- Tak szybko dorastają...zaraz się wzruszę - powiedziałem, wycierając niewidzialną łzę na swoim policzku. Spojrzałem przez drzwi na smoczycę. Przez kilka sekund zanim zrozumiała kim jestem, naprawdę zacząłem się niepokoić. Fakt, ząbki to bym mógł jej wyszorować..ale chyba własnym truchłem, jak już by mnie zjadła.
Jaszczurka podreptała do strumienia, po czym zanurzyło w nim pysk i wypiła kilka łyków chłodnej wody. Spojrzała zaraz potem na truchło szczura, które unosiło się na wodzie. Ogon zaplątał mu się w kamienie i ciało nie płynęło dalej.
Obróciłem się, po czym złapałem kopyto centaura, w drugą rękę natomiast czaszkoryj wendigo i resztę jego ciała. Wytargałem truchła na zewnątrz, zostawiając krwawe ścieżki od drzwi. Usłyszałem chrupanie i spojrzałem na Jaszczurkę. Z pyska smoczycy, jak jakichś żelek, zwisał ogon Szczurołaka.
- Ugh. To jedna z najbardziej obrzydliwych rzeczy jaką w życiu widziałem - mruknąłem, jednak zatargałem w stronę dziewczyny trupy. Skorzystałem z jej podwiniętego ogona - nadepnąłem na niego lekko, unosząc oba martwe mutanty.
- No, Jaszczurka! Rozwieramy paszczękę i jemy! Zrobię z Ciebie uniwersalny śmietnik na odpadki organiczne - zaśmiałem się. Ślepia mojego śmietnika spojrzały zwróciły się ku mnie i po chwili ciała wylądowały w paszczy smoka. Ja natomiast zostałem odepchnięty (a raczej rzucony z całkiem pokaźną siłą) za pomocą ogona w stronę chaty.
Bez słowa wstałem, pokręciłem głową i wróciłem do środka mojego domostwa. Podłoga była cała w posoce, kilka mebli było poprzewracanych, na ścianach było dużo śladów po walce. Czekało mnie zapewne kilka godzin sprzątania, krew nie schodziła wcale tak lekko.
- Mogłem chociaż czaszkoryj wendigo zostawić sobie na pamiątkę - westchnąłem i poszedłem do kuchni, skąd zabrałem kilka szmat, szczotki i domowej roboty odplamiacz z owoców o silnym odczynniku kwasowym. Zielarze z wyspy potrafili naprawdę dużo zrobić, co ułatwiało życie codzienne wszystkim.
Bez zbędnego narzekania ukucnąłem i zabrałem się za szorowanie podłogi...
***
Godzina, dwadzieścia minut. Chyba tyle zabrało mi szorowanie podłogi i ścian z krwi. Wielokrotnie podczas tego procederu wychodziłem na zewnątrz, by wyczyścić szmaty i szczotki z krwi i szczątek wnętrzności. Było to całkiem czasochłonne zajęcie i niemniej irytujące.
Za każdym razem gdy tylko wychodziłem, oglądałem się na smoczycę. Zawsze robiła coś innego. A to przeglądała się w wodzie, a to machała skrzydłami próbując się wznieść. Bawiła się ogonem, pazurami, gęgała coś. Za ostatnim razem gdy wyszedłem by wymoczyć szmaty w wodzie, szturchnęła mnie ogonem i zaczęła bulgotać.
- Sory, nie rozumiem gekoniastego - bąknąłem, próbując zrozumiem moją rozmówczynię. To było na swój sposób przykre dla mnie, że straciłem jedyną osobę to rozmowy. Ale dobrze będzie, jak nie stracę życia przez ratowanie jej z tamtej śnieżycy..
Gekon na sterydach przewróciła ślepiami i zaczęła stukać się łapą w pierś. Piersi. Klatę! Po chwili rozpostarła szpony i zaczęła coś bazgrolić na ziemi. Stanąłem obok niej i starałem się odczytać koślawe pismo. Po dłuższej chwili zrozumiałem przekazaną mi wiadomość.
- Nazywasz się Nyx, czy tak? - zapytałem, patrząc na nią. Pokiwała łbem, a w jej oczach, dałbym sobie rękę uciąć, ukazała się niemała ulga i jakby radość. Tylko z czego, z nieznacznego przełamania blokady w komunikacji?
- Dobra, Nyx. Miło wreszcie poznać twoją ksywkę, czy tam imię - spojrzałem na chatkę - bo przynajmniej wiem jak na ciebie wołać. Dobra, lecę dalej sprzątać.
Westchnąłem i obróciłem się na pięcie, po czym skierowałem się do domku by dokończyć sprzątanie. Czekało mnie jeszcze ustawienie mebli i posprzątanie śmieci oraz bałaganu. Potem musiałem jeszcze zrobić błysk w sypialni i ogarnąć jakąś szamkę. No i też czas na wiosenne porządki, więc czeka mnie dużo zabawy na podwórku.
- Gulgul grrr - usłyszałem za plecami i się odwróciłem. Nyx patrzyła prosto na mnie i wskazywała na strumień. Poziom wody znacząco się podniósł, woda podmywała teraz mostek. Wdzierała się powoli powyżej linii brzegu.
- Racja, roztopy wcale nie są takie fajne - przytaknąłem jej i po chwili spojrzeliśmy na siebie.
- Gęgę gul?
- Jak ja Cię zrozumiałem? - zapytaliśmy równocześnie. To spotęgowało moje zdziwienie, bo z jej pyska i ślepi mogłem wyczytać, że zadała słowo w słowo to samo pytanie co ja.
Potrząsnąłem głową, a ona zaczęła coś gęgać, jednak tego nie rozumiałem. Jakbym wykorzystał pakiet Telepatia LTE w sieci Plus.
- Te, Chewie, weź się nie podniecaj tak - mruknąłem i poszedłem do domku. Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna i niewiele mi teraz do głowy przychodziło poza chęcią wypicia sobie lub zapalenia. Lecz jak na złość - nie miałem ani trunku ani tytoniu. Więc zwyczajnie wziąłem jedną z ostatnich konserw i łyżkę po czym wyszedłem znowu na dwór. Rozsiadłem się wygodnie przed drzwiami, oparłem o futrynę i spojrzałem w ślepia smoka.
- To co Nyx...teraz pewnie mnie zostawisz, co nie? Albo zjesz. W końcu jesteś już niemal w pełni ewolucji - zacząłem ponuro, otwierając puszkę. - Choć niemiłosiernie mnie wkurwi*aś, to to było całkiem miłe kilka dni. Tylko proszę, następnym razem nie załatwiaj sobie hipotermii, gdy tylko spadnie śnieg.
Zacząłem zajadać się kluskami, myśląc nad tym jak i gdzie skombinuję sobie nową szybę. Na deskach długo nie pociągnę.
Nyx? Wybacz, że tak nijako i krótko ;x
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz