Przeglądając rysunki na ścianie w
mieszkaniu dziewczyny, dość intensywnie myślałem o tym wszystkim. Nad
sobą, tą wyspą i tym, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach. Każda
mutacja na innej kartce, szczegółowo
opisana, skrupulatnie rozrysowana i pokazana. Ewidentnie miała talent,
żeby to wszystko, tak ładnie rozrysować, ukazać i opisać.
- Stasiu, a czy wiesz… No ten… Jaka jest Twoja mutacja? - zapytała po chwili Bobby.
To pytanie zaczęło mi się odbijać echem po głowie, niczym bumerang, oddalało się, aby po chwili powrócić. Tylko z podwójną siłą. Dobrze wiedziałem, kim jestem, tylko czy chciałem to mówić. Prędzej czy później to i tak wyjdzie na światło dzienne. Może powinna wiedzieć.
Wyciągnąłem powoli rękę z palcem w kierunku kartki ilustrującej wilkołaka. Zastanawiałem się, czy to aby na pewno dobry pomysł. Zawahałem się, po czym gwałtownie ją cofnąłem do siebie. Przy tym towarzyszyło mi lekkie odskoczenie do tyłu. Coś jakby mnie kartka chciała ugryźć, jakby mnie coś przeraziło. Może wizja samego siebie. Wizja bycia potworem z różnych mitycznych opowieści.
- Muszę już iść, nim noc mnie zastanie. - Powiedziałem to cicho i chyba niezbyt zrozumiale dla niej. Mimo tego nie zamierzałem czekać, aż się przemienię i ją zaatakuje.
- Stasiu, a czy wiesz… No ten… Jaka jest Twoja mutacja? - zapytała po chwili Bobby.
To pytanie zaczęło mi się odbijać echem po głowie, niczym bumerang, oddalało się, aby po chwili powrócić. Tylko z podwójną siłą. Dobrze wiedziałem, kim jestem, tylko czy chciałem to mówić. Prędzej czy później to i tak wyjdzie na światło dzienne. Może powinna wiedzieć.
Wyciągnąłem powoli rękę z palcem w kierunku kartki ilustrującej wilkołaka. Zastanawiałem się, czy to aby na pewno dobry pomysł. Zawahałem się, po czym gwałtownie ją cofnąłem do siebie. Przy tym towarzyszyło mi lekkie odskoczenie do tyłu. Coś jakby mnie kartka chciała ugryźć, jakby mnie coś przeraziło. Może wizja samego siebie. Wizja bycia potworem z różnych mitycznych opowieści.
- Muszę już iść, nim noc mnie zastanie. - Powiedziałem to cicho i chyba niezbyt zrozumiale dla niej. Mimo tego nie zamierzałem czekać, aż się przemienię i ją zaatakuje.
Droga czekała mnie dość daleka do mojej farmy, a nocą się niemiło podróżowało. Szczególnie, będąc wilkołakiem o wyostrzonych zmysłach, chęci zabijania i żywienia się mięsem. Do tego to wycie do księżyca... Dalej nie rozumiałem tego fenomenu, jednakże lubiłem to robić.
Mimo wszystko wróciłem do domu bez żadnych incydentów i niespodzianek. Cały czas jednak myślałem o Bobby i działaniu tych leków co jej podałem. Miałem nadzieje, że nie skrzywdzą jej za bardzo. Szybko położyłem się spać, ze względu ze było już późno.
Następnego dnia obudziłem się wcześnie rano. Zjadłem śniadanie, wykąpałem się i ubrałem. Przygotowałem się na przybycie dziewczyny na farmę, choć miałem ciche myśli, że pewnie po tych lekach nie będzie wstanie, przyjść do mnie, a tym bardziej pracować. Gdy wybiło południe, utwierdziłem się w przekonaniu, że dzisiaj do mnie na pewno nie przyjdzie. Nieco się martwiłem, czy nie dałem jej za mocnych tych leków. Mimo wszystko musiała wyzdrowieć. Nie wiadomo czym, mógłby ją ten tygrysowaty kociak zarazić. Potrzebowała silnych leków, by zabić jakiekolwiek choroby i wirusy.
Drugiego dnia, gdy dziewczyna nie stawiła się na mojej stancji, nie podobało mi się to. Nie było to do niej podobne, szczególnie że ostatnio stawiała się regularnie i z samego rana. Stwierdziłem, że muszę się zainteresować swoim dobrym i ładnym, co najważniejsze, podwykonawcą. Od razu popędziłem w stronę domu Bobby, by się dowiedzieć, co się dzieje.
Już po piętnastu
minutach stałem pod jej drzwiami. Wszedłem do środka, powoli mierząc
wzrokiem każdy centymetr mieszkania. Od razu dostrzegłem dziewczynę,
która zasłaniała oczy przed światłem. Podszedłem do niej, by jej pomóc i
wytłumaczyć co się stało. Byłem lekko zdziwiony, że nic nie pamięta i
nie kojarzy, ale domyśliłem się w końcu, że to przez działanie tych
leków. Machnąłem ręką na jej przeprosiny i tłumaczenia. Ważniejsze było
dla mnie teraz jej zdrowie, niż spichlerz na siano czy inne remonty.
Porozmawialiśmy chwilę i wygoniłem ją do łazienki, by się ogarnęła i
odświeżyła. Po kąpieli poczułaby się na pewno trochę lepiej. Rozsiadłem
się na krześle, czekając na nią. Nie dłużyło mi się wcale. Powoli
badałem wzrokiem cały domek, gdyż podobało mi się jego urządzenie. Gdy
skończyła się myć, ruszyliśmy na moją farmę. Oczywiście musiałem ją
skarcić, za pozostawione otwarte drzwi. Co, jeśli jakiś samotnik lub
zwierz dostałby się do środka. Może lepiej o tym nie myśleć i cieszyć
się, że to ja byłem pierwszy.
Na farmie Bobby od
razu ruszyła po narzędzia. Nie ukrywam, że zadziałało to na mnie jak
płachta na byka. W tym stanie chciała cokolwiek robić? Jeszcze pod moją
opieką, na mojej farmie. Chyba żartowała, że mnie.
- A dokąd to? Jesteś blada, przydałby ci się jakiś sensowny posiłek. - Zawołałem za nią.
Bobby ewidentnie się
zdziwiła i spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami. Zdawałem sobie
sprawę, że się tego nie będzie spodziewać, szczególnie na wyspie. Poza
tym, jako wilkołak, że świetnym słuchem, już od dawna słyszałem ten jej
żołądek. Uśmiechnąłem się i zapraszający gestem, niczym kochany brat,
zaprosiłem ją do siebie.
Bobby zasiadła przy
stoliku w kuchni, czekając, co jej chef Staś zaserwuje. Pech w tym, że
nie miałem zbytnio pomysłu na to, co przygotować dobrego. Nie wiedziałem
też, co lubi jeść.
Nagle wpadła mi do głowy pewna myśl, że chciała ode mnie owoce i warzywa. Stwierdziłem, że to będzie punkt zaczepienia.
Wyciągnąłem mięso z
lodówki, krojąc je w kostkę. Wrzuciłem to na olej i zabrałem się za
krojenie warzyw. Gdy już mięsko zaczęło się powoli rumienić, dorzuciłem
warzywa. Trochę cukinii, papryki i pomidorów. Delikatnie to mieszałem od
czasu do czasu tak, aby warzywa nie rozmiękły. Po kolejnych kilku
minutach nałożyłem potrawki do miseczki i podałem dziewczynie. Oprócz
tego zrobiłem jej też herbatę.
Bobby tylko cicho
podziękowała, jakby nieco zawstydzona, a może zakłopotana i zaczęła
jeść. Ewidentnie była głodna, bo nim się obejrzałem, zdążyła wszamać
całą potrawkę. Zdziwiony spojrzałem na nią i miseczkę.
- Może jeszcze chcesz? - Zapytałem zadowolony.
- Nie powinnam, ale jeśli mogę.
- Oczywiście, że możesz, a nawet powinnaś.
Wziąłem naczynie i nałożyłem kolejną porcję, po chwili stawiając ją na stole.
Cieszyło mnie, że dziewczyna zajada z takim apetytem. Jakby było niedobre, to by pewnie wybrzydzała. Czyli nie gotowałem jednak tak źle. Sam też sobie nieco nałożyłem.
- Nie powinnam, ale jeśli mogę.
- Oczywiście, że możesz, a nawet powinnaś.
Wziąłem naczynie i nałożyłem kolejną porcję, po chwili stawiając ją na stole.
Cieszyło mnie, że dziewczyna zajada z takim apetytem. Jakby było niedobre, to by pewnie wybrzydzała. Czyli nie gotowałem jednak tak źle. Sam też sobie nieco nałożyłem.
Po wspólnym śniadaniu,
a może i obiedzie, bo w końcu południe się zbliżało, porozmawialiśmy
chwilę i mogliśmy się udać, by co nieco majsterkować.
Bobby?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz