Sprawdziłem wszystkie strzały, oszczepy i łuk. Następnie
zapakowałem je do kołczanu z zamiarem udania się na polowanie. Włożyłem
płaszcz wykonany z wilczej skóry, po czym zarzuciłem wspomniany kołczan
na ramię. Chwyciłem następnie torbę oraz łuk i wyszedłem z domu. Zanim
opuściłem twoje terytorium, jak zawsze nakarmiłem zwierzęta, którymi się
opiekowałem. Nie mogłem mieć pewności co do dnia mojego powrotu, więc
ta czynność niezmiennie była na pierwszym miejscu.
Powoli
kroczyłem przez las. Drobniejsze gałęzie łamały się pod moimi stopami.
Po ulewnych deszczach mech przypominał nasączoną wodą gąbkę. Chodzenie
po nim nie należało do najprzyjemniejszych doznań, ale cóż mogłem
zrobić? Taki mamy klimat.
W pewnym momencie zdało mi się, że
usłyszałem krzyk. Zignorowałem go jak wszystkie poprzednie. Tutaj, w
świecie Samotników, każdy musiał myśleć tylko i wyłącznie o sobie.
Mieszając się w nie swoje sprawy, szybko stałbym się jedną z ofiar, a
tego wolałbym uniknąć. Często słyszałem czyjś wrzask. Czasem naprawdę, a
innym razem był to tylko wiatr, który idealnie naśladował zesłańców.
Wróciłem
do szukania potrzebnych roślin oraz innych materiałów lub przedmiotów,
mogących się przydać w codziennym życiu. Było ich niewiele, ale lepsze
to niż nic.
Gdy
moja torba na zioła była już pełna, rozejrzałem się w poszukiwaniu
zwierzyny. Niczego jednak nie mogłem znaleźć. Żadnej sarny, zająca, czy
nawet wiewiórki. Wszystkie stworzenia zdały się wyparować.
Po
kilku godzinach dostrzegłem starego szaraka. Ukryłem się w zaroślach i
przygotowałem się do strzału. Już miałem wypuścić strzałę, gdy nagle
ktoś przebiegł obok, spłaszając zwierzę. Zacisnąłem usta w wąską linię i
wyszedłem z kryjówki. Niezadowolony z takiego obrotu spraw, miałem
zamiar wznowić poszukiwania i pewnie bym to zrobił, gdybym nie zauważył
dokąd prowadziły ślady osoby, która wystraszyła zająca. Były one za małe
jak na mężczyznę, więc pewnie należały do kobiety lub dziecka, a ani
jednego, ani drugiego nie było w moim sąsiedztwie.
Podążając
za nimi, wróciłem do opuszczonej wioski, którą to zamieszkiwałem wraz
kilkoma innymi Samotnikami. Tym razem jednak zaszedłem ją od tyłu. Idąc,
obserwowałem budynki w poszukiwaniu obcego.
W pewnym momencie
napotkałem przeszkodę. Przeniosłem wzrok ze ścian budynków na truchło
pod moimi nogami. Należało do mutanta. Sądząc po stanie zwłok oraz
ranach, został on zabity niedawno. Czy intruz, którego szukałem miał z
tym coś wspólnego? Jeśli tak, oznaczałoby to, że był niebezpieczny.
Postanowiłem, że nie będę czekać, aż zapuka do moich drzwi. Zamierzałem
go wyprzedzić dla własnego dobra.
Gdy tylko ruszyłem z
miejsca, masa much wzleciała w powietrze z ciała martwego mężczyzny.
Osłoniłem się przed natrętnymi owadami i szedłem dalej.
Z
dalej położonych chat dotarł do moich uszu hałas przestawianych
glinianych naczyń. Ktoś robił to w takim pośpiechu, że pewnie cała
okolica go usłyszała. Uznałem, że musi to być osoba, której szukałem.
Zbliżyłem się więc do budynku i powoli uchyliłem drzwi. Następnie
przygotowałem strzałę, otworzyłem drzwi butem i wkroczyłem do środka od
razu celując w górę kocy oraz kołder. Obcy momentalnie poderwał się z
miejsca i spojrzał na mnie.
- Kim jesteś? Co tu robisz? -
mruknąłem, patrząc na jasnowłosą dziewczynę. Doskonale wiedziałem, że
nie jest właścicielką chaty. Jej właściciel rozkładał się kilka metrów
dalej.
- Przepraszam! Wszystko mogę wyjaśnić! Bo widzisz,
zaczął gonić mnie wilkołak. Absurd co? Albo ktoś za niego przebrany. A
tak w ogóle ktoś mnie wyrzucił przez łódź dlatego tu jestem. Szukałam
jakiejś żywej duszy, wołałam, nikt nie odpowiadał. No i jakoś tu
trafiłam. Przepraszam za zjedzenie! Mogę odkupić jak tylko znajdziemy
cywilizację! - kobieta zaatakowała mnie potokiem słów, które wypowiadała
z prędkością karabinu maszynowego - Tak w ogóle, gdzie jesteśmy? -
zapytała nieco spokojniej, ale wciąż z paniką w głosie i na twarzy.
Zmierzyłem krytycznym wzrokiem półnagą dziewczynę. Zdecydowanie była tu
nowa.
Opuściłem broń i westchnąłem ciężko, próbując zebrać myśli w całość.
-
Jesteśmy na wyspie. Trafiają tu eksperymenty, które przeżyły szereg
badań. - odparłem i zbliżyłem się do komody. Wyjąłem z szuflady parę
męskich spodni, po czym rzuciłem ją nieznajomej.
- Ubieraj się. - rozkazałem i wróciłem do drzwi.
W
milczeniu zaprowadziłem blondynkę pod bramę wioski Osadników. Uznałem,
że będzie bardziej pasować do ich świata. Nie wyglądała na taką, która
by sobie poradziła jako Samotnik. Poza tym, oni lepiej by wytłumaczyli
jej pewne rzeczy. Tam również szybciej mogłaby przywyknąć do życia na
wyspie.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie. Położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Życzę powodzenia. - powiedziałem i zacząłem się oddalać.
- Zobaczymy się jeszcze?! - krzyknęła za mną blondynka. Wzruszyłem ramionami.
-
Może. Ale lepiej nie zapuszczaj się sama do lasu. - odparłem i
wkroczyłem między drzewa. Usłyszałem jak brama zostaje otwarta.
Strażnicy zadali dziewczynie kilka pytań, po czym wpuścili ją na teren
wioski.
Wróciłem do siebie i zająłem się swoimi sprawami.
Po
kilku dniach udałem się do wioski. Jak to robiłem zazwyczaj, będąc
niewidzialnym wjechałem do niej siedząc na wozie rolników. Stałem się na
nowo widoczny, gdy ukryłem się za budynkami. Poprawiłem swoje ubrania,
nie różniące się niczym od tych noszonych przez Osadników i strzepałem z
nich resztki słomy.
Wyszedłem z bocznej uliczki na główny
plac i ruszyłem w stronę baru. Usiadłem przy jednym ze stolików na samym
końcu lokalu. Rozejrzałem się po nim, rozpoznając niektóre twarze
bardziej, a inne mniej. Złożyłem zamówienie i oparłem się w oczekiwaniu
na nie.
W pewnym momencie moje spojrzenie spotkało się z tym
należącym do jednej z obecnych w barze blondynek. Dopiero po chwili
rozpoznałem w niej dziewczynę, którą niedawno zaprowadziłem do wioski.
Athena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz