4 kwietnia 2020

Od Derycka CD Bobby

Gdy tylko Bobby otworzyła puszkę kawy, uśmiechając się od ucha do ucha, sam poczułem napływ miłego uczucia. Cieszyło mnie, że chociaż tyle mogłem dla niej zrobić, gdy ta pomogła i mnie. Zastanawiałem się przez ten jeden krótki moment, o czym myśli. Być może odpłynęła swoimi myślami w czasy, w których pewnie popijała kawę siedząc w swoim ogrodzie, podczas pięknej pogody i relaksowała się nad książką. Być może wspominała swoje dobre lata, w których wstała wcześnie rano, piła kawę, by jakoś przeżyć dzień do końca i też było coś w tym sentymentalnego.

Przyglądałem się jej, w dłuższym milczeniu zastanawiając się nad nią samą. Trzeba było przyznać, że jest bardzo piękną kobietą, choć nigdy nie przepadałem za dziewczynami z dredami i wydziwianymi fryzurami. Miała w sobie jakąś dzikość i coś, co przyciągało wzrok. Sam nie do końca umiem powiedzieć, co to dokładnie było.
Po chwili jednak skończyłem swoje dumanie i uznałem, że najwyższa pora zawijać się do domu. Nie mogłem przecież u niej siedzieć w nieskończoność. Moje zbieranie się, wybudziło i Bobby ze swoich wspominek. Od razu się zebrała i zapytała, gdzie się wybieram. Cóż, musiałem już wracać. Natura Wendigo nie śpi, robię się głodny, a nie będę się narzucać. Nie mogłem jej jednak tego opowiedzieć.
Po chwili jednak dostrzegła coś, czego w sumie nie powinna. Złapała mnie i zaczęła robić oględziny. Nie byłem chyba gotowy na takie czułości z jej strony, przez co ją złapałem, a ta sprytnie wyrwała ręce.
-Jesteś ranny! - Krzyknęła, stojąc naprzeciwko mnie.
-To nic takiego… - Zaoponowałem i mimo wszystko chciałem wyjść, przez co stanęła mi na drodze do drzwi.
- Nie wyjdziesz z tego domu ranny i w takim ubraniu. - Powiedziała stanowczo, krzyżując dłonie na piersiach.



Trzeba było przyznać, że umiała być drapieżna. Mimo wszystko nie chciałem tu zostawać za długo, przez co prerodziło się to w małą wymianę zdań. W końcu uległem pod jej presją i postanowiłem zostać. Dalsze momenty zdziwiły mnie równie dobrze, jak i wcześniejsze. Bobby pozwoliła mi u siebie się wykąpać, zjeść i się przespać. Momentami nie wierzyłem w to całkowicie, co słyszałem. Byłem zdziwiony, że osadnik tak traktuje mnie, samotnika i to jeszcze na swoim terytorium. Obstawiałem początkowo, że da mi swoją robótkę, weźmie zapłatę i powie coś w stylu "no to idź sobie". Tu było jednak miłe zaskoczenie, gdyż mnie bardzo miło ugościła. Byłem jej wdzięczny, przez co zamierzałem się w jakiś sposób odwdzięczyć. Nie wiedziałem jeszcze tylko jak.

Wieczorem, gdy upewniłem się, że Bobby śpi, musiałem wymknąć się na jakiś czas na zewnątrz. Musiałem poczuć trochę natury, zapolować i trochę się przewietrzyć. Postanowiłem trochę powłóczyć się po okolicy i zapoznać się z nowym terenem. Nie mogłem jednak przesadzić, gdyż w końcu były to tereny osadnicze. Każda napotkana osoba mogła wszcząć alarm, a ja wcale teraz tego nie wymagałem.
Bagienne tereny były dla mnie czymś nowym. Czułem się tutaj dość dziwnie oraz obco, szczególnie że nie znałem dokładnie terenów osadniczych. Mimo tego zaklimatyowałem się i w niedługim czasie upolowałem jakiegoś ptaka. Nie miałem ochoty go zjadać, przez co położyłem go pod choinką. Wstając, oczywiście musiałem przygrzmocić w gałąź, przez co się skuliłem i warknąłem głośno. Po chwili usłyszałem krzyk jakby kobiecy. Myśląc, że to może być Bobby, od razu ruszyłem w stronę jej chatki.
Wszedłem ostrożnie i rozejrzałem się. Było ciemno oraz pusto. Nie, to nie mogła być ona. Poza tym zamknąłem za sobą drzwi. Westchnąłem ciężko, położyłem koszulę na kanapie i poszedłem spać. Miałem nadzieję, że się rano nie zorientuje o mojej nocnej ucieczce.
Jak bardzo jednak się myliłem. Bobby bardzo dobrze wiedziała, że wyszedłem w nocy, przez co nawet mi lekko pogroziła. Usiedliśmy jednak do śniadania w pokojowych nastrojach.

Nie dane nam jednak było zjeść do końca w spokoju. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi, przez co bobby spojrzała na mnie pytająco i wstała. Od razu poleciła mi schowanie się w szafce w łazience. Cóż, rozumiałem chować się przed kochankiem pod łóżkiem, w szafie, na parapecie, ale w szafce na ręczniki obok sedesu? Dość ciekawe rozwiązanie.
Nie czekałem jednak długo i zrobiłem to, o co prosiła. Sama poszła do drzwi rozmawiać z nachalnym gościem. Niestety nie słyszałem dialogu, miałem jednak nadzieję, że nie przyjdzie skorzystać z toalety.
Czas mi się tutaj cholernie dłużył, szczególnie że wiedziałem o tym, że jeśli mężczyzna mnie tu znajdzie to mnie w najlepszym wypadku zadusi na miejscu. W końcu po morderczych dziesięciu minutach Bobby weszła, otwierając szafkę.

- Znaleźli zwłoki. Kobiety. Wiesz coś o tym? - Zapytała, patrząc na mnie.
- Czemu miałbym wiedzieć? Co prawda słyszałem w nocy jakieś krzyki, ale ja chodziłem wokół Twojego domu. Możesz zresztą łatwo znaleźć moje ślady.
- Dobrze... - Bobby kiwnęła jedynie głową i zamyśliła się. - Musisz iść. Nie jesteś tutaj bezpieczny.
- Bezpieczny? Raczej ty, w stosunku do mnie. Rozumiem jednak twoje obawy i już sobie idę.
- Deryck to nie tak...
- Spokojnie Bobby. Spotkamy się jeszcze. Póki co, musimy przetrwać zimę. Odezwę się na wiosnę. - Uśmiechnąłem się delikatnie i ruszyłem powoli w swoim kierunku.

***

Na wiosnę trzeba było jeszcze trochę poczekać, szczególnie z tego powodu, że zima wcale nie chciała tak szybko odejść. Gdy tylko pierwsze pąki zaczęły zakwitać, a słońce pojawiało się na dłuższy czas, postanowiłem wykorzystać ten piękny okres i wygrzać się na słońcu. Pamiętałem też cały czas o mojej dobrej znajomej Bobby, którą miałem odwiedzić. Miałem nadzieję, że ten mały zapas kawy nie skończył jej się za szybko, szczególnie w te mroźne wieczory. Miałem też przygotowany mały prezent dla niej, jednocześnie nagrodę za to, że tak przyjemnie mnie przyjęła wtedy u siebie.
Wybrałem się z samego rana na spacer po okolicy, aby zobaczyć czy moje tereny łowne się nie zmieniły podczas zimy. Zimą dużo zwierząt migrowało po wyspie, przez co często trzeba było szukać nowego terytorium do łowów. Z tego jednak co widziałem, te się zachowały w jednym miejscu. Najwyraźniej miały tu wystarczająco dużo jedzenia, aby zacząć się rozmnażać. Dodatkowym plusem była też mała źródlana rzeczka, która przepływała pomiędzy lasem. Byłem z tego powodu zadowolony, że nie będę musiał daleko szukać nowego stada.

Postanowiłem zapolować na dwa jelenie, aby zrobić sobie mały zapas jedzenia na najbliższe dni. Oprócz tego nadmiar zawsze mogłem komuś sprzedać lub oddać na zasadzie handlu barterowego.
Szybko wtopiłem się w linie krzaków i zacząłem swoje obserwacje. Początkowo nie mogłem znaleźć odpowiedniego samca, który byłby idealny do skonsumowania. Musiałem ostrożnie wybrać, aby te mogły dalej się rozwijać. Pierwszą zasadą było zostawianie samic, aby dawały młode. W końcu upatrzyłem jednego, który oddalił się od grupy, był osłabiony do tego dość młody. Nie nadawał się na przywódcę stada, tak samo, jak na obrońcę grupy. Postanowiłem wykorzystać ten fakt i go wykorzystać jako przyszły obiad. Nie wiedziałem jednak, że nie tylko ja na niego poluje. Gdy podszedłem bliżej, dostrzegłem ze swojej lewej strony wilkora, który chyba też był zainteresowany jeleniem jako obiadem. Wilkor zauważył również mnie i potraktował jako swojego rodzaju zagrożenie i rywalizacje o pożywienie, przez co zaraz po wydaniu głośnego wycia, ruszył na mnie. Jeleń oczywiście uciekł, a ja sam mogłem zrobić jedynie to samo.
Przeklinałem się w duszy za to, że przestałem brać na polowania ze sobą swojego sztyletu. Zawsze jakaś obrona przed drapieżnikami. Mimo tego liczyłem na pułapki nieopodal wioski. Z tego też powodu biegłem szybko, robiąc uniki oraz częste skręty w stronę osady. Po kilku minutach byłem na tyle blisko osady, że wilkor sam postanowił zawrócić i zbiec gdzieś w krzaki. Zaśmiałem się, patrząc przez ramie i biegnąc dalej. Gdy odwróciłem głowę przed siebie, było już za późno. Wpadłem na kogoś, lądując z nim na trawie. Poczułem dłońmi, że obejmuje coś miękkiego, przez co nacisnąłem dwa razy nieco mocniej, po czym podniosłem łeb i zdębiałem, orientując się, że leżę na Bobby.

Moje zdziwione oczy migrowały pomiędzy jej oczami a moimi rękami, które spoczywały spokojnie na jej biuście. Mój mózg starał się zbuforować całą tę sytuację, a wszelkie kable dostały spięcia. Chyba obydwoje nie spodziewaliśmy się takiego spotkania po kilku miesiącach.

Bobby?  +2PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz