11 kwietnia 2020

Od Pana Stasia do Lei

Plaża zawsze była moim terenem, którym pożądałem. Poprzez swój młody wiek, częstą pracę na polu oraz dużą odległość od morza, nie było mi dane korzystać z uroków morza, plaż czy nawet opalania się nad wodą. Moje młode życie, aż do ukończenia pełnoletności, było usiane pracą na roli, zajmowaniu się domem oraz rodziną. Trzeba było zapewnić wszystkim dobre i godne życie.



Na wyspie, pomimo różnych przeciwności losu, wielu niebezpieczeństw, czy też innych niedogodności, miałem okazję i szanse położyć się na plaży i po prostu chwilę się odstresować. Mimo iż pracy tutaj również miałem sporo, przez fakt, iż musiałem wykarmić całą wioskę i siebie samego, mogłem znaleźć trochę czasu dla siebie. W piękne słoneczne piątki spędzałem popołudnia na plaży. Lubiłem patrzeć w morze, opalać się, czy też po prostu patrzeć w niebo. Miałem tutaj czas, aby trochę pokontemplować o swoim dotychczasowym życiu, odpocząć od farmy, jak i innych problemów mniejszych lub większych.
Jednocześnie leżenie na plaży sprawiało czasem różne problemy. Czasem przychodziły tutaj różne zmodyfikowane zwierzęta, które nie były nastawione na opalanie się, a na jedzenie, często również i ludzi. Tego dnia było tutaj jednak na tyle spokojnie, że mogłem sobie pozwolić na leżenie do późnego wieczoru.

Około godziny dziewiętnastej, zacząłem się zbierać, wraz ze swoimi rzeczami. Słońce bardzo powolnie chowało się za horyzontem i zebrał się delikatny wiatr. Było przyjemnie, jednakże miałem dość spory kawałek do swojego domostwa, przez co wyruszyłem od razu. Miałem cichą nadzieję, że nie trafię na jakieś dzikie zwierze, czy też samotnika, gdyż nie miałem w tym momencie nastroju na żadne potyczki.
Las był miejscem, które akurat lubiła moja druga forma, wilkołaka. Mogłem wtedy czuć się spełniony, biegając pomiędzy drzewami i rozrywając jakieś zwierzę na strzępy. Aktualnie jednak nie odczuwałem z tego żadnej radości, przebijając się przez zarośla z kocem oraz małym asortymentem, głównie jedzeniem. Po kolejnych kilku metrach usłyszałem jednak dziwne szmery dochodzące z prawej strony. Westchnąłem cicho, czując, że to może być długa noc. Postanowiłem to jednak sprawdzić.

Wychylając się zza drzewa, dostrzegłem kobiecą postać, która najwidoczniej wpadła w jakieś sidła. Zapierała się jakimś kijem(?) o ziemię i starała się wydostać. Postanowiłem podejść i zapytać, czy jej nie pomóc.
- Halo...? Może pomogę... - Zawołałem, podchodząc powoli bliżej w stronę kobiety.
Gdy tylko się zbliżyłem wystarczająco, machnęła przed moją twarzą czymś, co wyglądała na swego rodzaju halabardę, domowej roboty. Zrobiłem jednak unik, odskakując do tyłu.
- Ej, ej! Spokojnie... Inaczej ci nie pomogę... - Zmarszczyłem brwi i zmrużyłem oczy.
- Kto powiedział, że potrzebuje pomocy? - Warknęła, celując we mnie kijem.
- Cóż, siedzisz do połowy nogami w jakichś sidłach, które działają na zasadzie zapadni. Bez mojej pomocy nie wyjdziesz, bo szarpiąc, zapadnia się zamyka. Jak więc sobie zamierzasz poradzić? - Zapytałem, krzyżując ręce na klatce piersiowej i przekrzywiając głowę na bok.
Dziewczyna chwilę się zastanawiała, po czym przewróciła teatralnie oczami, wzdychając cicho.
- Ugh, dobra... Ale jeden zły ruch, a pożałujesz... - Mruknęła od niechcenia.
- Raczej jeden zły ruch i stracisz obie nogi... - Mruknąłem, podchodząc do niej i naciskając ręką na zapadnie, aby ta się nie zamykała. Wtedy też szybko się dziewczyna wydostała. - Wietnamczycy używali tego typu pułapek na amerykanów, podczas wojny w Wietnamie... Ciekawy pomysł, jednakże tam wtedy była jeszcze cała masa kolców, często obsmarowane jakimś gównem czy czymś innym, aby wdało się zakażenie. Pomysłowe skubańce...
Kobieta spojrzała na mnie i zaczęła mi się przyglądać, jakbym co najmniej ją skrzywdził. Nie odezwała się jednak.
- No co? Lubię historię... - Zaśmiałem się i zacząłem odchodzić wolnym krokiem w swoim kierunku.

Lea? +1PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz