Zerwałem się z kanapy od razu mocno zaciskając zadziwiająco długie i ostre pazury na poduszkach, przez to niestety je przedziurawiając. Odkleiłem poduszkę od własnych palców i odłożyłem na bok nie przejmując się jakoś bardzo ich obecnym stanem. Począłem rozglądać się po pomieszczeniu, w którym po Galii już nie było śladu. No jasne, po co miałaby tu zostawać? Dobre tyle, że mimo swojego stanu wtargała mnie na kanapę i pozwoliła odpocząć. Nie wiem gdzie poszła, może do siebie. Zresztą na razie mnie to nie obchodzi, a moje słowa potwierdził głośno burczący brzuch. Przyłożyłem do niego aż za bardzo owłosioną rękę i skrzywiłem się na myśl o polowaniu. Dawno tego nie robiłem, a teraz, gdy jest zima będzie to jeszcze bardziej utrudnione. Niechętnie rozprostowałem kości, które od razu zaczęły strzelać i chrupać, ale jeżeli chcę ponownie chodzić, muszę to znieść. W końcu podniosłem się z kanapy i bezzwłocznie skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Do szafek w kuchni nie było co zaglądać. Podejrzewam, że te zioła były jedynym produktem, który tam posiadałem. Wydostałem się więc na zewnątrz i ze zdziwieniem przyznałem, że wcale nie ma już zimy. Po śniegu zostały gdzieniegdzie małe, białe zaspy, trawa była już widoczna, a nawet całkiem zielona, a na drzewach zaczęły pojawiać się małe pąki. Nie wiedziałem, że wilki zimują... To nie było moim jedynym zdziwieniem. Wiosna na wyspie jest chyba wyjątkowo odczuwalna i intensywna, jeżeli nawet w opuszczonym lesie zaczynało robić się kolorowo. Pokręciłem głową zupełnie wytrącony z rytmu, ale głód nadal dawał o sobie znać, więc w końcu przyjąłem postać futrzaka. Dawno nie zmieniałem się w zwierzę co było dość odczuwalne. Teraz czułem się większy, silniejszy, ale mniej ogarnięty i większość moich myśli w głowie była zastępowana obrazem krwi i pysznego mięsa. To nie zapowiada się dobrze. Chciałem zrezygnować i stanąć znów na dwóch nogach, żeby przez brak doświadczenia zaraz czegoś nie zepsuć, ale nie mogłem. Cztery łapy same pociągnęły mnie w głąb lasu, a były tak szybkie, że zaraz byłem już daleko od domu. Nos i uszy dobrze z nimi współpracowały, gdyż niedługo potem doprowadziły mnie do dorosłego jelona. Uznałem, że nie ma co się siłować z własnym sobą, a gdy już mam okazję na pożywienie się, to skorzystam.
Otarłem zakrwawiony pysk o sierść na boku i przełknąłem ostatni duży kęs mięsa. Samo upolowanie zwierzęcia nie zajęło mi mniej niż późniejsze spożycie go. Kolejną zadziwiającą obserwacją był fakt, iż nadal byłem przyodziany w grubą, czarną sierść, a minęło znacznie więcej od przemiany niż wcześniej. Dosyć mnie to zaniepokoiło i normalnie zacząłbym panikować, ale gdy dotarłem pod swoją chatę, mogłem się już normalnie wyprostować. Odetchnąłem z ulgą powoli przyzwyczajając się do obecnych zmian w moim ciele i zachowaniu. Miałem jednak nadzieję, że nie nastąpi ich więcej i w końcu będę mógł żyć o wszystkim dostatecznie poinformowany, bo jak na razie sam nie wiedziałem co mogę, a czego nie powinienem. Na chwilę obecną najważniejsze było jednak to, że się najadłem i to porządnie, gdyż wsunąłem całego jelona wielkości dorosłego ogiera. Mimo to, gdzieś w środku odczuwałem niedosyt, ale usiłowałem go stłumić myśleniem o czymś innym, a mianowicie o Galii. Nie wiem, czemu ta dziewczyna jest pierwszym, co pojawia mi się w głowie, gdy chcę zapomnieć o czymś nieprzyjemnym, ale nic na to nie poradzę. Jeżeli już o niej pomyślałem, to oznacza to pewnie, że dzisiaj ją spotkam. Może przypadkowo, może celowo, a zależy to od mojego niezrozumiałego instynktu. Póki co, postanowiłem wykorzystać chwilę spokoju i w końcu się umyć. Nie będę ukrywał, nieźle ode mnie zalatywało, ale co się dziwić, skoro przez ponad dwa miesiące nie ruszałem się z miejsca? Dziwne, że wokół mnie nie latają jeszcze muchy i inne irytujące robactwo. Jak na złość, właśnie jedna przeleciała obok mojego ucha głośno brzęcząc. Powarkując odgoniłem ją ręką i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Zasłoniłem wszystkie zasłony, które jakimś cudem przepuszczały miejscami promienie słoneczne. Ostatnio źle reaguję na słońce, ale to pewnie przez to, że tak długo nie miałem z nim do czynienia. Szybko uporządkowałem salon i kuchnie, a następnie zgarnąłem z małej szafki gruby kawał materiału mający posłużyć mi jako ręcznik. Przerzuciłem go sobie przez ramię i tylnymi drzwiami wyszedłem na zewnątrz udając się w kierunku źródła wody.
Kąpiel ta nie należała do przyjemnych, ale przynajmniej byłem już czysty. Od razu po powrocie przyodziałem się w czyste ubrania i stwierdziłem, że to ten moment, którego spodziewałem się już wcześniej. Odwiedzę ją i odpowiem na wcześniejsze pytanie, na które odpowiedzi nie zdążyłem udzielić. Wyszedłszy z domu spostrzegłem, że pora nie wczesna i możliwe nieodpowiednia jak na odwiedziny, ale osadniczka i tak zapewne jeszcze nie śpi. W mroku, który nie wywierał na mnie większego wrażenia przedostałem się przez las, aż dotarłem pod chatę żniwiarki. Przez okna było widać palące się światło, więc chyba przyszedłem w odpowiednim momencie. Podszedłem do drzwi i począłem w nie pukać, ale gdy przed dłuższy czas nikt nie odpowiadał, pozwoliłem sobie pociągnąć za klamkę. Drzwi jak się okazało, były otwarte, co znaczy, że to nie będzie włamanie jeżeli Galia zechce postawić mi jakieś zarzuty. Bezkarnie wkroczyłem do domu i skierowałem się w stronę sypialni, w której miałem nadzieję spotkać dziewczynę. Na szczęście ta chyba usłyszała moje kroki i sama wyszła mi na przywitanie.
- Renard - odparłem krzyżując ręce i mierząc ją wzrokiem. Z początku chyba mnie nie zrozumiała, ale potem widocznie przypomniała sobie naszą wcześniejszą rozmowę. Wymyślałem to imię przez całą drogę i byłem pewien, że tak ma się nazywać mój syn. Jeżeli już mam mieć tego syna, to niech ma chociaż przyzwoite imię.
- I musiałeś tu przychodzić w nocy, w dodatku nieproszony? Mogłeś zapukać - oskarżyła mnie otulając się własnymi ramionami.
- Pukałem, a drzwi były otwarte - wzruszyłem ramionami dziwiąc się na jej wkurzone podejście.
- Cokolwiek. Tylko je dobrze domknij, jak już będziesz wychodził - machnęła na mnie ręką i obróciła się, aby wrócić do pokoju, ale nagle zastygła. Zmarszczyłem brwi i chwilę przyglądałem się zaistniałej sytuacji, po pewnym czasie zauważając jak na spodniach dziewczyny pojawiają się długie plamy. Otworzyłem szeroko oczy i cofnąłem się o kilka kroków oczekując jakieś reakcji od strony Galii. Ta natomiast zignorowała chyba oczywisty jej znak i wróciła do łóżka. Spanikowany chciałem jakoś na to zaradzić, ale ja sam zastygłem w miejscu. Nie wiedziałem, czy mam do niej pobiec, czy może sam pobiec po pomoc. Słusznym wyborem byłoby sprowadzenie kogoś doświadczonego w tych sprawach, więc wybiegłem z domu rozglądając się na boki, ale wrócił mój zdrowy rozsądek przypominający o tym, że jako samotnik to wioski tak łatwo nie wejdę. Postanowiłem więc wrócić do dziewczyny i zapytać co robić, chociaż ona sama była przerażona i mało wiedziała.
- Ty... Galia. Trzeba coś z tobą zrobić - pojawiłem się drzwiach jej pokoju i ze stresu masowałem sobie kark - Zaprowadzić cię do wioski? Jak mam ci pomóc? - wypytywałem nawet nie zauważając kiedy mój głos zaczął drżeć.
Galia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz