Kolejny raz tego pechowego dnia, strzała ominęła skrupulatnie
tropione zwierzę. Kolejne zwierzę, które zdołało uciec jej sprzed oczu.
Nawet nie zahaczyło o fragment grubej skóry, nie wspominając o żadnym
innym uszczerbku na zdrowiu. Bełt wesoło drżał kilka razy wbity w pień
drzewa, równie szybko zastygając w bezruchu. Kruczowłosa opuściła
bezradnie trzymany w dłoni łuk, aby puścić razem z wiatrem wiązankę
znanych przekleństw. Mogła szczerze przyznać, że została wybita z
naturalnego rytmu. Jakby coś nie pozwoliło jej się skupić, tym kimś był
pewien wilkołak. Doskonale pamiętała ucieczkę z jego miejsca
zamieszkania, gdy poza wzrokiem innych ludzi przyłożyła dłoń do swoich
warg. Usiadła bezradnie na konarze wielkiego drzewa, poprawiając poły
swojego płaszcza. Na domiar tego wszystkiego los drwiąc z dziewczyny
wykorzystał sytuację, powodując kolejną dawkę deszczu z nieba. Zdołała
tylko zarzucić kaptur, aby chociaż włosy uchronić przed cieczą.
- Jesteś dumnym i pewnym siebie samotnikiem, Raven. Nie pozwól, aby
jakaś dzika bestia rodem z legend spowodowała, żebyś zgubiła swoje cele
tutaj podjęte. - szepnęła cichutko pod nosem, zarzucając łuk przez
ramię. Chwilę potem zgrabnie wylądowała na ziemi, by zabrać swoją
strzałę z powrotem do kołczanu. Każdy z elementów jej ekwipunku był na
wagę złota, tym samym marnotrawstwo nie wchodziło w temat. - Wybij sobie
z głowy romanse i znajomości. Wszelkie towarzystwo… Walcz o swoje, jak
nauczył cię tatusiek.
Przemieszczała się bezszelestnie przez las, jednak powoli i
ostrożnie. Bagna w niektórych miejscach obecnego terenu były
nieokrzesane, a zapadnięcie się po kolana były częstym zjawiskiem.
Jeszcze bardziej, kiedy tereny zostały zalane przez ogromne ilości wody.
Brodząc w błocie do przodu, poświeciła czas na głębsze przemyślenia. W
tym temacie musiała się wgłębić jeszcze dalej, poza zasięg zdobytych
informacji na temat danych modyfikacji genetycznych. Mężczyzna pod
postacią futrzaka mógł bez problemu ją zagryźć, zabić jednym ruchem
potężnej łapy. Więc dlaczego ją oszczędził. Czyżby jakieś istotne
informacje mogły i wspomnienia mogły go skłonić, aby nie zabija
dziewczyny? Raven postawiła jednak na argumen, że nie byłaby solidnym
posiłkiem dla niego oraz marną zabawką do torturowania. Co jak co, jej
ciało było kruche. Jej mocną stroną była szybkość i zwinność, co
nadawało się idealnie do ratowania życia z opresji.
Chmury zasnute na całe niebo spowodowało szarą atmosferę, idealnie
odzwierciedlając jej humor. Momentalnie stanęła w miejscu, kiedy
usłyszała za sobą jakiś upadek na ziemię. Pomruk okazał się bardziej
znajomy, niż mogła to sobie wyobrazić. Zauważyła pospolitego lema, który
upadł w wodę. Nie był jednak cały, a zjedzony do połowy przez innego
drapieżnika. Rozpoznała znajomy wnik wokół martwego zwierzęcia. Głupim
pomysłem było tutaj zastawiać sidła, nim przeszło to jej przez myśl,
musiała rzucić się całym ciałem w bok. W jej poprzednim miejscu z gracją
wylądowała pochodna pumy, która już dawno zmieniła obiekt swojego
zainteresowania. Jeśli była tutaj jednak znaczyło to, że w pobliżu nie
było bezpiecznie. Gdzie jeden przedstawiciel tego gatunku, tam i większa
zgraja. Zdążyła tylko sięgnąć po strzałę i łuk, gdy zwierze zaczęło
biec. Skrzydła zdawały się tylko przenosić szalę zwycięstwa na jego
stronę, strzała jednak pomknęła przed siebie. Grot tylko powierzchownie
ugodził mutanta, który rzucił się na wampirzycę, Właśnie w takich
sytuacjach przydałaby się pomoc drugiej osoby, ale musiała liczyć tylko
na siebie. Ścianą przed zębami zwierzaka okazał się zbawienny łuk.
- Ten świat jest pełen rzeczy, które nie pójdą po twojej myśli. Im
dłużej żyjesz, tym bardziej uświadamiasz sobie, że rzeczywistość jest
stworzona jedynie z bólu, cierpienia i pustki.- szepnęła do siebie,
siłując się z chodzącą bestią. Dźwięk za sobą utrzymał ją w przekonaniu,
że kolejne posiłki mogą nadejść w każdej chwili. Otworzone
niespodziewanie oczy zdawały się tlić jakby mocniejszą czerwienią, kiedy
uśmiech pojawił się na jej twarzy. Morderczy uśmiech. - Życie jeszcze
bardziej mnie zaskakuje i rzuca kłody pod nosi… Zatańczmy taniec
śmierci.
~ * ~
Kąpiel przygotowana w ekstremalnie szybkim tempie nie była
najlepszym pomysłem, ale musiała chodź trochę spędzić czasu w własnych
czterech ścianach. Część jej grodu była bardziej jej bazą wypadową,
gdzie gromadziła swoje fanty i zbiory z częstych wypraw. Odrzuciła do
tyłu swoje włosy, spoglądając na wiszącego do góry nogami śmiałka.
Nienawidziła zabijać innych mieszkańców, jednak gardziła złodziejami.
Takiego też nie zamierzała uratować przed śmiercią, a tylko dostarczył
jej zabawy i uwielbianego płynu. Oczywiście z jego tętnic i żył. Wyszła z
prywatnej bali, jednocześnie owijając się sporym kawałkiem materiału
robiącego za ręcznik.
- Miałam plany na popołudnie, bardzo ważne… Jednak pewien
złodziejaszek postanowił wszystko zepsuć, dlaczego? - uklękła przed nim,
plątając swoje włosy w głupiego warkocza z tyłu głowy. - Nie można
sobie znaleźć lokum? Wolnego?!
- P-przecież nikogo tutaj nie było… - szepnął, będąc blady jak
ściana. Widocznie brak ukrwienia spowodował, że jego głowa musiała
niemiłosiernie boleć. Słabość i koniec nadchodzi wielkimi krokami.
- Czaszki nabite na pal, oczyszczona moja część nie dała wiele do
myślenia? - przekrzywiła delikatnie głowę na bok, spoglądając prosto w
jego oczy. - No cóż, masz szczęście w mój dobry humor. Puszczę wolno,
jednak ile sił w twoim ciałku.
Przetransportowanie i pomysł jak to zorganizować okazał się dość
trudny zważywszy, że rzecz była bardzo podatna na zbicie. Nie pomijając
faktu świeżego mięsa, który był obiecany dla mężczyzny. Drapiąc się po
głowie w zagwostce, rozglądała się po największym pomieszczeniu swojego
lokum. Miała postawić na jakość, czy ilość? Nie miała przecież tutaj
żadnego wózka, tylko siłę własnego ciała. Nareszcie postawiła na
doskonałe wyjście, jakim było użycie futer i innych drobiazgów. Takim
też sposobem obładowana pokonywała głusz, aby dotrzymać słowa Stasiowi.
Chociaż transport okazał się bardziej problematyczny. Nie bardziej niż
zagubiony odbiorca, który nawet jej nie wyczekiwał.
- Ty… Kundelek do nogi poszkodowanej istoty! Wcale mi nie zależy na
tym przeklętym szkle tak bardzo, jak powinno interesować Ciebie. -
mruknęła, obchodząc dom dookoła. Jak mogła się spodziewać tego,
meżczyzna sprzątał w najlpesze swój domek.
- Raven? Wróciłaś tak szybko, niż mogłem to sobie…
- Daruj sobie słodkie słówka, może jeszcze chcesz lizu lizu, huh?
Rusz tyłek i zabieraj bagaż z moich pleców. Teraz. - odparła tonem nie
wznoszącym sprzeciwu, jednak z subtelnym uśmiechem na twarzy. - Tak na
poważnie… Jesteś pewnie głodny i muszę zabrać się za przyrządzanie
mięsa. Świeżego. Nie tego badziewia w Twojej lodówce, którego jako
wilkołak zjeść nie chciałeś.
Pan Staś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz