Poraz
kolejny raz przetarła namoczoną ściereczką prymitywne dość blaty
kuchenne, aby wszystko doprowadzić do stanu początkowego. Nie
pozostawiła garnków na długie schnięcie, chowając je na swoje
dotychczasowe miejsca. Musiała przyznać swoją zabawę w kucharza jak
najbardziej udaną, co mogło świadczyć o jej uśmieszku pod nosem.
Podśpiewując znajome melodie z poprzedniego życia, przełożyła pozostałą
porcję do innego półmiska, który następnie schowała do lodówki. Zdziwiła
się, że większa część strawy zniknęła z dość dużego garnku. Z
przegotowaną wcześniej wodą w kubku weszła do salonu, aby spojrzeć na
zakończoną pracę. Pomieszczenie nie przypominało tamtego zdewastowanego,
który zastała po powrocie odzyskania przytomności.
Czuła się
źle przez zapach jedzenia, z utęsknieniem pragnęła ponownie poczuć
tamten smak. Nie mogła zjeść najmniejszego okruszka, gdyż jej ciało nie
potrzebowało takiego rodzaju paliwa do egzystencji. Tym samym sposobem
usiadła naprzeciwko gospodarza, kładąc naczynie obok swojej osoby. Nie
dziwiła się ilością zjedzonej części jedzenia, ciężko pracował przez
ostatnie godziny. Okno na pierwszy rzut oka wyglądało o wiele solidniej,
niż sprzed wybitej poprzedniczki . Opierając głowę na dłoni, wpatrywała
się w blat solidnego stołu.
- Jeden… Dwa…
Trzy… Zjem Cię jeszcze tutaj dziś. Cztery… Pięć… Sześć… Chciałabym Cię
dzisiaj… - w ostatniej chwili powstrzymała się przed dalszym tworzenie
pseudo-rymowanki. Strasznie się jej nudziło, gdyż jej rezerwy energii w
żaden sposób nie zostały spożytkowane. Równie szybko zakryła swoją
twarz, przez swoje niemoralne i brudne myśli. Rumieńce niejawnie ją
zdradziły.
- Co byś chciała, bo nie zrozumiałem? Nie
zamierzasz… - zdołała tylko westchnąć, kiedy wilkołak o mało nie udławił
się jadłem. Używając swojej nadnaturalnej szybkości pojawiła się za
jego osobą, aby delikatnie uderzyć go między łopatkami.
- Następnym razem przyniosę Tobie zrobiony ówcześnie śliniak, bo jesz jak mały dzieciak. Żałosne…
- O-ostrzegam po raz ostatni, abyś hamowała swoje odzywki…
- Wcześniej tego nie mówiłam, ale zachowujesz się jak gbur. Marudzący spracowany dziadek, którego wszyscy wkurzają.
-
Jesteś w moim domu, jakbyś nie wiedziała. - szybko jej przerwał, kiedy
wystrzelił swoim wzrokiem w jej stronę. Zdołała tylko zatrzymać ruch
ręką, która ułożyła na jego plecach. W całkowitym bezruchu, wymieniając
wyzywające spojrzenie. Czarnowłosa czuła, że przekroczyła wszelkie
granice. Musiała jak najszybciej opuścić jego teren, aby dać odpocząć
nowemu towarzyszowi.
- Może od razu mnie zjesz, huh?
Pominiemy wątek rozszarpania, sama odetnę sobie kończyna po kończynie.
Oddziele skórę od innych tkanek, potem mięśnie i ścięgna… Wystarczy, że
przemienisz się i jedzonko jak na talerzu.
Nie
czekała na więcej na żadne słowo Stanisława, po prostu klęknęła w
najdalszym zakątku salonu. Tam też ubrała swoje trapery, które porządnie
zaczęła wiązać. Tym samym uważała na odklejające się błoto, nie
uśmiechało się jej sprzątać jeszcze raz podłogi. Skarciła się za czas
spędzony z tym człowiekiem, łamiąc swoje obietnice o jakichkolwiek
związkach z innymi. Czasem przechodziło jej przez myśl, że mogłaby żyć w
tłumie tak życzliwych ludzi. Jednak czy coś trzymałoby ją w jednym
miejscu i dzielenie się dobrocią z innymi? Nigdy.
Nie
zamierzała w jakikolwiek sposób poniżać własnej osoby, tym bardziej
przyzwyczajać się do miłej atmosfery, która panowała w domu wilka. Po
zebraniu swoich rzeczy podeszła jak gdyby nic do drzwi, zatrzymując się w
pewnej chwili. Ostatni raz rzuciła wzrokiem na mężczyznę, który zdawał
się być zdziwiony tym zajściem.
- Dziękuję za
gościnę, panie Stanisławie. - powiedziała to niczym recytujący wiersz
przedszkolak. - Spędziłam tutaj bardzo miłe chwilę, dzięki Tobie nie
przyspieszę procesu zamiany w odludka.
- Największym faktem jest to, że czasem denerwujesz mnie swoim stylem bycia. Jednak nie oznacza to, że nie możesz być gościem.
-
Samotnicy nigdy nie byli dobrymi gośćmi, jednak resztki kultury trzeba
zatrzymać. - zarzuciła na głowę kaptur kamizelki. Stojąc w ciemnym
korytarzu jej oczy były niczym małe latarenki, które mogły spokojnie
robić za sygnalizację w terenie. Stanęła w ciągu krótkiej chwili przed
nim, aby spojrzeć prosto w jego błyszczące oczy. Nachyliła się w stronę
jego twarzy, aby delikatnie położyć dłoń na jego policzku. Opuszkiem
palca nakreśliła kilka kresek na boku, uśmiechając się przy tym
subtelnie.
- Kiedy się zobaczymy, Raven? - zapytał, wstając z dotychczasowego miejsca spoczynku.
-
Prędzej, czy później… Może jutro, a gdyby też nigdy? Któż to wie,
wilkołaku. - szepnęła do jego ucha, aby musnąć ustami jego czoło. szybko
jednak odsunęła się od niego, aby skierować w stronę głównego wyjścia.
- Raven…
-
Pilnuj mojego jagnięcia i nie szalej po nocach, Stasiu… - posłała mu
swój firmowy uśmieszek, aby tyle widzieć pustkę na tle ciemności za
otwartymi drzwiami.
~ * ~
Pogoda
zmieniała się nieoczekiwanie, niczym rzut gumową piłeczką o ścianę.
Nigdy użytkownik nie przewidzi, gdzie poleci rzecz. Taki aspekt był
właśnie w pogodzie, zadziwiała mieszkańców. Kolejny raz znienawidziła
swoich byłych oprawców, którzy nawet tutaj utrudniali im życie. Czy nie
wystarczyło modyfikacja żywych organizmów? Skądże, jak można ingerować w
przyrodę. Gdyby nadarzyła się okazja, bez problemu rozszarpała by
jakiegoś ludka w białym kitlu.
Jednak nawet pogoda nie
powstrzymała wampirzycę przez swoimi zagrywkami i poczuciem adrenaliny w
żyłach, czy nawet zwykłych spacerów. Jednak ostatnie przedsięwzięcie
było bardzo ryzykowne, jednak nie żałowała. Planowanie logistyczne było
dopięte na ostatni guzik. Tak miała się zgłosić z prośbą o odrobinkę
krwi do pewnego osobnika, jednak dlaczego by nie miał przyjść sam?
W
pomieszczeniu zasłoniętym przez prowizoryczne kotary, jednym źródłem
światła okazały się być porozstawiane wszędzie świece. Kruczowłosa
dziewczyna leżała w najlepsze wśród futer, poduszek i koca na zbitym
przez siebie sporym łóżku, wpatrując się w sufit. Co jakiś czas
przerywała podśpiewywanie znajomych tekstów piosenek, aby napić się z
kubka łyk zwierzęcej krwi. Taki gatunek krwi był niczym pomyje, swoista
tortura. Aby przełknąć tego typu ciecz, nie mogła oddychać. Robiła
wszystko, aby nie poczuć tego odpychającego smaku. Jej życie okazało się
być nudne, kiedy nie chodziła na polowania, czy zwykłe wchodzenie do
środka osady. Tym razem ciekawie zaplanowała swoją zabawę, chcąc
sprawdzić reagowanie jednego z osadników. Do tego osobnika akurat miała
pewien sentyment, co było nie częstym widokiem.
-
Jeszcze jesteś głodna, maleństwo? Przecież masz wszystko, czego
potrzebujesz do funkcjonowania na krótki czas, właściciel niedługo Cię
odbierze. - zaśmiała się pod nosem, wspominając swoją kradzież.
Wykorzystała tamtego dnia fakt, iż Stasiek wyszedł do osady najpewniej
po jakieś zamówienia. Wystarczyło spakować kilka rzeczy, zwierzątko na
ręce i spokojny spacer do domu. Nie musiała martwić się o trop, przyroda
jej sprzyjała. - Twój właściciel to słaby tropiciel.
Pan Staś? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz