14 kwietnia 2020

Od Tibbie CD Amona

     Tego dnia nie oczekiwałam zupełnie nikogo. Właściwie, odkąd tylko byłam na wyspie, nikt jeszcze nie raczył mnie odwiedzić czy najść, jak zwał, tak zwał, tak więc mój wzrok rozbiegł się, kiedy zobaczyłam rosłego mężczyznę stojącego u progu drzwi. Miałam w planach pójść spać, aby następnego dnia nie robić zupełnie nic, tak jak na co dzień, a nieznajomy nie ułatwiał mi realizacji moich planów.
     — W czym mogę pomóc? — odezwałam się pierwsza, choć mój głos przesiąknięty był kpiną. Jasnym było, że go tutaj nie chciałam. W razie potrzeby byłam nawet skora walczyć. Może i jesteśmy hybrydami, ale co jak co, zachowaliśmy ostatnie przebłyski człowieczeństwa i instynktu samozachowawczego, przez co mężczyzna po prostu powinien się odwrócić i nie sprawiając żadnego problemu, odejść. Status samotnika nie zobowiązywał nas do braku empatii, bo wszystko to było sprawą indywidualną, jednak przyjęło się, że szukanie pomocy u samotnika zawsze kończy się jednakowo źle. Nie mogłam zaprzeczyć, że tak nie było, bo w obliczu zagrożenia albo korzyści, które mogłyby z tego wyniknąć, byłabym w stanie zaatakować osłabionego i nawet bym się nad tym dłużej nie zastanawiała. Nie byliśmy na rajskiej wyspie i każdy był tego świadomi, bo ci, którzy myśleli inaczej, odpadali dość szybko, choć selekcja naturalna nigdy nie była dobrym sposobem i całkowicie mijała się z tym życiem, które prowadzono poza wyspą. Tam przyjęło się, że trzeba pomagać starszym i słabszym, a tutaj?
     — Miałem drobny wypadek — odchrząknął, na co przewróciłam oczami. A kto niby nie miał? — Myślałem, że może mógłbym się tu zatrzymać. Nie wiedziałem, że ktoś tu mieszka.
     — To już wiesz. Próbuj dalej —  podeszłam do drzwi, chcąc zamknąć mu je przed nosem, jednak mężczyzna w ostatniej chwili włożył czubek buta między drewniane drzwi, a ich futrynę, na co mruknęłam z dezaprobatą. — Jesteś tu od wczoraj, żeby nie wiedzieć, że nachodzenie kogoś w jego domu jest już wystarczające, aby chcieli cię zabić? A co dopiero proszenie o pomoc — powiedziałam z kpiną, jednak widząc jego nietęgą minę, otworzyłam szerzej drzwi, przeklinając się w duchu. Miałam dzisiaj wystarczająco dobry humor i zdecydowanie zbyt dużo nudy tego dnia. Bezwiednie wpuściłam go do środka, a mężczyzna wkroczył do chaty.
     — Nie ma luksusów — warknęłam, zirytowana, że ktoś mnie w ogóle nachodzi, jednak bardziej zła byłam na samą siebie, że przystałam na czyjąś prośbę, niż na niego, że się wprosił. Zauważyłam jak jego lniana koszula przesiąknęła krwią i po raz kolejny tego dnia przewróciłam oczami, z szafki stojącej obok wyjmując środek odkażający i trochę bandaża. To właściwie była resztka tego, co posiadałam, więc nie wykluczone było, że w niedalekiej przyszłości czekała mnie wyprawa do wioski w jednym, konkretnym i chyba wszystkim znanym celu. Mogło być trudniej za sprawą zwiększonej liczby strażników, najwyraźniej poczuli w końcu realne zagrożenie z naszej strony i zaczęli się bardziej pilnować. Druga kadencja tych samych dyktatorów sprawiła, że samotnicy wypatrzyli lukę w ich systemie i pozwolili sobie na zbyt dużo, tak więc teraz przebicie się przez granice było dwa razy trudniejsze.
     — Proszę — położyłam wszelkie materiały na stół, przy którym mężczyzna zajął miejsce. — Nie znam się na opatrywaniu ran, więc z tym sam musisz sobie już poradzić — założyłam ręce na piersi, a nieznajomy kiwnął głową, chwytając butelkę ze środkiem odkażającym. Nie wiem co dokładnie w nim było, ale najważniejsze, że działało. Inną sprawą była ewentualna reakcja alergiczna, którą mógł dostać, ale w końcu chciałam dobrze, czyż nie tak?
     Podeszłam do prowizorycznego blatu, który jednocześnie pełnił rolę kuchni. Z opakowania wyjęłam nieco ziół, które włożyłam do dwóch glinianych kubków. Przygotowałam jeszcze wodę, którą podgrzałam w garnku nad niewielkim ogniskiem, które paliło się w rogu mieszkania. Chata, a właściwie chatka nie prezentowała się dobrze, a już na pewno nie wyglądała na zamieszkaną - nie z zewnątrz. W wewnątrz nie było ścian, jedynie jedna półścianka, w połowie zawalona, która oddzielała część "kuchenną" od "sypialnianej", a w jednym z najbardziej odległych rogów budynku tliło się zawsze ognisko na ceglanej płycie. Nie narzekałam na warunki, choć mogły być dużo lepsze.
     Zalałam zioła wrzątkiem, po chwili stawiając dwa kubki na drewnianym stole. Nie przyznałam się, że cały ten czas, który teoretycznie spędziłam stojąc plecami do mężczyzny, po kryjomu kątem oka spoglądałam na to, co robi, na wypadek gdyby przyszło mu do głowy mnie zaatakować.


Amon? +1PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz