Na początek wyjąłem z torby owinięte w płótno narzędzia zielarskie, a następnie wszystkie potrzebne składniki. Miałem jeszcze co nieco przy sobie, więc mogłem spróbować coś zdziałać. Na początek odpowiednio przygotowałem każde zioło, by po chwili zacząć je ze sobą łączyć, na koniec polewając jedną z mikstur, by substancja stała się gęściejsza. Dodałem też trochę środków odkażających, nie szkodziły stworzonemu przez mnie lekowi, więc nie było przeciwskazań by go trochę dodać. Pozbyłem się górnej części odzieży i obejrzałem ranę. Mimo iż wyglądała paskudnie, to nie była bardzo poważna. Przynajmniej zdarzało mi się już miewać gorsze wypadki. Obejrzałem ranę czy nic nie było w środku i zacząłem powoli rozprowadzać lekarstwo, które obecnie konsystencją bardziej przypominało maść. Powoli i dokładnie rozporawadzłem w każdy zakamarek, a kiedy to miałem już z głowy, wykorzystałem część własnej tkaniny by założyć opatrunek. Mogłem wykorzystać bandaże które podarowała mi domowniczka, ale uznałem że jej będa potrzebne bardziej niż mnie. Ja będę w stanie jeszcze uzupełnić zapasy leków, a ona już może mieć z tym problemy.
Po skończeniu zakładania solidnego opatrunku, nie ubrałem od razu ubrań. Chciałem by opatrunek jak i lek dobrze siadły na ciele, więc jeszcze chwilę musiałem tak zostać. Zauważyłem że na stole pojawił się kubek z herbatą a naprzeciw mnie siedziała władczyni tego miejsca, popijając napój z podobnego kubka. Nie wiem jak długo już czekała, chyba zbytnio pochłonęła mnie praca.
- Dziękuję. - Powiedziałem i wziąłem naczynie do ręki, by powąchać aromat. Nie były to jakieś czarodziejskie zioła, lecz na pewno nie są szkodzące. Wziąłem duży łyk dla próby smaku, chwilę odczekałem by się upewnić i sięgnąłem do torby po jedną z manierek.
Sama manierka była zroniona z wielu nitek, a nitki było zrobione z liści. Sam zrobiłem tą manierkę i byłem z niej dumny. Nie dość że była wytrzymała, przez nałożenie na siebie dość wytrzymałych liści. To jeszcze nie można jej było tak łatwo uszkodzić jak w przypadku butelki. No i jestem w stanie ją naprawić lub zrobić nową. Widziałem też jak moja towarzyszka spogląda na manierkę z wątpliwościami.
Bez słowa wylałem kilka kropel ze środka do swojego napoju, następnie patrząc jej w czy wziąłem łyka, teraz wie że to nie żadna trucizna.
- Chcesz spróbować? - Zapytałem wskazują jej liściastą manierkę. Popatrzyła na nią przez chwilę i ostatecznie kiwnęła głową. Tak jak sobie wcześniej, tak i jej dolałem kilka kropelek.
- Nie jest złe. - Mruknęła - prawie niesłyszalnie pod nosem i piła dalej.
Piliśmy w milczeniu, a ja w między czasie, zacząłem zszywać poszarpaną ubrania. Nie mogłem przecież chodzić w potarganej, krew też zamierzałem usunąć oczywiście. Wszystkim moim działaniom przygląda się moja obecna towarzyszka.
Udało mi się doprowadzić ją do w miarę rozsądnego stanu, a kiedy to się udało, ubrałem ją tak samo jak resztę ubrań.
- Dziękuję za pomoc. - Skoro była samotnikiem, równie dobrze mogła mnie zostawić za drzwiami. - A tutaj są twoje leki. - Oddałem jej nienaruszony bandaż i środki odkażające. - Wypadałoby się przedstawić, możesz mi mówić Amon. Jest szansa że nawet o mnie słyszałaś, choć jestem samotnikiem… - Pomagałem już dużej liczbie osób, więc możliwe że coś o mnie już słyszała, choć jest też możliwość że nie wie kim jestem i nie jest chętna by mnie poznać.
- Dziękuję. - Powiedziałem i wziąłem naczynie do ręki, by powąchać aromat. Nie były to jakieś czarodziejskie zioła, lecz na pewno nie są szkodzące. Wziąłem duży łyk dla próby smaku, chwilę odczekałem by się upewnić i sięgnąłem do torby po jedną z manierek.
Sama manierka była zroniona z wielu nitek, a nitki było zrobione z liści. Sam zrobiłem tą manierkę i byłem z niej dumny. Nie dość że była wytrzymała, przez nałożenie na siebie dość wytrzymałych liści. To jeszcze nie można jej było tak łatwo uszkodzić jak w przypadku butelki. No i jestem w stanie ją naprawić lub zrobić nową. Widziałem też jak moja towarzyszka spogląda na manierkę z wątpliwościami.
Bez słowa wylałem kilka kropel ze środka do swojego napoju, następnie patrząc jej w czy wziąłem łyka, teraz wie że to nie żadna trucizna.
- Chcesz spróbować? - Zapytałem wskazują jej liściastą manierkę. Popatrzyła na nią przez chwilę i ostatecznie kiwnęła głową. Tak jak sobie wcześniej, tak i jej dolałem kilka kropelek.
- Nie jest złe. - Mruknęła - prawie niesłyszalnie pod nosem i piła dalej.
Piliśmy w milczeniu, a ja w między czasie, zacząłem zszywać poszarpaną ubrania. Nie mogłem przecież chodzić w potarganej, krew też zamierzałem usunąć oczywiście. Wszystkim moim działaniom przygląda się moja obecna towarzyszka.
Udało mi się doprowadzić ją do w miarę rozsądnego stanu, a kiedy to się udało, ubrałem ją tak samo jak resztę ubrań.
- Dziękuję za pomoc. - Skoro była samotnikiem, równie dobrze mogła mnie zostawić za drzwiami. - A tutaj są twoje leki. - Oddałem jej nienaruszony bandaż i środki odkażające. - Wypadałoby się przedstawić, możesz mi mówić Amon. Jest szansa że nawet o mnie słyszałaś, choć jestem samotnikiem… - Pomagałem już dużej liczbie osób, więc możliwe że coś o mnie już słyszała, choć jest też możliwość że nie wie kim jestem i nie jest chętna by mnie poznać.
Tibbie? +1PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz