Zabawne. Szukałam go, a tym czasem to on znalazł mnie. Jednak niezależnie od tego, kto był pierwszy, cieszyłabym się tak samo ze spotkania wampira. Trochę dziwnie to brzmi, ale właśnie tak było. Sama nie wiem, kiedy przestałam odczuwać zagrożenie. Wiedziałam jednak, że Lucan by mnie nie skrzywdził i chyba właśnie tyle wystarczyło.
Stał tam, pomiędzy drzewami. Jego jasna cera i włosy powodowały, że z łatwością można było go pomylić z jakąś inną istotą, widzianą jedynie zimą. Płatki śniegu tańczyły wokół niego, jakby faktycznie sprawował nad nimi władzę. To wyglądało tak magicznie, że nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Witaj. - mruknął, sprowadzając mnie na ziemię. Uśmiechnęłam się do niego szerzej. Widziałam, jak bierze głęboki oddech. Podniosłam się z kolan i strzepałam z nich śnieg. Zaraz po tym wróciłam spojrzeniem do Lucan'a. Wciąż tam stał. To oznaczało, że nie był złudzeniem.
- Dzień dobry. - odparłam z uśmiechem - Szukałam cię... - zaczęłam nieśmiało, zdejmując jednocześnie torbę z ramienia. Przerwałam jednak, gdy mężczyzna chwycił mnie za ramię. Zmierzyłam wampira wzrokiem, nie wiedząc, o co może mu chodzić. Lucan rozejrzał się niespokojnie, strzygąc przy tym uszami. Czyżbyśmy byli obserwowani?
- Zaraz porozmawiamy, najpierw zejdźmy z lodu i z widoku, jesteśmy tu wystawieni jak na dłoni. - powiedział, puszczając moją rękę, a następnie przenosząc swoją dłoń na moje plecy. Nie musiał mówić nic więcej, żebym zrozumiała, co ma na myśli. Szybko zarzuciłam torbę z powrotem na ramię, przytuliłam się do ciepłego torsu Lucan'a i pozwoliłam mu się prowadzić.
Po przejściu kilkunastu metrów, wkroczyliśmy w gęstwinę świerków. Ich zielone igły były częściowo zamarznięte, a rośliny prawie w całości pokrywał śnieg. Dłoń wampira wróciła do kieszeni jego spodni, kiedy spacerowaliśmy powoli ścieżką. Razem obserwowaliśmy otaczający nas krajobraz.
- Dlaczego tu jesteś, Melody? - zapytał obojętnie blondyn, przerywając ciszę. Wzrok wbił w ziemię, jakby chciał uważać, gdzie stawia swoje kroki. Drgnęłam, od razu przypomniawszy sobie o prezencie dla wampira. Zaczęłam szybko przeszukiwać torbę, czując jednocześnie na sobie wzrok blondyna.
- Pomyślałam, że możesz marznąć w zimę, mam tu dla ciebie kilka rzeczy! - odparłam z uśmiechem i zaczęłam wyciągać szaliki oraz czapki, by pokazać je mężczyźnie.
Nagle Lucan delikatnie ujął moje dłonie w swoje. Uniosłam wzrok na jego twarz i spojrzałam mu pytająco w oczy.
- Melody, ja nie marznę. Ciepłe ubrania są mi zbędne. - powiedział. Znowu nie udało mi się mu pomóc. Poczułam, jak cały entuzjazm ulatuje z mojego ciała.
- Ale dziękuję za twoje chęci. - dodał mężczyzna. Wyswobodziłam dłonie z jego uścisku i schowałam je do kieszeni swojego płaszcza.
- Jasne. - odparłam ze sztucznym uśmiechem.
- Okej, czapek nienawidzę, ale szalik może by się mi przydał. - powiedział Lucan po chwili i uniósł lekko kąciki ust, spoglądając w moją stronę. Odwzajemniłam uśmiech, szczęśliwa, że wampir jednak zmienił zdanie. Wyjęłam z torby ciepły, granatowy szalik, który sama wydziergałam i owinęłam go wokół szyi mężczyzny.
- Śliczny, dziękuję. - powiedział Lucan, obdarowując mnie serdecznym uśmiechem, od którego zrobiło mi się ciepło na sercu.
Kolejne pół godziny spędziliśmy na spacerowaniu po lesie, rozmawiając przy tym o Osadnikach i wiosce zimą. Powoli zaczynało się ściemniać, więc Lucan odprowadził mnie prawie pod granicę wioski. Czyżby się martwił o to, czy bezpiecznie wrócę do domu?
- Tu się rozstajemy, nie chcę, żebyś miała przeze mnie kłopoty. - powiedział blondyn, wpatrując się w strażników na warcie. Chciałam spędzić z nim jeszcze trochę czasu, ale dłuższa nieobecność mogłaby zaniepokoić Osadników. Dlatego uścisnęłam wampira na pożegnanie, uczepiwszy się płaszcza z jeleniej skóry, który mu, nie oszukujmy się, wcisnęłam.
Odkleiwszy się od mężczyzny, spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Uważaj na siebie. - odparłam półszeptem. Bałam się, że jeśli powiem to choćby odrobinę głośniej, strażnicy nas dostrzegą i niesłusznie aresztują Lucan'a.
Mężczyzna skinął w odpowiedzi głową. Dopiero wtedy mogłam odejść, nieco spokojniejsza, co jakiś czas spojrzawszy na niego ukradkiem przez ramię.
Wróciłam do swojego domu i z cichym westchnięciem odłożyłam to, czego Lucan nie przyjął na półki w pokoju, pełniącym funkcję magazynu i sklepu. Następnie udałam się do łazienki. Moja skóra ponownie potrzebowała wody.
Po długiej kąpieli, przeszłam do sypialni. Położyłam się na łóżku, przebrana w piżamę i spojrzałam na stolik nocny. Leżało na nim kilka bursztynów. Były to te same, którymi chciał mnie zwabić wampir w dzień naszego pierwszego spotkania. Sięgnęłam po nie i zaczęłam oglądać każdy z nich. Czy jeszcze kiedyś się spotkamy?
***
Nadeszła wiosna. Śnieg stopniał i ustąpił miejsca ulewnym deszczom. Wciąż nie miałam wieści o tym, co dzieje się z Lucan'em, dlatego nie mogłam się w pełni skupić na licznych obowiązkach, które na mnie spadły wraz ze zmianą pory roku. Ktoś potrzebował nowych butów, drugiemu wystarczyła naprawa starych, inny chciał bluzę z kapturem, kolejny prosił o naprawienie zasłon, dywanów, obrusów i pewnie jeszcze całego wyposażenia swojego domu. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo zmęczona. Na przyszłość raczej zacznę szyć ubrania na wiosnę jeszcze zimą, na lato - wiosną i tak dalej. Myślę, że to by było najlepsze rozwiązanie, które pozwoliłoby mi na przynajmniej dzień wolnego. Część ubrań byłam zmuszona szyć w trakcie kąpieli, bo przez to, że traciłam rachubę czasu, zaczynałam się odwadniać.
Całe dnie spędzałam na szyciu, kupowaniu materiałów oraz roznoszeniu zamówień do domów starszych Osadników lub zbyt zajętych pracą, by mogli je osobiście odebrać w moim domu. Myślałam więc, że tego dnia będzie tak samo - pobódka wcześnie rano, kąpiel, praca, zakupy, praca, kąpiel i krótki sen. Myliłam się jednak, zupełnie nie mając pojęcia, jaka niespodzianka mnie czeka.
Zostawiłam bałagan na dole, powtarzając sobie, że zajmę się nim następnego dnia. Dzięki temu zyskałam nieco więcej czasu dla siebie.
Jak co wieczór przeszłam z białą koszulą nocną w rękach do łazienki, zawiesiłam ją na parawanie, po czym przygotowałam relaksacyjną kąpiel. Zdjęłam z siebie ubrania i wrzuciłam je do, plecionego z witek wierzbowych, kosza na pranie. Następnie weszłam do balii, ukrytej za parawanem, która to służyła mi jako wanna. Zamknęłam oczy i zanurzyłam się w wodzie po czubek głowy. Po chwili jednak usiadłam na dnie balii, usłyszawszy huk na parterze. Przeniosłam włosy na jedną stronę i zaczęłam nasłuchiwać, jednak odgłos się nie powtórzył. Uznałam więc, że musiałam się przesłyszeć lub zwyczajnie coś w pracowni spadło na podłogę. Spokojna, kontynuowałam kąpiel. Nucąc cicho melodię, którą pamiętałam z mojego poprzedniego życia, sięgnęłam po olejek różany, stojący na kamiennej półce. Jedną ręką nacierałam nim obojczyk, nie zwracając większej uwagi na płatki róż, które przyklejały się do mojej skóry, a palcami drugiej ręki rozczesywałam mokre włosy.
Nagle usłyszałam głośne chrząknięcie od strony parawanu. Wzdrygnęłam się, wylewając przy tym nieco wody poza balię. Automatycznie odwróciłam głowę w tamtym kierunku i spojrzałam na Lucan'a, jednocześnie zasłaniając miejsca intymne. Musiałam być tak zmęczona lub pochłonięta swoimi czynnościami, że nie zauważyłam go wcześniej. Nawet nie wiem, ile stał obok z rękoma zawiniętymi na piersi i uśmiechając się półgębkiem. Poczułam pieczenie, głównie policzków, gdy na moją twarz wypłynął rumieniec.
- To ja poczekam na dole. - powiedział, uśmiechając się szerzej, po czym wyszedł z łazienki. W tamtym momencie zaczynałam wszystko rozumieć. Ten hałas, który słyszałam wcześniej, nie był złudzeniem, ani niczym innym jak Lucan'em. Westchnęłam cicho i zakończyłam swoją kąpiel. Osuszywszy skórę, włożyłam bieliznę oraz koszulę nocną. Następnie wytarłam kałużę i udałam się na parter. Schody jak zwykle zaskrzypiały, kiedy po nich schodziłam. Mężczyzna stał przy stole i wpatrywał się w okno. Na blacie rozłożył rozmaite skóry i skórki. Zbliżyłam się do niego nieśmiało. Do moich uszu doszło warczenie wampira
- Lucan? Wszystko dobrze? - zapytałam, spojrzawszy na jego twarz. Zaczęłam się martwić. Dłuższy czas nie wiedziałam, co się z nim dzieje, więc w mojej głowie pojawiły się różne scenariusze.
Ujęłam twarz blondyna w dłonie i wtedy spostrzegłam, że jego oczy zmieniły kolor. Ich szkarłatna barwa sprawiła, że po ramionach przebiegł mi zimy dreszcz.
- Lucan? Dobrze się czujesz? - niepewnie ponowiłam pytanie.
Nagle poczułam silny ból, promieniujący od nadgarstka. Dopiero wtedy spostrzrgłam zaciśniętą na nim dłoń mężczyzny.
- Lu - Lucan, puść. To boli. - jęknęłam, jednak nie przyniosło to żadnego skutku. Kiedy nawet powtórzenie tych słów głośniej nic nie dało, z trudem wyrwałam się wampirowi.
- Lucan, co się stało? - zapytałam, przytulając do piersi bolący nadgarstek. Momentalnie zostałam pchnięta na ścianę za mną. Powietrze zostało wypchnięte z moich płuc pod wpływem uderzenia. Nogi ugięły się pode mną, a po ciele rozlał się piekący od środka ból. Przez chwilę próbowałam złapać oddech, co jednak szybko zostało mi dodatkowo uniemożliwione. Dłoń Lucan'a zacisnęła się na mojej szyi i uniosła mnie nieco nad podłogą. Zaczynałam się dusić. Obraz blondyna przed moimi oczami był rozmazany. Dlaczego Lucan to robił? Czy kolor jego oczu miał z tym coś wspólnego?
Kiedy mężczyzna zbliżył wargi do mojej szyi, od razu zrozumiałam. Był głodny i to bardzo. Nie mogłam pozostać z nim w wiosce do momentu, w którym odzyska panowanie nad sobą. Znajdując mnie martwą na terenie Osadników, strażnicy zaczęliby na niego polować i nie przestały, dopóki by go nie zabili. Nie mogłam też być pewna tego, czy aby na pewno będę jedyną ofiarą blondyna tegoż dnia. Dlatego postanowiłam zaciągnąć go jak najdalej od wioski.
Ostatkiem sił odepchnęłam od siebie wampira, złapałam gwałtowny oddech i pobiegłam chwiejnie do drzwi. Lucan szybko podniósł się z podłogi i ruszył za mną. Wybiegłam z domu tak, jak stałam. Na zewnątrz powitał mnie chłodny wiatr. Z trudem dławiłam w sobie chęć odwrócenia się. Wiedziałam, że wampir za mną podąża, czułam jego obecność, a patrzenie za siebie jedynie by mnie spowalniało. Dlatego właśnie biegłam cały czas przed siebie najciemniejszymi uliczkami, dzięki czemu nie rzucaliśmy się w oczy.
Szybko dobiegłam do bramy, uchyliłam ją i wybiegłam do lasu. Lucan wciąż deptał mi po piętach. Brakowało mi sił, ale wiedziałam, że muszę biec. Coraz szybciej i dalej.
Z gdzieniegdzie oświetlonej osady, wkroczyłam do pochłoniętego w mroku lasu. Bałam się. Tak bardzo się bałam. Nie tyle nowej twarzy blondyna, co innych, obcych mi Samotników i dzikich stworzeń.
Kiedy już kilka razy prawie potknęłam się o własne nogi lub korzenie, schowałam się za drzewem, by złapać nieco tchu. Nastała niepokojąca cisza. Zasłoniłam usta ręką, na której nie widniał ogromny siniak, by uciszyć swój niespokojny oddech.
- Meeloody... - usłyszałam po chwili - Gdzie się chowasz? Pobawmy się... - ton głosu Lucan'a przypominał bardziej ten, należący do jakiegoś szaleńca.
- Meeloody... - słyszałam, jak wampir sprawdza wszystkie miejsca, w których mogłam się ukryć, wciąż nawołując.
W pewnym momencie znowu nastała chwila ciszy.
- Mam cię... - usłyszałam szept przy swoim uchu. Od razu ruszyłam pędem przed siebie.
- Nie uciekniesz mi! - krzyknął mężczyzna za mną. Kątem oka widziałam, że Lucan próbuje mnie wyprzedzić i...wpada do głębokiego, dużego dołu. Zapewne pułapki jakiegoś Samotnika, która przysłonięta liśćmi mogła być niezauważalna za dnia, a w nocy niewidoczna.
Automatycznie zatrzymałam się. Spojrzałam w stronę dołu, z którego dochodziły warknięcia wampira, przypominające bardziej te zwierzęce. Niepewnie zbliżyłam się do niego i zajrzałam do środka. Cienkie pasmo białego światła księżyca padało na dno pułapki. Mimo tego nie mogłam dostrzec Lucan'a.
Wtem wampir wyskoczył z ciemności, chcąc się na mnie rzucić, ale siła grawitacji pociągnęła go w dół. Blondyn spróbował wdrapać się po ścianie z powrotem na górę, ale mokra ziemia nie stawiała żadnego oporu. Jedno więc było pewne, Lucan nie mógł uwolnić się bez pomocy innej osoby.
Uklęknęłam na trawie i usiadłam na swoich łydkach. Cierpliwie czekałam, aż wampir zużyje swój nadmiar energii.
Kiedy Lucan powoli opadał z sił. Zdawał się być już znacznie spokojniejszy. Zrezygnowany opadł na ziemię. Powoli podniosłam się z klęczek, zbliżyłam do krawędzi dołu i wyciągnęłam dłoń do blondyna.
- Podaj mi rękę, pomogę ci. - powiedziałam spokojnie. Mężczyzna zmierzył wzrokiem moją rękę i niepewnie chwycił ją. Zaparłam się nogami, wbijając je w rozmokniętą glebę i pociągnęłam blondyna w swoją stronę, wyciągając go z pułapki. Upadłam na ziemię, a Lucan na mnie. Jego twarz znalazła się tuż przy mojej szyi. Wampir sapnął, jakby próbował złapać oddech. Później zaczął warczeć. Zupełnie jakby coś zalegało w jego płucach.
- Lucan? - szepnęłam wystraszona. Nagle blondyn odchylił moją głowę do tyłu i wgryzł się w tentnicę. Mimowolnie zacisnęłam palce na materiale jego koszuli. Z czasem wszystko stało się czarne.
***
Ocknęłam się chwilę przed wschodem słońca. Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna. Kiedy częściowo wróciłam do siebie, spostrzegłam, że leżę w swoim łóżku. Pokój wyglądał tak, jak przed moim wyjściem z jedną tylko różnicą. Było to krzesło postawione obok łóżka. Ktoś musiał być w moim domu. Miałam już swoje podejrzenia.
Spróbowałam się podnieść. Nagły przypływ bólu obudził mnie do końca. Przeniosłam wzrok na bolący, owinięty bandażem nadgarstek. To był dowód na to, że wszystko, co działo się przed utratą przeze mnie świadomości nie było snem.
Z trudem podniosłam się z łóżka i przeszukałam cały dom. Pusto. Ani żywej duszy.
Ruszyłam więc w stronę drzwi i otworzyłam je. W okolicy również nikogo nie było. Wszystkie usługi były o tej godzinie nieczynne, więc jedynym miejscem, do którego Lucan mógłby się udać był obszar poza terenem wioski. Opuściłam zatem budynek i ruszyłam na poszukiwania blondyna.
Nie znalazłam Lucan'a w pobliżu osady, mimo że obeszłam ją dookoła kilka razy. Postanowiłam więc przenieść się nad Spokojny Strumień. Słońce powoli wschodziło, rozpędzając przy tym rubinowe obłoki jutrzenki. Jasne promienie przechodziły gdzieniegdzie przez dziury w koronach drzew, oświetlając fragmenty zieleni pod nimi niczym reflektory. Cichy szum płynącej wody działał na mnie uspokajająco.
Nagle dostrzegłam jasną postać między drzewami kilka metrów dalej. Myśląc, że znalazłam w końcu cel swoich poszukiwań, pobiegłam w tamtym kierunku. Zatrzymałam się, gdy byłam na tyle blisko, by zauważyć, że tą istotą nie jest Lucan, a Jelon. Hybryda przerwała skubanie żywo zielonej trawy i uniosła łeb. Wiedział o mojej obecności. Ba, wpatrywał się we mnie. Stałam w miejscu, podobnie jak zwierzę. Po chwili ostrożnie i powoli zbliżyłam się do niego. Byłam zaskoczona, widząc, że hybryda nie uciekła. Stanęłam obok Jelona i przyjrzałam mu się. Następnie bardzo powoli położyłam dłoń. Istota zamknęła oczy zadowolona, zezwalając w ten sposób na dalsze pieszczoty.
Nagle hybryda otworzyła oczy, poderwała głowę do góry i zaczęła nasłuchiwać. Chciałam uspokoić stworzenie, ale Jelon niestety uciekł prawie od razu. Westchnęłam cicho i odwróciłam się, usłyszawszy trzask łamanej gałązki.
- Lucan? - zapytałam, patrząc na dobrze mi znanego wampira. Tym razem to był on.
Lucan?