11 września 2019

Od Pana Stasia CD Szepczącej

Nie lubiłem okresu zimowego, ze względu na zbyt dużo czasu wolnego. Od zawsze byłem raczej osobą, która dużo pracowała i lubiła dużo pracować. W okresie zimowym na wyspie nie miałem totalnie nic do zajęcia swojego czasu wolnego. Zupełnie inaczej było w moim rodzinnym domu. Po wszelkich zbiorach i ciężkiej pracy przez cały rok świętowało się z rodziną, jedząc, pijąc i śpiewając. Oprócz tego wspominało się różne sytuacje, czy to zabawne, czy to groźne i niebezpieczne. W kolejnych dniach zbierało się drewno na opał i znosiło się do małej szopy, która była przyłączona do domu, aby nie chodzić po zimnie. Do tego dochodziło jeszcze zajmowanie się hodowlą, przegląd techniczny narzędzi mechanicznych oraz ich konserwacja i mycie.
Czasem wychodziły jeszcze jakieś zadania poboczne od głowy rodziny, czyli matuli. Oczywiście niepłatne, bez doświadczenia, a ważne dla fabuły w zależności od humoru. Mycie okien, odmalowanie pokoju, ogólne sprzątanie całego domu, zmiana karniszy i co tylko pani mamie wpadło do głowy. Dla mnie i tak najgorsze były coroczne wypady na potężne zakupy. Jechało się całą rodziną, dostawczym samochodem i robiło się zakupy za ponad cztery tysiące. Co wtedy się kupowało? I wszystko i nic. Żywność, produkty przemysłowe, żarówki, papiery, tusz do drukarek, nasiona, jakieś nowinki techniczne. Rodzice zawsze byli pedantyczni, przez co, nawet jeśli w którymś pokoju spaliła się żarówka, w jednym z pokoi znajdował się ich zapas. W domu było specjalne pomieszczenie z wolno stojącymi szafkami. W każdej szafce był jednego rodzaju produkt, wypełniający ją po brzegi. Dla przykładu w pierwszej na lewo od wejścia były same żarówki. Różne, ale tylko żarówki. Wyliczone w taki sposób, by na każdą lampę w domu, przypadało pięć zapasowych żarówek. W kolejnej szafce był sam... papier toaletowy. W następnej były same artykuły medyczne, które zapełniały apteczkę, gdy ta została użyta.
Takich szafek było... Sporo. Już sam nie pamiętam, ile ich tam wszystkich było i co dokładnie zawierały. Można by wręcz rzec, że dom gotowy na kataklizmy czy wojny.
Tęskniłem za domem z wielu powodów, szczególnie jak sobie przypominałem takie zboczenia jak te. Jak wracało się myślami do swoich ulubionych zwierząt, durnej siostry czy niepotrzebnej mi szkoły. Szkoły, w której też przeżywałem chwile lepsze i gorsze. W której...
Stuk, stuk i cichy gwizd.
Rozbudziłem się ze swoich wspomnień, by się rozejrzeć po swoim domu. Uniosłem delikatnie brew, nasłuchując otoczenia. Jedynie wiatr szalał za oknem, bawiąc się bezwładnymi liśćmi i roślinami, które były wobec niego bezbronne. To stukanie bardziej przypominało stuknięcie drewnianego dachu i drewnianą ścianę. To zdecydowanie nie było pukanie. Odwróciłem się, spoglądając na rozpalony kominek. Ogień wesoło tańczył na rozżarzonym drewnie, które strzelało od czasu do czasu. To dość zabawne, że względnie wysuszone drewno po obróbce potrafi jeszcze tak ładnie trzaskać. Wszystko dzięki znajdującej się w nim wodzie, żywicy i swoistych olejków będących w drewnie. Chemia potrafi zaskakiwać na każdym kroku. O ile się cokolwiek o niej wie.
Usiadłem na swoim ulubionym fotelu, który umiejscowiony był naprzeciwko kominka i powoli obejrzałem jedną z książek. Była to jedna z tych, które znalazłem na wraku statku i zamierzałem podarować Renardowi. Skoro już ją trzymałem w swoich łapkach, dlaczego by jej nie przeczytać? Delikatnie ją trzymając w dłoniach, obróciłem ją, lustrując wzrokiem. Była delikatnie podniszczona, nazwisko autora zamazane w dwóch miejscach, parę kartek zagiętych w rogu. Po chwili namysłu spojrzałem na okładkę.
'Marlon Moesky - Przeskok'
Nie byłem pewny czy to na pewno dobre nazwisko. Obie litery były zamazane, jednakże tak najbardziej odpowiadało. Otworzyłem książkę, przeglądając pierwszą stronę. Tu było pełne imię i nazwisko. Nie pomyliłem się, a wręcz zgadłem. Przekartkowałem dalej, na następną stronę.
'Rozdział I'
'Stojąc nad przepaścią, można wrócić do wszelakich wspomnień, szczególnie jeśli to w takim miejscu straciło się swoją ukochaną. Ból, smutek i żal wypełniał serce młodego mężczyzny, powodując wzrost goryczy, chęci zemsty i niedokończonych spraw. Dokładnie w tym miejscu dwa miesiące wcześniej pijany kierowca, zajechał im drogą, powodując, że ich samochód stoczył się z klifu. Młoda narzeczona zginęła poprzez fakt, iż samochód uderzył w skałę, akurat stroną, po której siedziała dziewczyna. Może gdyby nie ta skała, nadal by żyła, a chłopak nie obwiniał się o chęć przejażdżki w godzinach wieczornych. Falę goryczy potęgował fakt, że pijany kierowca dostał jedynie mandat. Wszystko rozeszło się po kościach, gdyż był wysoko postawionym biznesmenem, który wiedział komu wystarczająco dużo zapłacić. Nie był pijany, to alkomat źle wskazał. Nie on się przyczynił to wypadnięcia samochodu z toru jazdy, tylko plama oleju. Skąd więc ten mandat? Za nieudzielenie pomocy. Lecz przecież za nieudzielenie pomocy, była kara więzienia. Może i była, jednakże pan biznesmen był po bardzo trudnych sytuacjach, które wystąpiły w rodzinie.
Pieniądze potrafiły załatwić wszystko. Wystarczyło mieć ich odpowiednią ilość, a można było przekupić każdego.
Rozgoryczony wracał myślami do pierwszego dnia szkoły, w którym to się razem poznali. Oboje wtedy nie wierzyli w miłość od pierwszego wejrzenia, jednakże ich taka właśnie była. Wpadli na siebie przypadkowo w szkole, podczas rozpoczęcia roku szkolnego... '
Szkoła i pierwsza miłość. Niechętnie wracałem wspomnieniami do niej, jednakże też właśnie tam, poznałem swoją pierwszą miłość. Nazywała się Alex, jednakże wszyscy mówili na nią Malex.  Dlaczego Malex? Bo miała na imię Alex, a do szkoły podwozili ją rodzice... Meleksem. Jej rodzice posiadali trzy ogromne pola golfowe, które obracały bardzo dużymi pieniędzmi. Dużo osób uważało ją za typową bogaczkę, która za nic ma pewne wartości moralne, uważa, że wszystko można kupić. Ludzie jej nie szanowali, bo była bogata.
Ja tak nie uważałem. Potrafiłem zauważyć w niej to, czego nie dostrzegali inni. Może była bogata, ale wcale się tym nie cieszyła. Za pieniądze znajomych się nie kupi. Tych dobrych znajomych. Sam też byłem pewnego rodzaju odludkiem, w końcu byłem wsiunem. Synem rolnika, który przesiaduje całe swoje dzieciństwo w polu. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy postanowiłem się jej zapytać, czy wyjdzie ze mną na gofry.
Stoję naprzeciwko niej, patrząc w te piękne, pełne, niebieskie oczy. Kosmyk jej pięknych blond włosów co chwila opada jej na nos, który ze złością odgarnia. Delikatne piegi po obu stronach twarzy na policzkach i ten delikatny zadarty nosek. Zgrabne, wąskie usta, które mówią do mnie, mimo iż są zamknięte w delikatnym uśmiechu, który rysuje się na jej twarzy. Całe szczęście, że nie widzę siebie, jak wyglądam w tej chwili. Cały czas utrzymuję kontakt wzrokowy, mając szeroko otwarte oczy i zapytać ją o tak banalną rzecz, ale trzęsąc się, jakbym pytał o plany nuklearne. Reszta szkoły dla mnie nie istnieje. Słychać głosy z korytarza, których ja nie słyszę. Widać w tle osoby przemierzające korytarzem, których ja nie widzę. Widzę tylko ją, Alex. Moją pierwszą miłość, którą zamierzam zaprosić na gofry.
- Alex... Czy... Czy wyszłabyś ze mną? - Puk, Puk.
Cofnąłem głowę, marszcząc brwi i mrużąc oczy. Patrzę na Alex, która dalej stoi naprzeciwko mnie z delikatnym uśmiechem, patrząc w moje oczy. Stukanie? W szkole?
- Alex... Ja. - Puk, Puk.
Nagle otworzyłem oczy, biorąc głęboki wdech. Kominek dalej się pali, książka na kolanach, i... pukanie. Pukanie zza drzwi! O tej porze, to dość nietypowe raczej. Przetarłem twarz i odłożyłem książkę. Żwawym krokiem podszedłem do drzwi, przekręcając klucz i otwierając je.
- Dobry wieczór. - Usłyszałem od pięknej dziewczyny, której wiatr zmierzwił włosy.
- Dobry wieczór - odpowiedziałem.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale chyba zabłądziłam - powiedziała przemarznięta.
Otworzyłem szerzej drzwi, a sam stanąłem z boku.
- Wejdź. Ogrzejesz się.
Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową i weszła do środka. Od razu zamknąłem drzwi, aby zimno nie molestowało mojego mieszkania.
- Nie chciałabym przeszkadzać. - Dziewczyna mówiła zaskakująco cicho i spokojnie. Całe szczęście mój słuch był dość dobry, ze względu na modyfikację.
- Nie przeszkadzasz, właśnie się ogrzewałem przy kominku. Kawy? - zapytałem.
Kiwnęła jedynie głową, podchodząc do kominka i poprawiając swoje włosy, które uformował szalejący wiatr.
Nie znałem jej, ale nie potrafiłbym jej odrzucić podczas takiej pogody. Spojrzałem za okno, wiatr się wzmagał, co oznaczało, że rano mogą być widoczne jakieś szkody. Całe szczęście, wokół mnie nie było żadnego niebezpiecznego drzewa. Po chwili woda zaczęła się gotować, więc zalałem kawę i ruszyłem do dziewczyny siedzącej na dywanie.
- Proszę bardzo, tylko uważaj, bo gorąca.
- Dziękuję. Nie przedstawiłam się, jestem Anais.
- Stanisław... Staś - poprawiłem się. Nie lubiłem swojego pełnego imienia.
Dziewczę napiło się łyka kawy, patrząc w ognisko i jakby rozmyślając. Może czuła się źle z faktem, że naszła mnie nieznajoma bez zapowiedzenia. Od czasu do czasu, dziwnie się rozglądała po chatce.
- To pewnie ty jesteś tą nową szamanką, zgadza się? - zapytałem spokojnie, pijąc herbatę.
Zdziwiona spojrzała na mnie, ale zanim się odezwała, zrobiłem to pierwszy.
- Skąd wiem? Chadzam do osady, a tam ludzie gadają. Miło, że mamy drugiego szamana w wiosce. - Uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- Miło mi to słyszeć. - Wzięła kolejny łyk gorącej kawy, rozglądając się.
Rozmawialiśmy tak jeszcze z godzinę, może ze dwie. Czas przy dobrej rozmowie lubi szybko i płynnie mijać. Za oknem zaczynało padać i zrobiło się mniej przyjemniej niż wcześniej. Dziewczyna od czasu do czasu coś szeptała pod nosem, co mnie lekko dezorientowało.
- Stasiu... Wiesz, że w twoim domu mieszka duch?  - Zapytała ze stoickim spokojem, jakby nic się nie stało.
Momentalnie wyplułem całą herbatę, którą miałem w ustach, a jeszcze nie zdążyłem przełknąć. Odskoczyłem od niej jak poparzony i oblałem się herbatą.
- Co?! Jaki duch?! - krzyknąłem.
- Bardziej zjawa... Musiała się do ciebie przyczepić jak byłeś na, powiedzmy, jej terytorium. Można ją łatwo przegonić - powiedziała spokojnie, biorąc kolejny łyk kawy.
- A zrobisz to dla mnie?

Szepcząca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz