o porożach najpewniej było już daleko, aby je dogonić. Nie wspominając o pozostawionych na suchym piasku tropach, które szybko zakrywał powstały wiatr.

- Samotnik, bądź osadnik… Nie obchodzi mnie przynależność. Daj mi po prostu… Spokój. - odwróciła się na pięcie, chowając ostrze na swoje miejsce przy pasie na plecach. Głośny huk rozniósł się niedaleko ich, zwiastując kolejne załamanie pogody.
- Skoro jesteś samotnikiem, lepiej znasz teren. Wskażesz mi miejsce, gdzie znajdę najlepsze drzewo?
- Może jeszcze mam Ci je pociąć, a następnie zawieźć do miejsca zamieszkania?


Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz