Renard wręcz poczuł się jak we własnym domu i przechodząc do salonu, z rozbiegu wskoczył na rozprutą kanapę. Spod poduszek w powietrze wystrzelił kurz i pierze, przez co ciemnowłosy zaczął kaszleć. Szybko rozwiał rękoma wszelki pył i rozłożył się na kanapie podkładając ręce pod głowę. Uśmiechnięty i po części zadowolony ze swojej akcji pozwolił sobie nieco odpocząć. Rozejrzał się po całym dole i nie znalazł nic na tyle ciekawego, żeby to sobie przywłaszczyć. Tutaj niespodziewanie przyuważył małą, porcelanową laleczkę stojącą na jednej z wysokich półek. Mu się oczywiście nie przyda do niczego, ale przypomniał sobie, gdy w dzieciństwie rozbił jedną Farrah. Wtedy był z siebie niezmiernie zadowolony i śmiał nawet żartować sobie z jej płaczu. Teraz jednak na to wspomnienie samotna łza spłynęła mu po policzku i nawet nie wysilał się, żeby ją otrzeć. Był tutaj zupełnie sam i nikt nie mógł zauważyć jego płaczu, więc nie musiał go ukrywać. Po chwili podniósł się z kanapy i podszedł do półki, na której stałą lalka. Niestety deska przybita była zbyt wysoko i nie mógł do niej dosięgnąć, więc wdrapał się na kredens, który, pod jego ciężarem zaczął niebezpiecznie się chybotać i skrzypieć. Renard wyciągnął rękę jak najwyżej mógł, aż dwoma palcami dosięgnął zimnej porcelany. Popchnął ją parę razy, żeby móc złapać ją lepiej, ale laleczka ześliznęła się z półki. Renard od razu rzucił się do tyłu żeby złapać ją w locie przed upadkiem na ziemię i udało mu się. Tym razem zamiast lalki ucierpiał chłopak i to nieoczekiwanie dosyć mocno, gdy upadł na plecy, a kości w kręgosłupie głośno mu chrupnęły. Zawył z bólu odkładając zabawkę na bok i wygiął plecy w nienaturalny sposób. Było to dla niego zupełnie dziwne, gdyż przecież nie spadł z jakiejś dużej wysokości, a plecy bolałyby go, jakby dostał w nie z wielkiego, stalowego młota. Gdyby tego było mało, poczuł jak kości w przedramionach i łydkach mu się wydłużają, po czym pękają w pewnym momencie. Znowu głośno zawarczał tym razem jednak nie swoim głosem, a wilczym. Zwijał się z bólu na zakurzonej podłodze starając się jakoś nastawić sobie kości, ale co chwila pękały kolejne i nie miał takiej możliwości. Każdy ruch sprawiał mu niesamowity ból, który mógł tak trwać bez ustanku. Minęło pół godziny, gdy przestał odczuwać kolejne obrażenia. Jego ciało nieco się uspokoiło, a kończyny przestały tak bardzo boleć. Teraz jedynie krew w żyłach niespokojnie pulsowała, a jego oddech był ciężki i zachrypnięty. Odleżał jeszcze pół godziny, aż się uspokoił i był w stanie podnieść na dwie nogi. Cały drżał, a po jego czole spływał gorący pot, ale jedynym plusem był jego wzrost. Był wyższy może o kilkanaście centymetrów, a na brodzie zaczął wyczuwać zarost, który pojawił się tam w niemożliwe szybkim czasie. Pokręcił szybko głową powoli wszystko sobie uświadamiając. Przemiana. Przeżył właśnie kolejną przemianę i teraz zaczął doceniać to, że nie pamiętał tej pierwszej.
Niedługo po całym tym zdarzeniu zabrał swoje rzeczy i wydostał się na zewnątrz. Słońce właśnie zaczęło się wyłaniać, a wszystko bardzo powoli budzić do życia. Renard poprawił swój miecz i upewnił się, że laleczka, którą zawinął w materiał swojej peleryny nie ucierpi podczas podróży na grób jego siostry. W pośpiechu opuścił osadę nie chcąc z samego rana natknąć się na jej strażników. Udał się prosto w góry Ungcy nie mając ochoty wracać do domu. Na pewno czekał tam na niego jego ojciec, któremu nie podobały się nocne wypady syna. Z drugiej strony, co go to w ogóle interesuje? Renardowi wydawało się, że jest ojcu obojętny i gdyby zaginął lub gorzej - został zabity, Lucio nie uroniłby nawet łzy. Ciemnowłosy po drodze zebrał na łące wiele kolorowych kwiatów, które złożył w spójną całość i chciał położyć na grobie matki. Nigdy nie mogło być tak, że przynosi coś siostrze, a matkę zostawi bez niczego. Te dwie damy liczyły się dla niego najbardziej na świecie i nie chciałby, żeby któraś czuła się poszkodowana. Gdy wspinał się do szczytu po wydeptanej ścieżce wyjął z plecaka lalkę i przyjrzał jej się dokładnie. Gdyby tylko Farrah, mogła również ją zobaczyć i pobawić się z nią. Renard wręczając ją dziewczynce mógłby przeprosić za zniszczenie jej poprzedniej. Chłopak pociągnął nosem mając nadzieję, że chociaż tyle wystarczy. Gdy był już blisko, wyczuł niedaleko obecność kogoś obcego, więc spiął się i zmarszczył brwi. Co ktoś mógł robić przy grobie jego rodziny. Schował zabawkę do kieszeni i dobiegł do dwóch pomników, przy których stał wysoki mężczyzna.
- Kim jesteś? - zapytał gniewnie i głośno, zwracając jego uwagę.
- A ty? - odpowiedział z całkowitym spokojem.
- Synem tej, do której przyszedłeś jak mniemam - powoli podszedł bliżej sięgając ręką do rękojeści miecza - Chciałeś go zniszczyć? Rozkopać?! - zapytał przez zaciśnięte zęby.
- Skądże - zmarszczył lekko brwi, jakby oburzony, że jest podejrzewany o coś takiego - Twoja matka jak rzeczesz była moją drogą przyjaciółką. Nie wiedziałem, że miała dzieci - dodał spoglądając na jej imię wyryte w skale.
- Miała, dwójkę - westchnął cicho zbliżając się do grobu matki, na którym położył wcześniej przygotowany bukiet - Mnie i Farrah - odparł ze smutkiem wyjmując z kieszeni laleczkę, którą ustawił na ziemi obok skromnego pomnika.
Nie mógł pozwolić sobie na łzy w obecności mężczyzny, więc szybko otarł rękawem oczy i nos, po czym zwrócił się do niego znowu z tym swoim groźnym wyrazem twarzy.
- Mama mi o tobie nie opowiadała. Musiałeś nie być dla niej na tyle ważny - odparł zachrypniętym głosem usiłując zabrzmieć jak najbardziej lekceważąco, ale nie umiał tak szybko zmieniać nastrojów i był zbyt wrażliwy na to wszystko.
Tenebris?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz