18 listopada 2018

Od Renarda (do Lucan'a)

     Młody lisołak zerwał się z łóżka w tej samej sekundzie, w której potwór z koszmarów na niego naskoczył. Serce waliło mu jak oszalałe, a ciepła piżama była przesiąknięta zimnym potem. Jego palce mocno zacisnęły się na pościeli i oczyma próbował przeszukać pokój mając nadzieję, że w tych przerażających ciemnościach jednak nie znajduje się żaden potwór, którego spotkał we śnie. Odkąd pamięta, te sny zawsze budziły bo w środku nocy i nie pozwalały dalej spać. Historie nigdy się nie powtarzały, jednak w każdej musiał znaleźć się czarny charakter usiłujący zrobić Renardowi krzywdę. Chłopiec oczywiście wiedział, że to nieprawda, ale miał już dosyć wiecznego stresu i przemoczonej pościeli. Zawsze w takich momentach chodził do matki, jeżeli ta nie była jakoś bardzo zajęta. Tym razem również postanowił właśnie tam się skierować. Zeskoczył z łóżka dotykając zimnej podłogi, przy okazji powodując jej głośne skrzypnięcie. Spiął się i stanął w bezruchu w obawie, że mógł tym sposobem obudzić śpiącą w tym samym pokoju siostrę. W dalszym czasie nie usłyszał ani słowa, więc odetchnął z ulgą i na palcach podszedł do drzwi. Sięgnął ręką klamki i zaczął powoli otwierać drzwi, które niestety też były dosyć głośne. Tym razem Farrah musiały przeszkodzić skrzypnięcia drzwi, gdyż Renard usłyszał jej pomrukiwanie w głębi pokoju.

- Wszystko w porządku, śpij - szepnął do dziewczynki i wyszedł na korytarz zostawiając uchylone drzwi ich pokoju, aby wracając znów nie narobił hałasu.

Daleko do pokoju matki nie miał, gdyż były to sąsiednie drzwi, ale droga do nich w tych ciemnościach nie była najprzyjemniejsza. Gdy bez pukania wszedł do sypialni Galii, od razu zauważył, że jest tu o wiele jaśniej niż u niego. Tutaj światło księżyca wpadało przez wysokie okna i zalewało podłogi tworząc jakby mgłę. Renard stwierdził, że w takich warunkach czuł się bardziej komfortowo i miał może nawet szansę tutaj zasnąć. Podchodząc do łóżka matki zerknął za okno chcąc ujrzeć księżyc w całej swojej okazałości i trzeba przyznać, że ten piękny widok poprawił mu humor. W końcu jednak odwrócił się do dużego łóżka i z trudem się na nie wdrapał łapiąc się koców i kołder. Podsunął się do Galii śpiącej do niego plecami i wyciągnął rękę, aby lekko ją szturchnąć. Ta z początku mamrotała coś pod nosem i odganiała rękę syna, ale gdy ten nie dawał za wygraną, w końcu się przekręciła i minimalnie uchylając powieki spojrzała na chłopca.

- Coś się stało? - zapytała cicho obserwując zmartwioną twarz syna.

- To znowu te potwory, mamo - wydukał i spuścił wzrok na swoje małe dłonie bawiące się skrawkiem koca - Mogę tu...

- Możesz - nie dała mu dokończyć, gdyż wiedziała o co chce zapytać. Przyzwyczaiła się do wpuszczania tu Renarda, gdyż wiedziała, że inaczej już nie zaśnie. Może zirytowana, może nie, z powrotem przewróciła się na prawy bok i wtuliła się w poduszkę. Renard za to uradowany wczołgał się pod ciepłą kołdrę i ułożył się jak najbliżej matki nie zwracając uwagi na wielką wolną część łóżka, którą mógł mieć tylko dla siebie. Gdy był w pobliżu mamy, umiał wymazać z głowy wspomnienia przerażających, nieproszonych gości i bez trudu zasnąć.

*

- Dlaczego nikt mnie nie zaprosił? - obudziła ich oburzona Farrah stojąca w progu drzwi z założonymi rączkami i nadętymi policzkami.

- Teraz mogę cię zaprosić - Renard wyłonił się spod koców i poklepał miejsce obok siebie, na co dziewczynka od razu się rozpromieniła i podbiegła, aby z pomocą brata wczołgać się na wysokie łóżko.

- Ale to chyba ja powinnam decydować kto będzie gościem na moim łóżku? - Galia przekręciła się w ich stronę i podparła głowę na nadgarstku, aby lepiej widzieć dzieci. Te w odpowiedzi tylko wzruszyły ramionami i zaczęły chichotać - To może ja zrobię śniadanie, a wy sprawdzicie co u Doriana i Dastona? - zaproponowała po chwili zbierając się z łóżka.

Renard przytaknął i w mgnieniu oka zsunął się z łóżka ciągnąć za sobą siostrę. Trzymając ją za rękę pobiegł do ich pokoju, aby mogli przebrać się w codzienne ubranie. Dzieci uwielbiały opiekować się końmi, więc gdy miały taką okazję, od razu do nich leciały. Lisołak pospiesznie wskoczył w spodnie i założył bluzkę z krótkim rękawem i jeszcze chwilę poczekał, aż Farrah założy swoją małą sukienkę. Gdy oboje byli już gotowi, pobiegli do przedpokoju, aby założyć buty. Renard włożył swoje jak zwykle bez trudu, ale widząc zirytowaną siostrę, której nie wychodzi związanie buta, zaoferował jej pomoc. Dzięki jego sprawnym rączkom zaraz byli już na zewnątrz słysząc tylko za sobą prośby Galii o powrót na śniadanie. Farrah może i była mniejsza, ale jak wystrzeliła w stronę stajni to Renard nie miał szans jej dogonić. Było tak zresztą dosyć często, że to chłopiec musiał pędzić za siostrą. Jak zawsze udało mu się ją złapać dopiero pod budynkiem, gdzie trzymali konie. Mała wiedźma weszła do stajni jako pierwsza witając się przy tym z dwoma ogierami, a Renard został przed wejściem. Normalnie wszedłby od razu za siostrą, ale poczuł, że coś jest nie tak. Niepewnie postawił kilka kroków w stronę ciemnego lasu, obok którego znajdowała się ich posiadłość. Przez dłuższą chwilę wgapiał się w ciemność za drzewami i miał zamiar wrócić już do siostry, ale zatrzymało go głośne trzaśnięcie kilku gałęzi. Ktoś był bardzo niedaleko, a jako, że chata Galii była prawie poza terenami osady, możliwe, że był to jakiś samotnik. Renard zastygł w miejscu, gdy przed nim znikąd pojawiła się wielka sylwetka stwora podobnego do węża. Z opowiastek matki mógł wywnioskować, że jest to warąż i o ile dobrze pamiętał to powinien się od takich trzymać z daleka. Jednak strach sparaliżował go na tyle, że był w stanie tylko krzyknąć do siostry, aby pozostała w ukryciu. Sam poczuł jak serce łomocze mu mocniej niż podczas koszmarów, a pojedyncze niekontrolowane łzy zbierają się w kącikach jego oczu. Bestia zasyczała ukazując swoje przerażające uzębienie i była gotowa na miejscu zabić małe dziecko, ale mocne pchnięcie ją powstrzymało. Jakaś mniejsza sylwetka swym ciężarem odepchnęła obślizgłe cielsko na bok i kilkoma ruchami sprawiła, że warąż więcej razy już się nie poruszył. Młody lisołak odetchnął z ulgą mając nadzieję, że jego bohater to ktoś z osady, jednak gdy zza drzew wyłoniła się wysoka, szczupła postać o brodzie ubrudzonej ciemną krwią, jego nadzieja pękła jak mydlana bańka. Co gorsza, postać przypominała wyglądem jednego ze stworów nawiedzających go we snach. Modlił się teraz o to, żeby Farrah go wysłuchała i została w stajni. Jak ma się komuś stać krzywda, to na pewno nie jego siostrzyczce.

Lucan? Jakiś samotnik?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz