1 września 2019

Od Phanthoma CD Fafnira etap 1 > etap 2

Wróciłem do młyna, byłem padnięty i nie wiedziałem czym, walką z niedziówem, zianiem ogniem, od którego płonęły mi usta, czy może pomocą w osadzie? Rzuciłem leniwym wzrokiem po wszystkim, co było w warsztacie i rezygnując z wykuwania czegokolwiek, ruszyłem do pokoju, gdzie miałem odłożyć kapelusz Fafnira, który zostawił w wiosce, przednio wchodząc do kuchni i pijąc dwie szklanki wody, po których poczułem ogromną ulgę. Postanowiłem się przespać chwilę, ale nie było mi to dane, ponieważ nim na dobre zasnąłem, obudził mnie hałas dobiegający z zewnątrz. Był on nie wyraźny, wyjrzałem zza okno i zobaczyłem, jak coś poruszało w lesie drzewami. Musiało być ogromne, skoro udało mu się nimi ruszać, aby sprawdzić, czy to przypadkiem nie żadne zagrożenie, wyszedłem z domu, zabierając płaszcz. Sen towarzyszył mi jeszcze dłuższą chwilę, dopiero gdy wszedłem do lasu i wyczułem spocone ciało stwora, którego nie dawno wygnaliśmy z osady, uczucie znużenia i klejące oczy zniknęły jak ręką odjął. Spojrzałem przed siebie, mogłem dokładnie określić, którędy się kierował, poprzez połamane gałęzie i głębokie ślady w ziemi. Postanowiłem przejść się kawałek i upewnić, że bestia zniknęła z tego regionu, a potem chciałem wrócić do siebie, ale nie pozwoliła mi na to jedna rzecz; na połamanej gałązce dzikich jagód zobaczyłem materiał, miałem dziwne przeczucie, że należał do granatowej koszulki Fafnira, który miał wrócić do siebie… znowu spojrzałem przed siebie, na połamane drzewka i krzewy. Biegli szybko, jednak miałem nadzieje, że w jakiś sposób dotrę do niego i mu pomogę, w końcu walka z taką bestią w pojedynkę jest ciężkim wyzwaniem.
(...)

Zobaczyłem dym, był oddalony ode mnie nie cały kilometr, więc korzystając z ostatnich sił, ruszyłem w tamtym kierunku, mając nadzieję, że nic złego się nie stało, chociaż czy dym może wskazywać na coś innego? Może to niedźiów się tylko palił? Miałem nadzieje. Pokonanie tak krótkiego dystansu trwało chyba wieku, a na miejscu zastałem martwą bestię, przebitą włócznią i ze spalonym futrem, oraz wielkie smoka. Przystanąłem i patrzyłem na stworzenie, przypominając sobie, że Fafnir także był Dragonem.
- Fafnir? - wypowiedziałem jego imię, ale nie zareagował, zamiast tego jego wielkie powieki opadły, a on nie wykonał już żadnego ruchu. Patrzyłem na piękną istotę, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałem. Byłem z jednej strony podekscytowany, a z drugiej kompletnie przerażony, chociaż te drugie uczucie było wywołane tym, że dowiedziałem się, skąd pochodził dym. Dom się palił, a teraz zostały z niego tylko drewniane szczątki, które się jeszcze tliły. Przełknąłem ślinę, obserwując całe te pobojowisko. Jeśli to było lokum chłopaka, nie miał gdzie spać przez najbliższe kilka tygodni, jeśli ma zamiar to naprawić.
Podszedłem do ciała bestii i jej się przyjrzałem. Była martwa, leżała na kałuży krwi, śmierdziała spalonym futrem, a broń wystawała z jej ciała, oblepiona krwią. Potem ruszyłem do szczątków domostwa, uważając na palące się jeszcze fragmenty drewna. Wszystko poszło z dymem, nie licząc jakichś pojedynczych metalowych elementów. Westchnąłem, trochę mu współczułem i byłem trochę na siebie zły, że nie zdążyłem, ale nie miałem wyrzutów sumienia, bo to nie była moja wina.  Po obejrzeniu zniszczeń, postanowiłem przyjrzeć się wielkiemu, skrzydlatego gadowi, który leżał nie przytomny i miał na sobie wyraźne rany. Dotknąłem łuski, była twarda jak stal, ale nawet delikatna. Chłopakowi wyrósł długi, cienki ogon, który prawdopodobnie dorównywał długością całemu tułowiu. Pozwoliłem sobie go dotknąć, następnie obejrzałem jego łeb. Miał ostre i wystające kły, który z łatwością przebiłyby ciało człowieka, razem ze spiczastymi uszami, doszły mu czarne rogi. Najciekawsze i według mnie najpiękniejsze były skrzydła, ponieważ wydawały się po części niewidzialne. Były przezroczyste i można było zobaczyć tylko lśniące krawędzi i żyły. Były one bardzo gładkie, a nawet o dziwo grube. Jednym zdaniem: złoty smok był piękny.
Postanowiłem poczekać, aż chłopak się wybudzi i zaoferować mu pomoc, dlatego usiadłem wygodnie pod drzewem i czekałem.

(...)

Kiedy opierałem się o drzewa i podrapałem się w szyję, poczułem zmianę. Moja paznokcie były o wiele dłuższe i ostrzejsze, przez co porobiłem sobie czerwone ślady. Długo im się przyglądałem, potem przejechałem językiem po zębach, które także wydały mi się ostrzejsze. Sądziłem, że to mi się tylko wydaje, przyłożyłem dłoń do szczęki, wydała mi się… twardsza. Czyżbym miał omamy? Wzruszyłem ramionami i ignorując te dziwne zjawiska, oparłem się o drzewo, wtedy poczułem dziwne guzki. Były chropowate, zmieniłem pozycje. Wtedy nogawka mi się podwinęła do góry i zobaczyłem łuski. To dało mi znak, że powoli przechodziłem przez kolejny etap.

(...)

Przysnąłem, obudziło mnie delikatne trzęsienie i głośny szelest, który potem zmienił się w łamanie desek. Otworzyłem oczy, zapominając przez chwilę, co tu robiłem, a kiedy zobaczyłem, że ogromne stworzenie się budzi, automatycznie się podniosłem na dwie nogi, gotów uciekać, ale nawet nie postąpiłem kroku, ponieważ wiedziałem, że to Fafnir. Powoli otwierał oczy i się podnosił z ziemi, z mojej perspektywy wyglądał jak góra, jego ciało przysłoniła słońce, a na mnie opadł jego cień. Machnął niezgrabnie ogonem, powalając drzewo obok siebie i uderzając nim o ziemie, gdzie wcześniej był jego dom. Wystraszony nowymi doświadczenia, odwrócił się w kierunku hałasu, machnąłem skrzydłami i zniszczył kolejne drzewo, a jego ogon świsnął mi nad głową.
- Fafnir! Trochę spokojniej! - krzyknąłem, mając nadzieje, że mnie usłyszy, ale tak się nie stało. Albo naprawdę byłem dla niego za cichy, albo to szok nową perspektywą tak omotał jego umysł. Zaczął się kręcić, a ja wymachiwałem rękami i do niego krzyczałem, dopiero gdy stanął naprzeciwko mnie, jego oczy zatrzymały się na mojej sylwetce. Smok się zatrzymał i zniżył do mnie łeb. Przez chwilę oboje milczeliśmy, a chłopak nagle wrócił do swojej ludzkiej postaci, w której wyglądał o wiele gorzej. Miał nie tylko rany, ale krew i porwane ubrania. - Kiepsko wyglądasz – skomentowałem. Albinos tylko uniósł na mnie słaby wzrok. - Chodź do mnie, ogarniesz się, a potem mi wytłumaczysz, co tu się stało – chłopak nic nie powiedział, tylko skinął raz głową i pozwolił mi się zabrać do domu.

(…)

Kazałem mu usiąść na krześle i zdjąć koszulkę. Wszystkie czynności wykonywał mozolnie, nie miał nawet sił, albo ochoty na kłócenie się ze mną, kiedy zacząłem mu czyścić rany. Trwało to długo, ponieważ krew zaschła i zdążyły zaropieć, dopiero po jakichś dwóch godzinach Fafnir wyglądał całkiem przyzwoicie.
- Czujesz się trochę lepiej? - zapytałem, odkładając brudny materiał na miski z ciepłą wodą.

Fafnir? Wracamy do pisania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz