14 listopada 2018

Od Nyx CD Venti i Hayi'a

Śnieg prowadziła wewnętrzny monolog Rita. Jedno wielkie kurwa nieporozumienie. Ten, który to badziewie wymyślił zapewne smaży się właśnie w czeluściach Tartaru, piekła, Hadesu, czy innego syfu. I dobrze mu tak. Albo jej. Całkiem prawdopodobne, że była to kobieta. Mroźne, wszędobylskie i wścibskie, a jak wejdzie za kołnierz to tak pali żywym ogniem. Normalnie synonim płci pięknej.
Wtem od jakże wykwintnie filozoficznych, elokwentnych i powalających głębią rozważań oderwał ją, nietypowy dla panujących, niesprzyjających warunków środowiskowych, obraz. Ciemna plama wyróżniająca się pośród białego gówna z początku zdawała się samotniczce być zwykłym krzakiem, śpiącym niedźwiedziem, czy jakimś przeklętym mutantem. Wzbudziła jednak zainteresowanie czarnowłosej na tyle mocno, że przemogła nabyty podczas pobytu na wyspie instynkt samozachowawczy. Młoda dragonka zaczęła zbliżać się do zaiste ekstraordynaryjnej plamy tak szybko, jak tylko była w stanie. Czy raczej na tyle szybko, na ile wcześniej wspominany śnieg jej pozwalał. Czyli w tempie ślimaczym. Gdy znalazła się wystarczająco blisko by zidentyfikować obiekt, będący celem jej wędrówki rozpoznała w nim omdlałego mężczyznę.
 
Gratisowe zaopatrzenie przeszło jej przez myśl, zreflektowała się jednak po chwili dochodząc do wniosku, że wypadałoby nieznajomemu pomóc. A nóż widelec będzie miał czym się odpłacić…

Nie zdążyła jednak zajść zbyt daleko. W pewnym momencie zimowe powietrze przeciął ostry, metaliczny odgłos wyciąganego gwałtownie z pochwy ostrza. Nyx rozejrzała się czujnie dookoła w poszukiwaniu potencjalnego przeciwnika. Dostrzegła go, a raczej ją zbyt późno. Koń pojawił się jakby z nikąd, a dosiadająca go amazonka zaczęła okrążać samotniczkę i mierzyć w jej stronę koniec, ostrego zapewne, miecza, zanim Rita w ogóle zdążyła pomyśleć o tym, żeby odlecieć, czy splunąć swoim ogniem. Nie zdążyła nawet zauważyć, w którym momencie upadła na tyłek spowijając swoją tylną część ciała białym puchem.

- Nie mam zamiaru cię zabijać – przywitała się brunetka. – Chyba, że mnie do tego zmusisz. Odejdź stąd i żyj wedle własnego uznania.

To nie była propozycja, z czego całkowicie zdawała sobie sprawę Starkówna. Ostatnim czego jej było trzeba był konflikt, potyczka, czy raczej samobójczy atak na uzbrojonego jeźdźca. Posłusznie wykonała natychmiastowy odwrót taktyczny, potocznie zwany spierdoleniem w krzaki. Dopiero będąc bezpiecznie ukrytym w niegdyś liściastym gąszczu Nyx zaczęła analizować i interpretować zdarzenie, które właśnie miało miejsce.

I nie spodobało jej się, jak została potraktowana.

***

Wartość swojego przedsięwzięcia Rita pojęła dopiero dostrzegłszy ukrytą pomiędzy czarnymi konarami drzew chatkę, z której kominka zachęcająco sączył się dym płynący z domowego ogniska. Przelotne wspomnienie ciepłego salonu w domu rodzinnym ścisnęło delikatnie, od dawna opustoszałe, serce Brytyjki. Wywołało dawno nie odczuwaną nostalgię przemieszaną z melancholią. Nie trwało jednak długo, tak samo jego negatywne skutki zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Zostało jednak niestosowne pytanie: Dlaczego nie dołączyła do osady?

*

Wrzask. Dźwięk tłuczonego szkła. Krew na rękach. Marmur ich oczu.

*

Ah, no tak. Dlatego. Nyx odgoniła niechciane myśli, które przypałętały się do jej umysłu z zamiarem jego zgubnego zaśmiecenia. Postanowiła podkraść się bliżej. Może uda jej się zajrzeć do środka? TRACH! Ukryty, niczym pierwszej klasy pułapka, konar załamał się z trzaskiem pod ciężarem dziewczyny. Ta przeklęła siarczyście pod nosem i czym prędzej zaczęła wspinać się na najbliższe drzewo wspomagając się błoniastymi skrzydłami. Od czasu, do czasu okazywały się całkiem przydatne. Gdyby jednak porównać ilość sytuacji w których niosły ze sobą korzyść z momentami, kiedy właścicielka bliska była ich samodzielnego, całkowicie świadomego odcięcia okazuje się, że zdecydowanie przeważały historie typu drugiego. Zgodnie z planem drzwi chatki otworzyły się dopiero wtedy, gdy dragonka siedziała bezpiecznie ukryta pomiędzy gęstym igliwiem zimozielonego drzewa służącego jej za schronienie. Brunetka, która w nich stanęła, zgodnie z przewidywaniami, okazała się być tą samą, która parędziesiąt minut wcześniej groziła Starkównie stalą przytkniętą do jej  nosa. Rozglądając się czujnie dookoła w poszukiwaniu źródła hałasu przypominała nieco drapieżnego ptaka wypatrującego ofiary.
 
Na stówę harpia obstawiła w myśli Rita, przy okazji zastanawiając się co zrobi, jeśli okaże się, że ma rację.

Nie znajdując żadnych niepokojących elementów otoczenia w zasięgu swojego wzroku osadniczka zaczęła powoli zamykać z powrotem drzwi domku. Gdy Nyx podświadomie odetchnęła z ulgą w momencie, gdy wrota zetknęły się z framugą gałąź, która służyła jej za podporę uznała, że warto by było podkręcić nieco akcję, w związku z czym złamała się gwałtownie, posyłając samotniczkę na pokrytą śniegiem ziemię. Jeśli nie głośne plaśnięcie połowicznie smoczego ciała o podłoże dotarło do uszu potencjalnej harpii, na pewno zrobiła to głośna „KURWAJEGOMAĆĆĆĆ”, która towarzyszyła upadkowi. Nie minęła nawet sekunda od zjawiskowego zetknięcia z glebą, a Nyx już wiedziała, że przynajmniej jedną część swojego zmutowanego ciała mocno skręciła, jeśli nie złamała…



Hayi? Venti?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz