14 listopada 2018

Od Cyklamen (do Renarda i Farrah)

Wzdrygnęła się i zamrugała leniwie, gdy na jej powieki opadły chłodne krople topniejącego śniegu. Mruknęła z niezadowoleniem, powoli podnosząc się z twardego podłoża w malutkiej jamie, którą wybrała sobie na schronienie. Kryjówka wydawała jej się niegdyś większą. Było to jednak jeszcze w dzień mroźny i nieprzyjemny. Ziemia okalająca jamę skuta była wówczas lodem, który w swojej grubej śnieżnej powłoce przypominał skałę.
Wyprostowała się na tyle, na ile mogła, wykorzystując resztkę przestrzeni do przeciągnięcia się. Nie wiedziała, jak długo spała, ani jak dużo czasu pozostało jej na zdobycie czegoś jadalnego. Nie była też do końca świadoma tego, że straciła przytomność na kilka dni oraz że ta utrata przytomności stanowiła już ostatnie ostrzeżenie przed nieuchronnym wyczerpaniem energii życiowej. To wszystko zdawało jej się niewielkim problemem, gdy tylko ujrzała budzącą się do życia krainę. Dla Yany nie istniało w tamtej krótkiej chwili nic piękniejszego. Chociaż krajobraz nie był jeszcze usłany kwieciem, a gdzieniegdzie zalegał brudny śnieg mieszający się z błotem, to jednak dziewczyna zwróciła uwagę na wychylające się ku słońcu przebiśniegi. Z zupełnie niepojętych pobudek poczuła, jak serce rośnie jej w piersi, aż słabe dotąd tętno przyprawiło ją o lekki zawrót głowy. Podreptała kilka kroków naprzód, przytrzymując jedną dłonią płachtę, w której już nie było jej zimno. Palcami drugiej dłoni poruszała powoli, tak, jakby głaskała jakąś niewidzialną istotę. Bo rzeczywiście tak było – Yana głaskała łagodny wiatr, który pierwszy raz od wielu tygodni nie mroził jej wychudzonego ciała aż do kości.
Ból okrutnie przeszył jej skroń, aby następnie pojedynczym impulsem przenieść się na tył czaszki. Zmarszczyła brewki, walcząc z ogarniającą ją ciemnością. Nie zamierzała się poddać, nie teraz, kiedy doczekała się wiosny. Chciała oglądać ten rozkwit, bowiem obdarzał ją dziwną, iluzjonistyczną nadzieją. A był to bolesny typ nadziei. Ten, który przyspiesza bicie serca, powodując przy tym jego niekontrolowany ucisk.
Poszła przed siebie. Dokładnie tak, jak czyniła zawsze, a przynajmniej odkąd pamiętała, bo sporo jej pamięci przepadło – być może bezpowrotnie. Czuła się słabiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Tak, jakby ta niewielka ulga odciążyła masywną klapę na jej sercu, które tylko czekało, by ulecieć z kościanej klatki już raz na zawsze.
Jej krok stawał się coraz bardziej posuwisty, a dotąd energicznie przeskakujące z gałązki na gałązkę oczy zastygły. Zawiesiła wzrok gdzieś daleko. Tak daleko, aby nie mogła dostrzec, co tam jest. Wciąż pragnęła szukać czegoś i nie wiedziała czego, choć miała świadomość, iż obiekt jej pożądania ciągle znajduje się gdzieś poza zasięgiem jej spojrzenia, słuchu, czucia czy pamięci.
Wtedy je usłyszała. Głosy. Radosne głosy. Nie słyszała, co mówiły, ani nie pojęła ich tonu, a jednak w głębi duszy czuła, że owe dźwięki muszą łączyć się z radością. Przystanęła i rozglądnęła się nieprzytomnie. Po czym zamarła.
Nie mogła wiedzieć, że trafiła bardzo blisko okolic osady. Nie mogła także przewidzieć, że akurat dzisiaj, z okazji pierwszego cieplejszego dnia, brat wraz z siostrą wyjdą poza osadę, by wspólnie spędzić czas. Utkwiła w nich wzrok, próbując uporządkować myśli, których odłamki zawirowały w jej głowie, tnąc senną zasłonę wspomnień i zalewając dziewczynę obrazami, jakich nie chciała pamiętać.
- Co jej jest…? – zapytała blondyneczka, która zauważyła obcą jako pierwsza. Jej ton zdradzał zdumienie i podejrzliwość.
- Hm? – Chłopiec odwrócił się. – Kim ty… - zaczął, lecz gdy tylko z jego twarzy zniknęło chwilowe zdziwienie, niemal skoczył przed siostrę, ustawiając się pomiędzy nią a nieznaną samotniczką. – Farrah, ona nie jest z osady!
Yana poczuła, jak jej oczy niemiłosiernie pieką i nabrzmiewają łzami, które chwilę później nierównomiernie spłynęły po policzkach. Dziewczynka o jasnych włosach wychyliła się, subtelnie odsuwając brata.
- Ale jej chyba coś jest – powtórzyła, tym razem w formie oznajmującej.
Cyklamen uniosła delikatnie kąciki ust, przypominając sobie kogoś, kto obiecywał ją chronić i kogo z całej swojej mocy pragnęła odnaleźć. Niestety, to wątpliwe, by dzieci rozpoznały uśmiech na jej twarzy, bowiem wraz ze wspomnieniami w serce wróżki trafił przeszywający pocisk, którego kłujący impuls bólu w ułamku sekundy rozniósł się po wszystkich nerwach.
Yana upadła na kolana, wydając z siebie krótki krzyk – to wszystko, na co starczyło jej siły, kiedy dostała ataku serca. Jej płachta, nietrzymana już przez niczyją dłoń, osunęła się na ziemię i odsłoniła anorektyczną, wręcz anemiczną sylwetkę samotniczki.
Zdecydowanie nie sprawiała wrażenia kogoś, komu dobrze się wiodło w zimę.


Dziecioczki? Ktoś z osady?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz