30 września 2019

Od Tenebris'a CD Atheny

Sprawdziłem wszystkie strzały, oszczepy i łuk. Następnie zapakowałem je do kołczanu z zamiarem udania się na polowanie. Włożyłem płaszcz wykonany z wilczej skóry, po czym zarzuciłem wspomniany kołczan na ramię. Chwyciłem następnie torbę oraz łuk i wyszedłem z domu. Zanim opuściłem twoje terytorium, jak zawsze nakarmiłem zwierzęta, którymi się opiekowałem. Nie mogłem mieć pewności co do dnia mojego powrotu, więc ta czynność niezmiennie była na pierwszym miejscu.

Powoli kroczyłem przez las. Drobniejsze gałęzie łamały się pod moimi stopami. Po ulewnych deszczach mech przypominał nasączoną wodą gąbkę. Chodzenie po nim nie należało do najprzyjemniejszych doznań, ale cóż mogłem zrobić? Taki mamy klimat.
W pewnym momencie zdało mi się, że usłyszałem krzyk. Zignorowałem go jak wszystkie poprzednie. Tutaj, w świecie Samotników, każdy musiał myśleć tylko i wyłącznie o sobie. Mieszając się w nie swoje sprawy, szybko stałbym się jedną z ofiar, a tego wolałbym uniknąć. Często słyszałem czyjś wrzask. Czasem naprawdę, a innym razem był to tylko wiatr, który idealnie naśladował zesłańców.
Wróciłem do szukania potrzebnych roślin oraz innych materiałów lub przedmiotów, mogących się przydać w codziennym życiu. Było ich niewiele, ale lepsze to niż nic.
Gdy moja torba na zioła była już pełna, rozejrzałem się w poszukiwaniu zwierzyny. Niczego jednak nie mogłem znaleźć. Żadnej sarny, zająca, czy nawet wiewiórki. Wszystkie stworzenia zdały się wyparować.
Po kilku godzinach dostrzegłem starego szaraka. Ukryłem się w zaroślach i przygotowałem się do strzału. Już miałem wypuścić strzałę, gdy nagle ktoś przebiegł obok, spłaszając zwierzę. Zacisnąłem usta w wąską linię i wyszedłem z kryjówki. Niezadowolony z takiego obrotu spraw, miałem zamiar wznowić poszukiwania i pewnie bym to zrobił, gdybym nie zauważył dokąd prowadziły ślady osoby, która wystraszyła zająca. Były one za małe jak na mężczyznę, więc pewnie należały do kobiety lub dziecka, a ani jednego, ani drugiego nie było w moim sąsiedztwie.
Podążając za nimi, wróciłem do opuszczonej wioski, którą to zamieszkiwałem wraz kilkoma innymi Samotnikami. Tym razem jednak zaszedłem ją od tyłu. Idąc, obserwowałem budynki w poszukiwaniu obcego.
W pewnym momencie napotkałem przeszkodę. Przeniosłem wzrok ze ścian budynków na truchło pod moimi nogami. Należało do mutanta. Sądząc po stanie zwłok oraz ranach, został on zabity niedawno. Czy intruz, którego szukałem miał z tym coś wspólnego? Jeśli tak, oznaczałoby to, że był niebezpieczny. Postanowiłem, że nie będę czekać, aż zapuka do moich drzwi. Zamierzałem go wyprzedzić dla własnego dobra.
Gdy tylko ruszyłem z miejsca, masa much wzleciała w powietrze z ciała martwego mężczyzny. Osłoniłem się przed natrętnymi owadami i szedłem dalej.
Z dalej położonych chat dotarł do moich uszu hałas przestawianych glinianych naczyń. Ktoś robił to w takim pośpiechu, że pewnie cała okolica go usłyszała. Uznałem, że musi to być osoba, której szukałem. Zbliżyłem się więc do budynku i powoli uchyliłem drzwi. Następnie przygotowałem strzałę, otworzyłem drzwi butem i wkroczyłem do środka od razu celując w górę kocy oraz kołder. Obcy momentalnie poderwał się z miejsca i spojrzał na mnie.
- Kim jesteś? Co tu robisz? - mruknąłem, patrząc na jasnowłosą dziewczynę. Doskonale wiedziałem, że nie jest właścicielką chaty. Jej właściciel rozkładał się kilka metrów dalej.
- Przepraszam! Wszystko mogę wyjaśnić! Bo widzisz, zaczął gonić mnie wilkołak. Absurd co? Albo ktoś za niego przebrany. A tak w ogóle ktoś mnie wyrzucił przez łódź dlatego tu jestem. Szukałam jakiejś żywej duszy, wołałam, nikt nie odpowiadał. No i jakoś tu trafiłam. Przepraszam za zjedzenie! Mogę odkupić jak tylko znajdziemy cywilizację! - kobieta zaatakowała mnie potokiem słów, które wypowiadała z prędkością karabinu maszynowego - Tak w ogóle, gdzie jesteśmy? - zapytała nieco spokojniej, ale wciąż z paniką w głosie i na twarzy. Zmierzyłem krytycznym wzrokiem półnagą dziewczynę. Zdecydowanie była tu nowa. 
Opuściłem broń i westchnąłem ciężko, próbując zebrać myśli w całość.
- Jesteśmy na wyspie. Trafiają tu eksperymenty, które przeżyły szereg badań. - odparłem i zbliżyłem się do komody. Wyjąłem z szuflady parę męskich spodni, po czym rzuciłem ją nieznajomej.
- Ubieraj się. - rozkazałem i wróciłem do drzwi.

W milczeniu zaprowadziłem blondynkę pod bramę wioski Osadników. Uznałem, że będzie bardziej pasować do ich świata. Nie wyglądała na taką, która by sobie poradziła jako Samotnik. Poza tym, oni lepiej by wytłumaczyli jej pewne rzeczy. Tam również szybciej mogłaby przywyknąć do życia na wyspie.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie. Położyłem dłoń na jej ramieniu. 
- Życzę powodzenia. - powiedziałem i zacząłem się oddalać.
- Zobaczymy się jeszcze?! - krzyknęła za mną blondynka. Wzruszyłem ramionami.
- Może. Ale lepiej nie zapuszczaj się sama do lasu. - odparłem i wkroczyłem między drzewa. Usłyszałem jak brama zostaje otwarta. Strażnicy zadali dziewczynie kilka pytań, po czym wpuścili ją na teren wioski.
Wróciłem do siebie i zająłem się swoimi sprawami.

Po kilku dniach udałem się do wioski. Jak to robiłem zazwyczaj, będąc niewidzialnym wjechałem do niej siedząc na wozie rolników. Stałem się na nowo widoczny, gdy ukryłem się za budynkami. Poprawiłem swoje ubrania, nie różniące się niczym od tych noszonych przez Osadników i strzepałem z nich resztki słomy.
Wyszedłem z bocznej uliczki na główny plac i ruszyłem w stronę baru. Usiadłem przy jednym ze stolików na samym końcu lokalu. Rozejrzałem się po nim, rozpoznając niektóre twarze bardziej, a inne mniej. Złożyłem zamówienie i oparłem się w oczekiwaniu na nie.
W pewnym momencie moje spojrzenie spotkało się z tym należącym do jednej z obecnych w barze blondynek. Dopiero po chwili rozpoznałem w niej dziewczynę, którą niedawno zaprowadziłem do wioski.

Athena?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz