7 września 2019

Od Raven CD Pana Stasia

Poraz kolejny raz przetarła namoczoną ściereczką prymitywne dość blaty kuchenne, aby wszystko doprowadzić do stanu początkowego. Nie pozostawiła garnków na długie schnięcie, chowając je na swoje dotychczasowe miejsca. Musiała przyznać swoją zabawę w kucharza jak najbardziej udaną, co mogło świadczyć o jej uśmieszku pod nosem. Podśpiewując znajome melodie z poprzedniego życia, przełożyła pozostałą porcję do innego półmiska, który następnie schowała do lodówki. Zdziwiła się, że większa część strawy zniknęła z dość dużego garnku. Z przegotowaną wcześniej wodą w kubku weszła do salonu, aby spojrzeć na zakończoną pracę. Pomieszczenie nie przypominało tamtego zdewastowanego, który zastała po powrocie odzyskania przytomności. 
Czuła się źle przez zapach jedzenia, z utęsknieniem pragnęła ponownie poczuć tamten smak. Nie mogła zjeść najmniejszego okruszka, gdyż jej ciało nie potrzebowało takiego rodzaju paliwa do egzystencji. Tym samym sposobem usiadła naprzeciwko gospodarza, kładąc naczynie obok swojej osoby. Nie dziwiła się ilością zjedzonej części jedzenia, ciężko pracował przez ostatnie godziny. Okno na pierwszy rzut oka wyglądało o wiele solidniej, niż sprzed wybitej poprzedniczki . Opierając głowę na dłoni, wpatrywała się w blat solidnego stołu. 

- Jeden… Dwa… Trzy… Zjem Cię jeszcze tutaj dziś. Cztery… Pięć… Sześć… Chciałabym Cię dzisiaj… - w ostatniej chwili powstrzymała się przed dalszym tworzenie pseudo-rymowanki. Strasznie się jej nudziło, gdyż jej rezerwy energii w żaden sposób nie zostały spożytkowane. Równie szybko zakryła swoją twarz, przez swoje niemoralne i brudne myśli. Rumieńce niejawnie ją zdradziły. 
- Co byś chciała, bo nie zrozumiałem? Nie zamierzasz… - zdołała tylko westchnąć, kiedy wilkołak o mało nie udławił się jadłem. Używając swojej nadnaturalnej szybkości pojawiła się za jego osobą, aby delikatnie uderzyć go między łopatkami. 
- Następnym razem przyniosę Tobie zrobiony ówcześnie śliniak, bo jesz jak mały dzieciak. Żałosne…
- O-ostrzegam po raz ostatni, abyś hamowała swoje odzywki…
- Wcześniej tego nie mówiłam, ale zachowujesz się jak gbur. Marudzący spracowany dziadek, którego wszyscy wkurzają. 
- Jesteś w moim domu, jakbyś nie wiedziała. - szybko jej przerwał, kiedy wystrzelił swoim wzrokiem w jej stronę. Zdołała tylko zatrzymać ruch ręką, która ułożyła na jego plecach. W całkowitym bezruchu, wymieniając wyzywające spojrzenie. Czarnowłosa czuła, że przekroczyła wszelkie granice. Musiała jak najszybciej opuścić jego teren, aby dać odpocząć nowemu towarzyszowi. 
- Może od razu mnie zjesz, huh? Pominiemy wątek rozszarpania, sama odetnę sobie kończyna po kończynie. Oddziele skórę od innych tkanek, potem mięśnie i ścięgna… Wystarczy, że przemienisz się i jedzonko jak na talerzu. 
Nie czekała na więcej na żadne słowo Stanisława, po prostu klęknęła w najdalszym zakątku salonu. Tam też ubrała swoje trapery, które porządnie zaczęła wiązać. Tym samym uważała na odklejające się błoto, nie uśmiechało się jej sprzątać jeszcze raz podłogi. Skarciła się za czas spędzony z tym człowiekiem, łamiąc swoje obietnice o jakichkolwiek związkach z innymi. Czasem przechodziło jej przez myśl, że mogłaby żyć w tłumie tak życzliwych ludzi. Jednak czy coś trzymałoby ją w jednym miejscu i dzielenie się dobrocią z innymi? Nigdy. 
Nie zamierzała w jakikolwiek sposób poniżać własnej osoby, tym bardziej przyzwyczajać się do miłej atmosfery, która panowała w domu wilka. Po zebraniu swoich rzeczy podeszła jak gdyby nic do drzwi, zatrzymując się w pewnej chwili. Ostatni raz rzuciła wzrokiem na mężczyznę, który zdawał się być zdziwiony tym zajściem. 

- Dziękuję za gościnę, panie Stanisławie. - powiedziała to niczym recytujący wiersz przedszkolak. - Spędziłam tutaj bardzo miłe chwilę, dzięki Tobie nie przyspieszę  procesu zamiany w odludka. 
- Największym faktem jest to, że czasem denerwujesz mnie swoim stylem bycia. Jednak nie oznacza to, że nie możesz być gościem. 
- Samotnicy nigdy nie byli dobrymi gośćmi, jednak resztki kultury trzeba zatrzymać. - zarzuciła na głowę kaptur kamizelki. Stojąc w ciemnym korytarzu jej oczy były niczym małe latarenki, które mogły spokojnie robić za sygnalizację w terenie. Stanęła w ciągu krótkiej chwili przed nim, aby spojrzeć prosto w jego błyszczące oczy. Nachyliła się w stronę jego twarzy, aby delikatnie położyć dłoń na jego policzku. Opuszkiem palca nakreśliła kilka kresek na boku, uśmiechając się przy tym subtelnie. 
- Kiedy się zobaczymy, Raven? - zapytał, wstając z dotychczasowego miejsca spoczynku. 
- Prędzej, czy później… Może jutro, a gdyby też nigdy? Któż to wie, wilkołaku. - szepnęła do jego ucha, aby musnąć ustami jego czoło. szybko jednak odsunęła się od niego, aby skierować w stronę głównego wyjścia. 
- Raven…
- Pilnuj mojego jagnięcia i nie szalej po nocach, Stasiu… - posłała mu swój firmowy uśmieszek, aby tyle widzieć pustkę na tle ciemności za otwartymi drzwiami. 

~     *     ~

Pogoda zmieniała się nieoczekiwanie, niczym rzut gumową piłeczką o ścianę. Nigdy użytkownik nie przewidzi, gdzie poleci rzecz. Taki aspekt był właśnie w pogodzie, zadziwiała mieszkańców. Kolejny raz znienawidziła swoich byłych oprawców, którzy nawet tutaj utrudniali im życie. Czy nie wystarczyło modyfikacja żywych organizmów? Skądże, jak można ingerować w przyrodę. Gdyby nadarzyła się okazja, bez problemu rozszarpała by jakiegoś ludka w białym kitlu. 
Jednak nawet pogoda nie powstrzymała wampirzycę przez swoimi zagrywkami i poczuciem adrenaliny w żyłach, czy nawet zwykłych spacerów. Jednak ostatnie przedsięwzięcie było bardzo ryzykowne, jednak nie żałowała. Planowanie logistyczne było dopięte na ostatni guzik. Tak miała się zgłosić z prośbą o odrobinkę krwi do pewnego osobnika, jednak dlaczego by nie miał przyjść sam? 
W pomieszczeniu zasłoniętym przez prowizoryczne kotary, jednym źródłem światła okazały się być porozstawiane wszędzie świece. Kruczowłosa dziewczyna leżała w najlepsze wśród futer, poduszek i koca na zbitym przez siebie sporym łóżku, wpatrując się w sufit. Co jakiś czas przerywała podśpiewywanie znajomych tekstów piosenek, aby napić się z kubka łyk zwierzęcej krwi. Taki gatunek krwi był niczym pomyje, swoista tortura. Aby przełknąć tego typu ciecz, nie mogła oddychać. Robiła wszystko, aby nie poczuć tego odpychającego smaku. Jej życie okazało się być nudne, kiedy nie chodziła na polowania, czy zwykłe wchodzenie do środka osady. Tym razem ciekawie zaplanowała swoją zabawę, chcąc sprawdzić reagowanie jednego z osadników. Do tego osobnika akurat miała pewien sentyment, co było nie częstym widokiem. 

- Jeszcze jesteś głodna, maleństwo? Przecież masz wszystko, czego potrzebujesz do funkcjonowania na krótki czas, właściciel niedługo Cię odbierze. - zaśmiała się pod nosem, wspominając swoją kradzież. Wykorzystała tamtego dnia fakt, iż Stasiek wyszedł do osady najpewniej po jakieś zamówienia. Wystarczyło spakować kilka rzeczy, zwierzątko na ręce i spokojny spacer do domu. Nie musiała martwić się o trop, przyroda jej sprzyjała. - Twój właściciel to słaby tropiciel. 


Pan Staś? :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz