Zanim dotarło do mnie, co dokładnie się stało, nagle nie byłam już sama.
Usłyszałam,
że pojawił się nowy odgłos, ale nie byłam w stanie go zidentyfikować.
Lekko spłoszona i zaniepokojona ogarnęłam wzrokiem otoczenie.Dziura. Dziura w ziemi. Nic więcej, więc ten odgłos nie pochodził "stąd". Jedyną opcją była góra.
Uniosłam głowę, mocniej chwytając torbę. Na szczęście jej nie zgubiłam, broń jest pod ręką.
Na moment zaślepiła mnie różnica jaskrawości światła, ale dość szybko odróżniłam człekokształtną sylwetkę, odcinającą się czarnym konturem. Niedobrze. Czyżby właściciel pułapki, zaalarmowany jakimś mechanizmem albo nawet obserwujący, przyszedł po łup?
Rozległy się kolejne, nie do rozszyfrowania dla mnie słowa. Postać nagle zeskoczyła w dół dziury.
Postawny mężczyzna. Nie mam co się siłować, moje szanse spadały poniżej zera.
Widziałam, jak mnie obserwuje. Jego wzrok zatrzymał się na mojej obolałej kończynie. Ocenia, jak ciężko będzie mu mnie zabić?
Jego spojrzenie znów przesunęło się w górę i padły kolejne słowa, zaraz po nich kolejne kroki w moim kierunku.
W tym momencie udało mi się zauważyć ciemne znamiona, znaki na szyi mężczyzny. Kojarzyłam ten fenomen, tą cechę. Faun.
A więc, nawet przy pełnej sprawności fizycznej i nie będąc w głębokiej dziurze nie miałabym szansy na ucieczkę.
Wciąż kręciło mi się w głowie, ale jak tylko mogłam starałam się nie dać mu się złapać. Póki żyję, nie będzie łatwo.
Postępowanie Kozła jednak mnie zdziwiło. Nie brał się ani do duszenia, ani do łamania karku, nie widziałam też u niego żadnej broni.
Zostałam za to bezceremonialnie wysadzona na brzeg jamy. Tak po prostu.
Osobnik o nieodgadnionych zamiarach szybko wspiął się na górę, kontynuując swoje wywody. Nie spuszczałam z niego wzroku, szukałam okazji, by zaatakować, spróbować go ogłuszyć i oddalić się na tyle, na ile się da...
Wciąż mówił, a ja z ulgą stwierdziłam, że z torby wypadło kilka kamieni. Zacisnęłam dłoń na jednym z nich, i gdy Faun odwrócił głowę i wskazał ramieniem w jakimś kierunku, błyskawicznie uniosłam dłoń, gotowa wybić go ze świadomości. Niestety, zauważył to. Wydał z siebie okrzyk, który tym razem byłam w stanie rozdzielić na pojedyncze słowa.
- Nie, Czekaj! Nie chcę cię skrzywdzić, naprawdę! - uniósł dłonie w geście samoobrony. Zatrzymałam się. Ah tak, naprawdę? Bez złych zamiarów? No, co prawda, nie zrobił jak dotąd nic, co by mi zaszkodziło... Sama bym nie wyszła z tej dziury, nie w tym stanie, ale i tak miałam spory problem z uwierzeniem mu. Było to dla mnie nierealne.
Podczas gdy myśli przelatywały przez moją głowę z prędkością tysiąca i jednej na sekundę, on zdawał się coś pojąć. Nie chciałam dać mu jednak okazji na powiedzenie czy zrobienie czegokolwiek więcej.
- Czego chcesz?? - wiedziałam, że mój głos był nienaturalnie głośny i podwyższony. Nie mówiłam zbyt często, ba, prawie nigdy, a w ten sposób samą siebie słyszałam nie tylko jako głos wewnątrz czaszki.
- Mogę ci pomóc. - znów mówił. I, hah, rozumiałam. Jego głos był dziwnie... Łagodny? Nigdy się z czymś takim nie spotkałam. - Masz zwichniętą kostkę, nie dasz rady sama się tak przemieszczać. Potrafię się tym zająć, mieszkam niedaleko, tam. - znów wskazał w tamtym kierunku. - Obiecuje, że nie zrobię ci krzywdy. Nazywam się Iri. - uśmiechnął się, podczas gdy ja wciąż kurczowo trzymałam w dłoni kamień. Opuściłam jednak rękę.
- ....Skąd mam wiedzieć, co chcesz zrobić? - ten mężczyzna, Iri, był... Dziwny. Wszystko aż ciągnęło, wołało, że zaufanie mu nie jest błędem, ale właśnie to było dla mnie podejrzane.
- Chcę tylko pomóc. - powtórzył, wciąż intensywnie na mnie patrząc. Emanował szczerością...
...Zaryzykuję. W razie czego mam kamień.
- ...Niech ci będzie. Ale mnie nie dotykaj! - jakoś udało mi się samej wstać... Jakoś.
- Możesz mi zaufać. - na jego twarzy wciąż gościł ten dziwny, ciepły uśmiech. - Wyjawisz mi swoje imię?
- Nie - burknęłam i po prostu ruszyłam w kierunku wcześniej przez niego wskazanym, co chwila przytrzymując się pobliskich drzew i głazów. Ból był obezwładniający. Miałam coraz silniejsze wrażenie, że to jednak zły pomysł...
Kózko? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz