10 kwietnia 2020

Od Renarda CD Lynn

    Przez większość czasu byłem w głębokim śnie, z którego nie mogłem się wydostać. Wiedziałem, że śnie, ale nie mogłem za nic wrócić do świata rzeczywistego, a wiedziałem, że muszę. Narobiłem wiele szkód, które muszę jak najszybciej naprawić. Czułem, że zbliżam się do bariery, którą muszę natychmiast rozbić i przedostać się do rzeczywistości. Dysponując siłą, która mi jeszcze została zacząłem walić w niewidzialną ścianę, dopóki nie poczułem, że wracam. Szeroko otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu od razu wyciągając przed siebie swoje dłonie. Były normalne, ludzkie. Odetchnąłem z ulgą, przynajmniej tym mogłem się cieszyć. Przetarłem spocone czoło i lepiej rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przeniosły mnie na kanapę na piętrze, gdzie swój dom miała Melody. Znałem te pokoje na pamięć, ale teraz czułem się tutaj obcy i niechciany. W co ja się zmieniłem? Widziałem już to, u ojca. Po jego przemianach byłem jedyną najbliższą osobą, na której mógł się... wyładować. Miałem nadzieję, że i ja nikogo nie skrzywdziłem? Strasznie zaniepokojony podniosłem się z kanapy, ale gdy moje ciało owiał chłód zorientowałem się, że byłem nagi. Dopiero wtedy dostrzegłem męskie spodnie i koszulkę złożone na stoliku przy sofie. Szybko przywdziałem zostawione ubranie i ignorując zawroty głowy udałem się do schodów.

Musiałem bardzo mocno trzymać się poręczy w obawie, że jeden niewłaściwy ruch pozbawi mnie wszystkich zębów. Podczas mojej przeprawy musiałem być bardzo głośno, gdyż na dole przy pierwszym stopniu pojawiła się Melody. Od razu przebiegła te parę dzielących nas schodków i pomogła mi zejść na dół. Teraz wiedziałem przynajmniej, że nie zrobiłem jej krzywdy. Trzymając mnie w ramionach obsypywała mnie słowami zmartwienia, ale też troski i radości. Mówiła na tyle szybko i chaotycznie, że nie byłem w stanie wiele odczytać, ale wiadome było, że przysporzyłem jej wiele strachu. Gdy stanąłem w końcu na środku pobojowiska, które miało miejsce przeze mnie, zamarłem. Niektóre szafki leżały w częściach na ziemi, w podłodze widniały głębokie zadrapania, a materiały i inne przyrządy zdecydowanie nie były na swoim miejscu. W tym wszystkim stała Lynn, która starała się pozbierać rzeczy, które jeszcze nadawały się do użytku. Od razu odwróciłem się do Mel i złapałem ją za dłonie ściskając jak najmocniej.
- Przepraszam cię Melody, przepraszam! - ledwo wydusiłem te słowa pełne poczucia winy - Wszystko naprawię, wszystkim się zajmę tylko mi wybacz. Naprawię twój dom i zdobędę wszystkie rzeczy, które ci zepsułem! - zniżyłem się klękając, żeby spojrzeć w oczy kobiecie.
- Renard, już dobrze - drżącą ręką pogładziła moje spocone włosy - Nic się nie stało. Najważniejsze, że nikomu nic nie jest. Zajmiemy się tym razem, tak? Nie będziesz przechodził przez to sam - dodała przytulając mnie mocno do piersi.
Objąłem ją równie mocno. Dzięki Bogu, że nic im nie zrobiłem. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. A więc stałem się potworem, tak? Zupełnie jak mój ojciec, co od zawsze było moim największym koszmarem. Pociągnąłem cicho nosem i wstałem z kolan odwracając się tym razem do Lynn. Wiele nie pamiętałem z mojego dzikiego ataku, ale wiem, że to ona mnie powstrzymała i uratowała Melody. Podszedłem do niej powoli nie wiedząc co zrobić. Mogła się mnie bać, więc nie chciałem jej dotykać. W bezpiecznej odległości od niej lekko skinąłem głową i podziękowałem jej.
- Dziękuję Lynn. Gdybyś mnie nie powstrzymała, nie wiem co by się stało - moje oczy nadal były lekko zaszklone przez strach i poczucie winy - Przepraszam, że cię przestraszyłem. Nie chciałem wam nic zrobić. Bo nic nie zrobiłem, prawda? - to pytanie skierowałem do obu kobiet od razu lustrując ich ciała w poszukiwaniu zadrapań, bandaży czy plam od krwi.
- Nie zrobiłeś - obdarzyła mnie krótkim spojrzeniem - Nic się nie stało.
- To dobrze - odetchnąłem na te słowa, a spod gardła zniknęła wielka gula, która zalegała tam od początku rozmowy -  Ale w każdej chwili mogę zrobić wam krzywdę. Nie kontroluję tego. Może lepiej pójdę - w tym momencie mówiłem już raczej tylko do siebie szukając swoich rzeczy w tym całym bałaganie.
- Zostań, i tak wystarczająco cię nie było - posłała mi blady uśmiech.
Chciała, żebym został? Dlaczego? Zaatakowałem ją i zagroziłem jej życiu, a ona mimo to nie chce się mnie pozbyć? Odwzajemniłem uśmiech czując się w końcu nieco lepiej.  Nie wiadomo dlaczego, ale blondynka polepszyła mi humor. Bez czekania więc zakasałem rękawy i ukucnąłem przy pierwszej rozwalonej szafce. Poprosiłem Melody i narzędzia, które ta zaraz mi dostarczyła. Przez resztę dnia zajmowałem się naprawianiem zepsutych mebli i pomaganiem w porządkach. Moje dziwne zachowania więcej nie nawracały, ale wciąż czułem wewnętrzny niepokój. W końcu nie miałem nad tym zupełnej kontroli, ale przynajmniej wiedziałem, jak się to wszystko zaczyna. Na szczęście strat po przemianie okazało się być niewiele i do wieczora wszystko było już mniej więcej ogarnięte. Co prawda, niektóre materiały były porwane, a naczynia potłuczone, ale obiecałem jakoś je odzyskać. Na koniec pracy Melody zaprosiła nas do kuchni, gdzie na stole czekała na nas jej najlepsza zupa. Dobrze pamiętając jej smak od razu przysiadłem do stołu łapiąc w dłoń łyżkę. Obok mnie usiadła Lynn, która z większym opanowaniem zabrała się za spożywanie zupy. Zerkając na jej minę po spróbowaniu, mogłem przysiąc, że posmakowała jej równie bardzo co mnie za pierwszym razem. Uśmiechnąłem się do Melody, która widocznie dumna była ze swoich zdolności w kuchni. Gdy w mojej misce nie było już połowy dania, lekko szturchnąłem Lynn w ramię żeby zwrócić jej uwagę.
- Fajnie było rzucić mną przez cały pokój, co nie? - parsknąłem spoglądając na nią - Chociaż powiem ci, że spodziewałem się czegoś więcej - dodałem z przekąsem.
- Chyba byś nie chciał - odparła.
- Faktycznie, jeszcze bym się nie obudził - uniosłem wysoko brwi popijając zupę.
Dziewczyna już tylko w milczeniu dokończyła swoją porcję. Widocznie chciała już wracać do siebie, pewnie i tak została tutaj dłużej niż planowała. Przez resztę kolacji rozmawiałem z Melody o jej pracy i obowiązkach. Gdy wszyscy skończyli jeść, wyręczyłem Mel w zmywaniu naczyń za co uprzejmie podziękowała. Porządnie umyłem zabrudzone miski w dużym pojemniku z wodą, po czym wylałem z niego brudną wodę i wszystko odstawiłem do suszenia. Wycierając dłonie o materiał spodni usłyszałem jak Melody żegna się z Lynn, która pewnie wracała już do siebie. Zerknąłem na okno, za którym widniał już mrok, a ja dobrze zapamiętałem obawy Lynn o bezpieczeństwie w wiosce. Postanowiłem jej się więc jakoś odwdzięczyć i podbiegłem do drzwi od razu przepychając Melody na bok, która tylko zdenerwowana zaśmiała się.
- Może cię odprowadzę? Też planowałem już wracać - zaproponowałem, ale widząc jej mało przekonaną minę szybko dodałem - Jeszcze zaatakuje cię jakieś dzikie zwierze albo co gorsza samotnik. Byłaby szkoda, gdyby wioska straciła tak uzdolnioną dziewczynkę - zapewniłem zarzucając już załataną pelerynę na plecy.

Lynn? 2PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz