7 listopada 2018

Od Nyx CD Sędziego

Przerośnięty gospodarz nie był wystarczająco przekonywujący aby odgonić gorączkowe majaki Rity i przekonać ją, że tak naprawdę nikt nie płonie żywym ogniem. W związku z powyższym, gdy mężczyzna opuścił chatkę Nyx zaczynała wyzywać go od najgorszych szumowin zostawiających towarzyszy niedoli w środku, jarającego się niczym pieprzone ognisko, domku. Efekt spotęgował dźwięk przekręcanego w zamku klucza upewniający czarnowłosą o słuszności swojej teorii, a raczej wersji wydarzeń. Oprócz tajemniczych okoliczności skazania Ritę na karę śmierci przez spalenie, „ofiarę” nurtował akt zarzucenia na jej rozpalone ramiona koca. Czyżby owa wełniana powłoka posiadała niezwykłe, ognioodporne właściwości? Dziewczyna zsunęła się ciężko z fotela pozostawiając mistyczny koc na ziemi i w nieokreślony sposób dotarła do drzwi. Zaczęła się z nimi mocować, ale wiadomym było, że w takim stanie, w jakim się znajdowała ich nie wyważy. Gdy obmacywała wrota w poszukiwaniu sposobu na ich sforowanie jej szponiaste dłonie natrafiły na jakiś metalowy element. Przysunąwszy znalezisko Starkówna poczuła radość i nadzieję budząca się w jej sercu, rozpoznając klucz. Czym prędzej otworzyła wrota wypadając na zewnątrz chatki i z impetem zanurzając się w przykrywającym ziemię śniegu.  Ten otuliwszy jej rozgrzane gorączką ciało ochłodził nieco umysł dziewczyny. Nie wpłynął jednak w żaden sposób na percepcję rzeczywistości, w związku z czym Rita całkowicie przekonana, że właśnie ledwo uszła z życiem, któremu nadal zagraża zapewne grasujący w okolicy siwobrody mężczyzna powstała i czym prędzej zaczęła się oddalać od „płonącej” chatki. Nie zaszła za daleko. Nie całe sto metrów dalej padła wycieńczona w śnieżną zaspę twarzą do ziemi. Musiała wyglądać komicznie, jednak to nie było aktualnym zmartwieniem dziewczyny. Jej zmysły doprowadzały ją do szaleństwa. Całe jej ciało płonęło żywym ogniem, jednocześnie trzęsąc się z zimna. Rita miała wrażenie, że z pozoru agonalny stan, w którym znajdowała się dragonka, trwał godzinami. W pewnym momencie ktoś lub coś chwyciło ją w pasie i podniosło bez wysiłku do góry. W swojej wyobraźni czarnowłosa kopała, okładała pięściami i gryzła oprawcę, którym okazał się nie kto inny, lecz sam Pan Cross-over-Świętego-Mikołaja-z-Rambo, lecz w rzeczywistości jej ciało zwisało bezwładnie, gdy mężczyzna przerzucił ją sobie przez ramię jak worek mąki i zaniósł z powrotem do swojego domu, pod nosem przysięgając, że dziewczyna skończy jako buty, paski, rękawiczki, czy inne części garderoby.

*

W ciągu następnych kilku godzin gorączka wreszcie zaprzestała mieszać w głowie młodej smoczycy, lecz całkowicie ją unieruchomiła. Wbrew swojej woli, lecz z łaski właściciela nieruchomości leżała przykuta chorobą do łóżka, trawiona przez wysoką temperaturę. Nie było łatwo. Dziewczyna na przemian spała, kaszlała jakby miała płuca wypluć i jęczała przewracając się z boku na bok czując każdy bolesny centymetr swojego ciała. W takim właśnie stanie przeleżała całe pięć długich dni. Gdy wreszcie powróciła do świata żywych i zaczęła normalnie myśleć jej sumienie poczęło ciążyć niemiłosiernie. Zdecydowanie nie stanowiła podręcznikowego przykładu, wzorowego gościa robiąc awanturę z powodu wyimaginowanych płomieni, uciekając z domostwa, a o wkradaniu się do niego (co zresztą zainicjowało całą historię) nie wspominając. Na dodatek prawie tydzień spędziła na utrzymaniu obcego osobnika, który postanowił nie wywalać nieporadnego samotnika na zbity pysk, lecz się nim przykładnie zająć. Gdy jednak po raz dziesięciotysięczny powtórzyła swoje żałosne „Dziękuję i przepraszam, że sprawiam tyle problemów” z miną zbitego maltańczyka, gdy jegomość podawał czarnowłosej zdrowotny napar imbirowy, mężczyzna nie wytrzymał i wybuchnął nagromadzonym poirytowaniem.

- NOŻ DO CH*JA WACŁAWA, KOBIETO! – ryknął mężczyzna. – Przestań mi tu biadolić tylko pij, zdrowiej i możesz wypierd*lać.

Postawiwszy kubek z parującym napojem obok łóżka, które od dłuższego czasu okupowała dragonka opuścił z przytupem pomieszczenie. Dziewczyna usiadła na łóżku i opuściła niepewnie nogi. Zdecydowanie większość sił witalnych powróciła do jej organizmu. Nadal była jednak osłabiona, a z nosa jej ciekło. Mimo wszystko postanowiła wstać. Z pozoru wszystko było w porządku, gdy jednak zaczęła stawiać pierwsze kroki zakręciło jej się w głowie na tyle mocno, że musiała podeprzeć się o ścianę. Tak się złożyło, że jej ręka wylądowała tuż obok okna, przez które wyjrzawszy Rita nie była w sanie uwierzyć własnym oczom.  Z wszechobecnego śniegu, który do niedawna dominował na tej zafajdanej wyspie pozostały nieliczne wysepki gdzieniegdzie skrzące się pod wpływem wiosennych promieni słonecznych. Chorobliwie zielona trawa kontrastująca z jeszcze czarnymi, nieulistnionymi drzewami skrzyła się od porannej rosy. Dodatkowo, wytężywszy mocno słuch Nyx była w stanie usłyszeć ćwierkające wesoło ptaki uradowane ze zmiany pory roku. Mimo tak pięknej scenerii szerzącej się za szybą w pionie i w poziomie, dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nigdy nie liczyła dni, ani nie prowadziła pamiętnika, nie kontrolowała wysokości słońca na horyzoncie próbując określić porę roku a jej i tak nikłą orientacją czasoprzestrzenną zdecydowanie zaburzyła trawiąca ją choroba. W skrócie, nie miała bladego pojęcia jaki był dzień, czy chociażby miesiąc, nie była nawet w stu procentach aktualnego roku. Jednak wiosenny krajobraz za bardzo kontrastował jej z ostatnimi wydarzeniami utrzymanymi w pamięci. To było aż nienaturalne. Czyżby efekt cieplarniany został aż tak działalnością ludzką rozwinięty? Może jest jeszcze pierdzielnięty styczeń, ale Matce Naturze coś się j*bło? A może ta pieprzona wyspa była tak naprawdę całkowicie kontrolowana przez szaleńców, którzy stworzyli cały ten cyrk? A co jeśli z*eby nawet klimat kontrolują?

Intensywne rozważania przyćmiły zmysły Rity, w związku z czym dziewczyna nie zauważyła ogromnego gospodarza stojącego w drzwiach. Czym prędzej, w popłochu odeszła od okna i chwiejnym krokiem dotarła z powrotem do łóżka z towarzyszącym jej, nie wiedząc czemu, poczuciu winy.

- Widzę, że już się lepiej czujemy? – siwy jegomość skrzyżował ramiona i oparł się o ścianę, swojej tylko z nazwy, sypialni.

Dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową. Nagle dotarło do niej, że nie zna imienia gospodarza, u którego spędziła prawie tydzień. Uznała jednak, że skoro on nie zna jej, to są kwita. Siwobrody przytaknął krótko jakby na znak, że przyjął podany komunikat i odwrócił się w kierunku drzwi zapewne z zamiarem wyjścia.

- Już wiem, że o to pytałam – zatrzymała go jednak czarnowłosa.

Mężczyzna powoli obrócił się z powrotem w jej stronę, a jego brew powędrowała do góry nadając mu pytającego wyrazu twarzy.

- Dlaczego się mną zająłeś?

- No naprawdę – odparł poirytowany, jak zwykle zresztą jegomość. – Nie wiem dlaczego zakładasz, że człowiek z natury jest zły, a potrzebującemu zamiast pomóc to naszcza na wyciągniętą rękę. To czysto ludzki odruch, pomagać komuś definitywnie umierającemu.

- No dobrze – przyznała mu rację smoczyca. -  Ale mogłeś przecież oddać mnie do lekarza z osady.  Nie dałeś mi tylko schronienia. Kupiłeś leki i gotowałeś rosołek. To już wykracza poza naturalny, jak to ująłeś, ludzki odruch.

- Nie udawaj, że nie wiesz, co by się z tobą stało, gdybym zaniósł cię do wioski. Owszem pomogli by ci, a później albo odcięli łeb, albo zamknęli dożywotnio w klatce. Świnią to ja też wbrew pozorom nie jestem.

- Z tym ścięciem to chyba trochę przesadziłeś – spojrzała pytająco na rozmówcę. Czyżby osadnicy stali się brutalniejsi, niż zazwyczaj?

Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Niezłą sobie renomę wyrobiłaś, nie powiem. Praktycznie większość rolników i handlarzy narzeka na, uwaga cytuję, „ch*dożoną dragonkę-złodziejkę”. Nawet strażnicy mają się na baczności. Nie wiedziałem, że mam do czynienia z tak sławną personą. Ale mnie zaszczyt kopnął.

Rita nie skomentowała. Nie była świadoma swojej popularności w wiosce. Fakt, że pola rolników i stoiska handlarzy stanowiły jej podstawowe źródło pożywienia. Dotychczas wydawało jej się jednak, że w taki sposób funkcjonuje większość samotników…

Już miała się wytłumaczyć, gdy we drzwi chatki ktoś donośnie zapukał…



Sędzia? Sorry, że tak długo nie pisałam, a opo to lanie wody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz