Raven jak zwykle musiała delikatnie nadszarpnąć moje nerwy, szczególnie
że już ode mnie odchodziła. Zauważyłem, że ona ma tego typu etapy wobec
mnie. Najpierw miła, ale rzucająca sarkazmami, trochę gier słownych,
dokuczanie mi, poszargać nerwy i odejść. Czasem zastanawiałem się, czy
jej nie zagryźć tak dla własnej satysfakcji. Spojrzałem za nią, jak
odchodzi i zająłem się swoimi sprawami. Było jeszcze w miarę wcześnie,
więc postanowiłem posprzątać na podwórku i zająć się niektórymi sprawami
w domu.
***
Zawsze w jesienne
wieczory, gdy byłem w domu i było po zbiorach, czytałem książki, uczyłem
się lub oglądałem telewizję. Tutaj takich rarytasów nie miałem. No
prócz tych dwóch książek, które zamierzałem podarować Renardowi. Często
dość o nim myślałem, szczególnie że wiele mi pomógł w przeszłości i nie
ukrywam, ceniłem sobie jego pomoc. Ceniłem sobie pomoc każdego z osobna.
Każdego, kto zechciał mi pomóc i podał dłoń. To sprawiało, że mogliśmy
się poczuć tutaj normalnie.
To był jeden z tych wieczorów na wyspie, kiedy łapały mnie refleksje i przemyślenia. Wspomnienia i duchy przeszłości. Powroty do domu i do domowego ogniska rodzinnego. Tęskniłem za domem, rodziną, a szczególnie chyba za siostrą, mimo że była niedobrym gówniarzem. Powoli traciłem rachubę czasu na tym odludnym świecie. Już zapomniałem czy przybyłem tutaj w tym roku, może w tamtym... Może to było pięć lat temu. Każdy dzień był do siebie bardzo podobny. Myśli krążyły po mojej głowie jak odrzutowce, odbijając się jak piłeczki pingpongowe. Od tego wszystkiego zaczęła mnie boleć głowa. Złapałem się za nią, klękając na podłodze i mrucząc z bólu. Spuściłem głowę w dół, zamykając mocniej oczy i ściskając pięści. Nagle tykanie zegara było niczym tupiący buciorami olbrzym, ptaki za oknem były jak wyjące wilki do księżyca, strzelając drewno w ognisku, było jak wybuchy fajerwerków. Czułem, jak moja głowa tętni cała z bólu, jak każda żyła z mojego ciała, wychodzi przez skórę, pokazując swój rozmiar.
Z tego całego amoku
wyciągnęła mnie jedna rzecz. Rzecz, która była zdecydowanie silniejsza,
mocniejsza, przyjemniejsza. Usłyszałem beczenie owiec z obory.
Otworzyłem szeroko oczy, opierając się rękami o podłogę i oddychając
ciężko i głęboko. Owce nie przedstawiały wydawać swojej cichej, ale
głośnej symfonii. Wstałem, gdyż musiałem zobaczyć, co tam się dzieje.
Wybiegłem z domu, patrząc na oborę. Owce trwały w swojej symfonii,
płacząc na zmianę, niczym syrena alarmowa.
Podszedłem, otwierając
drzwi i zauważyłem, że obie stoją tuż pod wejściem. Po zobaczeniu mnie,
od razu przestały krzyczeć i spojrzały na mnie rozżalone. Rozejrzałem
się powoli po oborze, przeczesując każdy centymetr budynku. Wiedziałem
już, co było nie tak. Brakowało mojego jagnięcia. Rozwścieczony ryknąłem
swoim wilkołaczym głosem, aż same moje zwierzaki się odsunęły. Wpadłem
na zewnątrz, przemieniając się w wilkołaka. Zawyłem głośno w stronę
księżyca, ze złości, bólu, smutku i żalu. Wszystko się we mnie gotowało.
Zacząłem biec w jedną ze stron. Sam nie wiem dlaczego, skoro nawet nie
było czuć żadnego zapachu. Wybiegłem do lasu z nadzieją, że dopadnę
jakieś zwierzę i rozszarpie go. Tak dla zasady i dla zaspokojenia swoich
nerwów.
Po kilku minutach
zatrzymałem się w środku ciemnego lasu, jakbym zaciągnął hamulec ręczny.
Kłęby kurzu i piachu uniosły się do góry, by po chwili wszystko zaczęło
powoli opadać. Pokręciłem głową na prawo i lewo dość nerwowo, jakby
chcąc się oprzytomnić. Musiałem skojarzyć fakty i je połączyć. Ruszyłem
powoli w stronę mojej farmy, zastanawiając się, kto ostatnio gościł u
mnie na farmie. Bobby, Aven, Raven... Raven.. Raven! Oczywiście!
Przecież jagnię jest ulubieńcem wampirzycy. Zawsze to powtarzała i było
to dobrze widoczne. Po skojarzeniu tych faktów pobiegłem do domu,
rozmyślając nad planem idealnym. Rozszarpać, zagryźć, może udusić?
Rozczłonkować, urwać głowę czy może powiesić? Tyle pomysłów a tylko
jedna dziewczyna...
Chyba wiedziałem, jak
czuli się ludzie w średniowieczu, gdy chcieli komuś wymierzyć karę. Z tą
różnicą, że oni mieli wystarczająco dużo ludzi na wykorzystywanie
swoich pomysłów.
***
Następnego dnia z
samego rana, oczywiście po śniadaniu i krótkim prysznicu, ubrałem się w
czyste ciuchy, wypachniłem się i wziąłem bukiet kwiatów. Po godzinie
przygotowań ruszyłem w stronę domostwa Raven. Doszedłem do niej jakoś po
godzinie, może półtorej, ominąłem wszelkie możliwe pułapki, które
dziewczyna miała pod domem. Nie ukrywam, niektóre były bardzo
przemyślane i schowane, jednakże nie stanowiły dla mnie większego
problemu.
Po chwili zapukałem do drzwi, czekając, aż dziewczyna mi otworzy. Trochę jej to zajęło, ale w końcu mi otworzyła.
- Dzień dobry Raven... Co słychać? - Zapytałem z delikatnym uśmiechem. - Wilczku...? Ty tutaj? - Zapytała zdziwiona.
- A chciałem się odwdzięczyć za pyszny obiad, pomoc przy oknie i inne drobnostki... A to dla Ciebie. - Podałem dziewczynie bukiet kwiatów, które nazbierałem wcześniej.
Raven odebrało mowę, bo raczej nie tego się spodziewała. Chwyciła delikatnie bukiet i starała się zachować pozory kobiety, której to nie rusza. Widziałem też jednak w jej oku, że chyba myśli, że ja o niczym nie wiem.
- Wybacz, ale nie zaproszę cię do środka. Mam bałagan, a nawet nie mam cię czym poczęstować. - Powiedziała dość spokojnie, choć może z nutką nerwów?
- Oh to nic nie szkodzi... ~ wiem, że powód jest inny ~ pomyślałem. - Cóż, w takim razie będę uciekał...
- Do zobaczenia kundelku — Powiedziała szybko wampirzyca, próbując zamknąć drzwi.
Zblokowałem jednak je nogą i odezwałem się jeszcze.
- Rav... Jakbyś była tak miła... I oddała mi moje jagnię... - Powiedziałem ze stoickim spokojem, powoli podnosząc wzrok, że swojego buta, na nią samą.
Raven? Oddawaj jagnię…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz