Kompletnie zapomniałem o tym mieczu. Niestety kiedy sobie o nim przypomniałem (czyli kiedy przyszedł po niego klient), wiedziałem, że go tak szybko nie wykuje. Aktualnie moje ciało błagało o odpoczynek, nie było więc mowy o wykuciu czegokolwiek. Idealnie, przynajmniej mogłem dać nauczkę temu gówniarzowi. Jak on w ogóle śmiał pomyśleć, że ja i Fafnir… Nawet, jeśli to tak wyglądało, przecież nigdy bym go nie ruszył, gdyby nie chciał! A na pewno nie chce, tak mi się wydaje.
Wizyta Melody było dość zaskakująca i… chyba w nie odpowiednim momencie. Słysząc pytanie na temat naszych spodni, na chwilę zamarłem. Co by tu powiedzieć? „Braliśmy razem kąpiel, suszą się.”. Po tym musiałbym tłumaczyć, dlaczego braliśmy razem kąpiel. „Wpadł do wody.”. Zaczynałaby pytać jak, albo mnie obwiniać. „Jest gorąco.”. Ona tu stała kompletnie ubrana i się nie pociła. „Po prostu wygodnie nam chodzić bez nich.”, po tym pomyśle zrezygnowałem z szukania kreatywnego pomysłu. „Ty lepiej się nie pytaj, gdzie on ma gacie”, pomyślałem na sam koniec.
- Gdzieś leżą – powiedziałem byle co, po czym spojrzałem na Fafnira z nadzieją, że on się wykażę mózgiem i jakoś nas usprawiedliwi.
- Może zagrasz z nami w karty? - zaproponował spokojnie białowłosy, zmieniając temat. Melody zmarszczyła brwi.
- Najpierw je przymierz – powiedziała. Wtedy albinos wziął ubrania w dłonie i oznajmił, że pójdzie je zobaczyć w innym pokoju. Syrena go zatrzymała. - Musze zobaczyć, jak wyglądasz. Przebierz się tutaj – ruchem ręki go ponagliła. Spojrzałem na chłopaka, a on na mnie. W tej chwili oboje wiedzieliśmy, że jego jedynym ubraniem, była moja koszula. Kiedy tam się teraz nad tym zastanowić, to rzeczywiście wszystko zmierzało w jednym kierunku… - A wam co? - spojrzała na nasze twarze.
- Po prostu mu głupio, tak się przy wszystkich rozbierać – starałem się go wytłumaczyć, bo on najwidoczniej dostał jakiegoś paraliżu i nie zamierzał się odzywać. Stał z obojętną miną.
- Od kiedy? Zachowujesz się, jakbyś nie miał na sobie bielizny – powiedziała rozbawiona. Uśmiechnąłem się krzywo, bo to była prawda, a albinos posłał jej i mi zawstydzone spojrzenie. Po tym szybko zniknął z pokoju, biegnąc po schodach na wyższe piętro, aby tam spokojnie wszystko przymierzyć. W tym momencie dziewczyna posłała mi mordercze spojrzenie, jakbym nie wiadomo co robił jej przyjacielowi. Dlaczego te wszystkie wydarzenia są tak dwuznaczne… to przypadek!
- Co tu się wyprawia? - miałem wrażenie, że gdyby to było możliwe, wypaliła by w tym momencie wzrokiem dziury na moim ciele.
- O czym ty mówisz? Wszystko gra – usiadłem do stołu, starając się zachować spokój. Czy naprawdę by uwierzyła, że to wszystko przypadek? „Przez przypadek czasem śpimy w jednym łóżku, przez przypadek zdarza się nam wziąć wspólną kąpiel, przez przypadek mieszkamy tu razem.”. - Zagrasz w karty? - zmieniłem temat, ale ona była nieugięta.
- Nie zmieniaj tematu. Mów, gdzie są jego ubrania i dlaczego nie ma ich na sobie – mówiła groźnie. Krążą plotki, że nie ma nic gorszego, od wkurzonej kobiety. Chyba nie chciałem się przekonywać.
- Wiszą sobie i schną – powiedziałem obojętnie, wskazując na okno, za którym wisiał sznurek, a na nich nasze ubrania.
- Dlaczego? - zawinęła ręce na piersi. Przez chwilę milczałem. Chciałem skłamać, wymyślić coś, że chłopak jakoś wpadł do balii z wodą… ale nie miałem pewności, czy to dobry pomysł. To oni są przyjaciółmi, ja do nich nie pasowałem, nie miałem pojęcia, czy chłopak się jej przypadkiem nie wygaduje ze wszystkiego. Nie chciałem potem wyjść na perfidnego kłamcę.
- Ja tego nie wiem, pytaj Fafika – skończyłem tasować karty, którymi się zająłem, odkąd usiadłem do stołu.
- Nie mówił ci? - zapytała podejrzliwie, na co wzruszyłem ramionami.
- Nie pytałem się. Siadaj, zagramy sobie – zacząłem rozdawać karty. Dziewczyna jednak nie usiadła.
- Ty coś kombinujesz – stwierdziła. Zaczynałem mieć tego dosyć. Czemu one musiały zadawać tyle pytań?
- Taaaak? Przepraszam, staram się to jakoś ukryć – powiedziałem ironicznie.
- Właśnie widzę – burknęła. W tym momencie wszedł Fafnir. Zamiast mojego koszulki, miał na sobie ładny jasnoniebieski sweterek i szare spodnie.
- I co? Pasują wszystkie? - zapytałem, przerywając ciszę. Albinos pokiwał głową, z lekkim uśmiechem.
- Fafnir, dlaczego twoje ubrania wiszą mokre? I dlaczego nie masz bielizny? - zapytała jednocześnie zatroskana i jednocześnie zła Melody, która musiała odnaleźć pytania na swoje odpowiedzi. „No dalej, powiedz jej że się kąpaliśmy.”. Białowłosy zaczął miętosić sweterek w rękach, mrucząc pod nosem „Noo...”, a jego twarz w dalszym ciągu pozostawała obojętna.
- Daj mu spokój – mruknąłem odkładając karty na bok. To do niczego nie prowadziło.
- Przecież kazałeś mi go zapytać – spojrzałem na nią załamany. Kobieta jest rzeczywiście podła.
- Ale czy teraz? Fafik, siadaj, zagramy sobie – nadal starałem się ich wciągnąć do gry, tylko dlatego, aby zmienić temat. Niestety syrena na to nie pozwalała.
- A kiedy? - kontynuowała.
- Fafnir, powiesz coś? - zapytałem z nadzieją w głosie. To jego znajoma, powinien się z nią jakoś uporać. Kiedy blondynka na niego spojrzała, zacząłem wymachiwać do chłopaka rękami, aby coś poradził, bo mi się skończyły pomysły (w pewnym sensie, gdybym mógł, to bym nawet powiedział, że ktoś nas zaatakował i zabrał nasze ubrania).
- Jaa… - dukał. Nic nie powiedział, długo milczał, a dziewczyna czekała. W końcu spojrzała na mnie, jej oczy były przepełnioną wściekłością. Spojrzałem na albinosa, ale on stał i milczał. Nie miał zamiaru nic zrobić, a złość blondynki przeszła na mnie.
- Co ty mu zrobiłeś?! - zaczęła krzyczeć. - Biedak nawet odezwać się nie chce! Bijesz go? Przetrzymujesz tu?! - położyła mocno dłonie na stół i przypadkiem go przysunęła w moją stronę. Druga krawędź stołu dotknęła mnie w brzuch, to wystarczyło, aby przelać falę goryczy. Byłem obolały i nawet tak lekki ruch sprawił, że na chwilę wbiłem pazury w stół i przestałem ją słyszeć. Ta dalej krzyczała i mnie obwiniała, że robię jej przyjacielowi krzywdę. Nie mogłem tego dłużej słuchać. Nagle się podniosłem i odsunąłem stół od siebie tak, że poleciał on na dziewczynę. Ta musiała zejść szybko na bok, aby jej nie przygniótł.
- Nie waż się tak do mnie mówić, nic nie wiesz – powiedziałem niskim, gardłowym głosem. - To on jest tchórzem i nie potrafi się odezwać – wskazałem na Fafnira.
- Nie zwalaj na niego całej winy, przyznaj się, że coś mu zrobiłeś! - dalej upierała się przy swoim, a albinos ciągle milczał. Stał tak w nowym ubraniu, z obojętną miną, wpatrzony w podłogę. Nie mam pojęcia, co mnie bardziej wkurzyło. Zarzuty Melody, obojętność i cisza Fafnira, czy może to, że nagle poczułem jak coś rozdziera moją czaszkę i całe plecy.
- Zamknij się! - krzyknąłem do niej, na co w końcu umilkła. Przestałem już się pilnować, aby mówić w miarę spokojnie. - Masz rację, zrobiłem mu coś – zacząłem iść w jej kierunku. - Dałem mu dach nad głową, miejsce do spania, ubrania – stanąłem przed nią. - Wiesz czemu jego ubrania są mokre? Tak naprawdę to się razem kąpaliśmy, w ubraniach go wrzuciłem do wanny – w końcu wyjawiłem cała sytuację, a ból napierał. Poczułem ciepłą ciecz spływającą mi po plecach, nogach oraz głowie. Najpierw pojawiły się rogi. Ból się za każdym razem zwiększał, zacząłem krzyczeć. - Ale jeśli tak bardzo chcesz, abym mu coś zrobił, to proszę bardzo. Jak jeszcze raz się pojawisz w tym domu, to to zrobię! - wykrzyczałem i wtedy z moich pleców wyrosły potężne skrzydła, rozrywając skórę na plecach. Nic ich nie zatrzymało i porozwalały wszystko, co leżało w tym pokoju. Szybko się odwróciłem i zacząłem iść w kierunku drzwi. Krew z rogów napłynęła mi do uszu i niczego już nie słyszałem. Szedłem przed siebie, chociaż czułem opór ze strony tych cholernych skrzydeł, które musiałem zmieścić w tym małym dla nich pokoiku. Złapałem kurtkę, wiszącą na wieszaku przy drzwiach, po czym wyszedłem na zewnątrz. Chociaż było chłodno, w tej chwili buzował we mnie taki gniew, że tego nie czułem. Trzymając ubranie w dłoni, ruszyłem przed siebie bosymi stopami. Na skrzydła przestało cokolwiek napierać, dlatego od razu się wyprostowały. Byłem taki wściekły na tą dwójkę… niekontrolowanie zacząłem nimi machać i po chwili uniosłem się do góry. Moje ruchy były chaotyczne, ale wystarczyły, aby polecieć przed siebie. Na początku leciałem dość wysoko, z czasem jednak zaczynałem opadać z sił i zniżałem swój lot, uderzając w korony drzew, potem w niższe gałęzie, aż wreszcie padłem na ziemię. Długo leżałem jak trup, aż w końcu podniosłem głowę. Znajdowałem się w lesie. Zaciskając powieki z bólu, który odczuwałem przy każdym ruchu, usiadłem i okryłem się skrzydłami, leżącymi na ziemi. Dalej trzymałem kurtkę w rękach, dlatego się nią okryłem. Patrzyłem się obojętnym wzrokiem w jakiś punkt na ziemi.
Dlaczego wyszedłem? Nie lepiej było pójść do pokoju i zamknąć drzwi, jak obrażona nastolatka? Nie mogłem przez skrzydła, które wyrosły razem z rogami przez falę emocji. Jak Melody mogła pomyśleć, że cokolwiek zrobiłem Fafnirowi? Dlaczego albinos się nie odzywał? Czy naprawdę tego chciał? Chciał, abym został oskarżony o jego przetrzymywanie? Przecież mógł już sobie pójść, zabrać swoje rzeczy i zniknąć z tego domu. Ja głupi się o niego martwiłem za każdym razem, gdy znikał albo wychodził na zewnątrz słabo ubrany, bo łapał od tego przeziębienie. Byłem taki naiwny… i zły na siebie, nie tylko za nie opanowanie emocji, ale także słowa, że jeśli dziewczyna jeszcze raz przyjdzie do tego domu, to mu coś zrobię. Schowałem twarz w dłoniach, powstrzymując napierające łzy. Przecież nigdy bym czegoś takiego nie zrobił… a ona w to na pewno uwierzy. Fafnir prawdopodobnie też...
„Czy smoki mają jakąś więź?” Chyba nie. To chyba było bardzo głupie stwierdzenie, a jeśli mają, można ją szybko przerwać. W tej chwili wiedziałem, że gdy tylko wrócę do domu (czyli kiedy zniknął skrzydła), każę mu się wynosić z mojego domu, jeśli już go Melody nie zabrała. I tak pewnie już widzieli we mnie kogoś nieobliczalnego, kto łatwo wybucha gniewem, a przy takim kimś nie należy być.
Nagle zaczął padać deszcz.
<Fafnir?> +2PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz