12 listopada 2018

Od Nirali - oswojenie Sowrysa


Nirali postanowiła zerwać trochę świeżych liści pokrzywy, która pojawiła się na miejsce niedawno stopniałego śniegu. Była to bardzo przydatna roślina o naprawdę wielu zastosowaniach. Między innymi hamowała krwawienie, przyspieszała gojenie się ran i zwalczała zatrucia. Kiedy dziewczyna została szamanką i zaczęła zgłębiać wiedze o różnych ziołach i roślinach, była naprawdę oszołomiona tym, ile mają zastosowań. To było naprawdę niezwykłe, że dzięki paru wysuszonym listkom można wyleczyć stan zapalny, odkazić ranę albo pozbyć się blizn.
Dziewczyna wzięła koszyk wiklinowy i ruszyła w stronę kaplicy. Było to chyba największe zbiorowisko roślin na wyspie, a tym samym najpiękniejsze i najdziksze miejsce na terenie całej osady. Spośród gąszczu drzew, krzewów i kwiatów wyłaniała się piękna, drewniana kapliczka - miejsce obrzędów szamanów. Nirali nie miała jeszcze okazji wziąć w czymś takim udziału, ale czekała na to z niecierpliwością.
Rozejrzała się po okolicy. Po otaczającej jej dookoła przyrodzie widać już było oznaki rozpoczynającej się wiosny. Ptaki zaczęły śpiewać, a rośliny i wszystko dookoła budziło się powoli do życia. Uwielbiała tę porę roku, kojarzyła jej się z radością, szczęściem i początkiem czegoś nowego, niezwykłego...
Kiedy przedzierała się przez gąszcz roślin, żałowała, że ubrała jedynie krótkie spodnie i koszulkę odsłaniającą ramiona, bo teraz przedzierając się przez gęstwinę co chwile czuła na skórze ból od podrapań przez gałęzie i kolce wszech otaczających ją teraz roślin.
Nagle usłyszała dobiegający skądś pisk. Rozejrzała się dookoła, ale nic nie widziała w odległości większej niż dwa metry przez otaczające ją chaszcze. Zaczęła iść w kierunku dobiegającego dźwięku, szukając jego źródła. Kiedy chciała już zrezygnować, usłyszała pisk po raz kolejny, tym razem o wiele bliżej. Wtedy zauważyła skulone na ziemi małe, białe stworzonko o osobliwym wyglądzie. Wyglądało jak hybryda jakiegoś ptaka i dzikiego kota. Podczas swojego pobytu na wyspie Nirali widziała parę razy dorosłych przedstawicieli tego gatunku. To były sowrysy - spokojne i niegroźne stworzenia, niewadzące nikomu. Miały one około metra wysokości, a maluch, którego znalazła, był ponad połowę mniejszy, więc bez wątpienia dopiero niedawno pojawił się na tym świecie. Dotknęła go ostrożnie ręką, ale mimo tego zwierzę nie zareagowało. Wyglądało na martwe, ale jego ciało było nadal ciepłe. Nirali z nadzieją położyła łagodnie rękę na klatce piersiowej malucha i poczuła delikatne bicie małego serduszka. Odetchnęła z ulgą. Wtedy zauważyła, że sowrys ma ogromną ranę na wnętrzu jednego ze swoich skrzydeł. Rana przechodziła praktycznie na wylot i cały czas sączyła się niej powoli krew. Najprawdopodobniej malucha zaatakowało jakieś zwierzę, a jego matka go porzuciła. Mimo wszystko dziewczyna miała nadzieję, że uda jej się uratować małe stworzonko.
Sięgnęła do swojej torby i wyjęła własnoręcznie zrobione leki, które zawsze nosiła ze sobą w razie jakiegoś wypadku. Wyciągnęła maść odkażającą i delikatnie przetarła nią skrzydło malucha, a następnie opatrzyła mu ranę. Potem wyrzuciła z koszyka całą zebraną dotychczas pokrzywę i włożyła do niego nieprzytomne zwierzątko. Spojrzała z nadzieją na kaplicę, która była niedaleko. Miała nadzieję, że pozostali szamani pomogą jej go uratować.
Kiedy dotarła wreszcie pod drzwi kaplicy, była już cała spocona od targania ciężkiego koszyka. Maluch okazał się o wiele cięższy, niż na to wyglądał. Dziewczyna z nadzieją zapukała do ogromnych drzwi. Po chwili otworzyła jej starsza kobieta, ubrana w luźną sukienkę ze skóry. Miała długie, siwe włosy, zaplecione w kok, a jej twarz pokrywały zmarszczki. Zapewne była jedną z najstarszych osób na tej wyspie.
Kiedy kobieta zauważyła zawartość koszyka, bez słowa wpuściła dziewczynę do środka. Szły w milczeniu, aż dotarły na środek kaplicy. Wtedy staruszka dała znak Nirali, aby ta odłożyła koszyk i na nią poczekała. Po paru minutach wróciła, niosąc ze sobą torbę pełną ziół i leków. Kazała Nirali wyjąć z koszyka małego sowrysa i położyć go na ziemię, co dziewczyna od razu uczyniła.
Biedne, biedne maleństwo - powtarzała cały czas staruszka, oglądając paskudnie wyglądającą ranę. - Już mało czasu, mało...
Kiedy skończyła go oglądać, odwróciła się do Nirali, spojrzała jej prosto w oczy i wyszeptała.
- Dziecko moje drogie - temu sowrysowi nie pomogą już żadne zioła. W ranę zdążyło już się wdać zakażenie i to są ostatnie chwile jego życia. Zwykła medycyna już mu nie pomoże...
Kiedy to mówiła, z oczu Nirali powoli pociekły łzy.
- Ale... - dziewczyna zaczęła mówić drążącym głosem. - Ale może spróbujmy, może się uda...
Staruszka pokręciła tylko przecząco głową.
- Dziecko moje, szkoda leków, mówiłam przecież, że one tu już nie pomogą. Leczę od ponad pięćdziesięciu lat i mam już w tych sprawach spore doświadczenie. Nie raz widziałam gangrenę, a ta już rozwinęła się w takim stopniu, że nie da się go uratować - powiedziała i spuściła smutno głowę.
- Chociaż... - odezwała się ponownie staruszka, nagle ożywiona. - Widziałam kiedyś w jednej księdze pewne zaklęcie... Poczekaj tu chwilę.
Nirali ukucnęła w tym czasie przy małym sowrysie i gładziła go delikatnie po główce.
Po chwili staruszka wróciła:
- Mam to! - Powiedziała ucieszona. - Jest to stare zaklęcie, którego jeszcze nigdy nie używałam, ale może się uda. Musisz jednak wiedzieć dziecko, że wymaga to naprawdę wielkiego poświęcenia.
- Co muszę zrobić? - zapytała bez wahania dziewczyna. Wiedziała, że jest w stanie zrobić wszystko, aby uratować to małe stworzonko.
- Musisz oddać cząstkę swojej duszy temu sowrysowi, a on odda ci swoją. Twoja dusza uleczy jego rany, ale już na zawsze będziecie ze sobą związani. Jeżeli jedno z was się zrani, na ciele drugiego również pojawi się rana. Jeżeli któreś z was zachoruje, drugi też podzieli ten sam los, a jeżeli któreś z was umrze... to druga dusza, także opuści ten świat - powiedziała cicho staruszka. - Przemyśl to bardzo dobrze dziecko, bo później nie będzie już odwrotu...
Nirali lekko zadrżała, ale po chwili odezwała się pewnym siebie głosem:
- Zgadzam się.
Staruszka uśmiechnęła się, słysząc te słowa i otworzyła księgę. Zaczęła powoli wymawiać słowa starego zaklęcia, ale Nirali nie rozumiała, co to za język. Zaczęło jej się kręcić w głowie i poczuła straszny ból w klatce piersiowej, jakby ktoś właśnie ją uderzył. Po chwili zrobiło jej się zupełnie ciemno przed oczami i osunęła się nieprzytomna na ziemię.

Kiedy otworzyła oczy, ujrzała promienie wpadającego przez okna kaplicy słońca. Leżała na twardej, zimnej ziemi, więc szybko się z niej podniosła. Zauważyła uśmiechniętą staruszkę, a obok niej biegającego wesoło po całej świątyni, zdrowego już sowrysa. Staruszka skinęła tylko lekko głową na znak, że wszystko się udało. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny. Ukucnęła a mały, biały stworek podbiegł do niej i otarł się o jej głowę. Przytuliła go do siebie i wyszeptała:
- Od teraz będziesz się nazywał Ray i obiecuję, że już nigdy nic złego Ci się nie stanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz