24 września 2019

Od Pana Stasia CD Raven

Czytałem sobie spokojnie książkę, którą Raven mi podarowała na czas przebywania u niej. Nie spodziewałem się, szczerze mówiąc, że może mieć w swojej biblioteczce, aż tak dobre książki. Od czasu do czasu popijałem ten paskudny wywar, który dla mnie przygotowała i to w wielkim kubku. Wiedziała jak się znęcać, w każdy możliwy sposób.
Zawsze potrafiła znaleźć dobry sposób, by się nade mną poznęcać psychicznie, jak i fizycznie. Na przykład w postaci okropnego napoju, który i tak na moje nie działał, tak jak powinien. Dodatkowo czułem jej świdrujący wzrok na moich plecach. Wypalał mi dziurę, momentami wiercąc głębiej, niczym wiertarka udarowa. Wiedziałem, że sprawia jej to dziką satysfakcję.

- Znowu to robisz… Niedługo będę miał dziurę w większej części pleców niż skórę i mięśnie. - Stwierdziłem beznamiętnie, by po chwili poczuć, jak podchodzi do mnie od tyłu. - Nawet nie próbuj podchodzić do mojej osoby…
- S t a s i e k… Mam fajny pomysł na zabawę na wieczór, ale możliwość jedyna to fajny stan połowicznej nieświadomości. Najlepiej robi się to w dwie osoby, więc potowarzyszysz mi? - szepnęła do jego ucha, zarzucając ramiona na jego barki.
- Nie mam zamiaru przespać się z Tobą! Nigdy, przenigdy i nawet o tym nie śnij!
- Nigdy nie dotknę osadnika, nigdy. Nawet nie o tym mowa, a seks dla mnie mógłby nie istnieć. - Stwierdziła z lekkością.
- Czy Ty zamierzasz…
- Życie bez adrenaliny nie ma większego sensu, witam w moim świecie. Ach… Dobra jakość, robimy dystrybucję? Może zapalisz ze mną, bo czuję się samotna?


Nie wierzyłem, szczerze mówiąc, że to zrobi. Choć po tym krwiopijcy, można było spodziewać się praktycznie wszystkiego. Znałem ją już trochę i doskonale wiedziałem, do czego jest zdolna. Szczególnie jeśli się ją czasem ciut podpuści.
Spojrzałem na dym, który radośnie się uniósł ku górze. Po chwili zaczął znikać, a raczej mieszać się z powietrzem w chatce. Ja już znałem ten zapach. W końcu to przez niego poniekąd tutaj wylądowałem.
Delikatnie chwyciłem skręta od Raven i przyłożyłem go sobie do ust. Powoli i delikatnie się zaciągnąłem, oddając go po chwili dziewczynie. Najwidoczniej zdziwiłem wampirzyce, bo patrzyła na mnie zaintrygowanym wzrokiem.

- Podziwiam futrzaku. Liczyłem, że się zakrztusisz lub zaczniesz się dusić. - Zaśmiała się w swoim stylu, przyglądając się mojej osobie.
- Nikt nie mówił, że przed wyspą byłem grzeczny. - Skwitowałem krótko.
- Wiesz, jakoś nie widzę cię w roli niegrzecznego chłopca. - Spojrzała na skręta, zaciągając się nim. Drugą rękę dała na swoje biodro, lekko je wypinając w bok.
- Czyli jeszcze mało wiesz. - Wstałem i przeszedłem się do kominka, dokładając drewienek do niego.

Może i fakt, nie byłem jakimś bad boyem nigdy, jednakże przed tym, zanim tutaj trafiłem, zdążyłem nieco polizać tematu imprez, imprezowania do świtu i grzeszenia. Zdarzyło mi się przysłowiowo zalać w trupa, wypalić coś czy nawet coś wziąć mocniejszego. W sumie zabawna sprawa, bo właśnie przez te używki tutaj trafiłem.
Nie pamiętam sam jaki to był dzień. Piątek może już sobota. Była impreza i oczywiście narkotyki, alkohol, blanty i wszelkiego różnego rodzaju badziewia. Sam nie wiem ile litrów alkoholu i ile gramów w siebie władowałem wtedy. Z tego, co się dowiedziałem później, już w laboratorium, wyszedłem z imprezy po dwudziestej trzeciej zero-zero i udałem się w nieokreślonym kierunku. Odnalazło mnie dwóch mężczyzn z agencji, gdzieś przy rowie, dwie godziny później, gdy byłem cały zimny i zapity. Wzięli mnie na badania i wstrzyknęli ten cholerny gen wilka. Gdybym wtedy tak nie zabalował, może by mnie tutaj nie było? Może siedziałbym teraz z rodziną? Przy gorącym obiedzie, kominku i zwierzaku, potocznie zwanym siostrą.
Smak i zapach skręta wykonanego przez Raven, tylko mi przypominał o moich błędach. Nie było ich wiele, jednakże wystarczająco by trafić tu, gdzie jestem. Spojrzałem beznamiętnie na kobietę, podchodząc do niej sprawnym krokiem.
- Daj mi jeszcze... - Wyciągnąłem rękę w jej kierunku.
- Futrzaku, nie szalej tak z tym zielskiem. Jeszcze znowu mi zezgonujesz.
- Powiedziałem, dawaj... - Wyrwałem skręta z rąk wampira i wziąłem tym razem dwa wdechy. - Nie wiem, co paliłaś do tej pory, ale jest to zdecydowanie lepsze niż marycha. Może to dzięki twojemu suszeniu albo produkt sam w sobie jest niezły. Zrobię zaszczepki. Zajmę się hodowlą, ty suszeniem. Może doda to trochę kolorów na tej wyspie. Nie zostało dużo do wypalenia, więc postanowiłem już tego skręta sobie zachować. Raven mogła sobie zrobić drugiego. Miałem jeszcze kilka listków w kieszeni. Chyba że zdążyła mnie przeszukać i je zabrać. Podszedłem do okna, wyglądając przez nie i zastanawiając się. Próbowałem lekceważyć moje odbicie w oknie i wymyślić jakiś dobry plan działania. Owoce i warzywa swoją drogą, ale gdyby jeszcze zabawić się w mini plantacje narkotyków. Dlaczego by nie? Zawsze dodatkowy zarobek, jak i dobry materiał do wymian. Dużo osób będących tutaj, lubi sobie uciec od problemów na wyspie. Nic nie pomoże bardziej niż dobry humor po dymku, od lokalnego źródła.

Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz