3 września 2019

Od Pana Stasia CD Raven

Odprowadzałem Raven wzrokiem, aż zniknęła mi gdzieś na horyzoncie. Patrzyłem jeszcze przez chwilę w jej kierunku, kiedy poczułem nagły przypływ energii. Czułem wewnętrznie, chęć naprawiania, budowania, ogółem zrobienia czegokolwiek. Zdziwił mnie taki nagły zastrzyk energii. Zupełnie jakby ktoś do mnie podszedł i wbił w tyłek strzykawkę z płynną energią.
Odwróciłem się w stronę swojego domku, ruszając do jednej ze skrytek, w której trzymałem narzędzia. Nie była to dobra pora roku na jakiekolwiek remonty czy też przebudówki, jednakże sytuacja tego wymagała.

Przetargałem wszelkie możliwe narzędzia pod okno, biorąc też jednocześnie miotłę i ścierkę. Ubrałem swoje grube, farmerskie rękawice i delikatnie oczyściłem miejsce z jakiegokolwiek szkła. Musiałem to zrobić ostrożnie i z jak największą precyzją, gdyż każdy odłamek szkła, mógł spowodować utratę komfortu pracy, podczas wstawiania nowego okna. Po upewnieniu się, że szkła już nie ma, wziąłem przygotowany wcześniej młotek, aby wybić drewnianą ramę okna. Delikatne opukanie ramy, w czterech kątach, aby delikatnie się wysunęła. Widziałem, że w niektórych miejscach, klej po prostu nie puszcza, wymagało to więc nieco ostrzejszej interwencji. Całe szczęście, że cała rama była połamana, przez co konstrukcja była delikatniejsza. Przyłożyłem nóż do miejsc, w których był klej, jednocześnie młotkiem próbując wcisnąć go głębiej. Kilka sprawniejszych ruchów, rozkołysanych ruchów, napocenia się i klej zaczął powoli puszczać. Znów chwyciłem młotek, stukając nim, tym razem tylko w dwa miejsca na ramie. Tym razem wyskoczyła bez problemu. Zadowolony wyciągnąłem ją i złożyłem w całość. Musiałem ją dokładnie wymierzyć i zrobić tej samej wielkości kopie.
Poszedłem do małej szopy, znajdującej się tuż przy domku, aby wyciągnąć z niej dwie deski. Nie pamiętam, z czego one mi zostały, ale nie miało to teraz znaczenia. Pasowały idealnie, gdyż były wystarczająco duże, ale i cienkie, by zrobić z nich ramę okienną na szybę. Poszedłem do domku po starą, zniszczoną ramę, by dobrze wszystko wymierzyć i przygotować. Nie ukrywam, że do tych robótek, to by się Bobby teraz przydała. Nie znałem się na tym, a okno musiało być jednocześnie szczelne, by nie przepuszczać zimna podczas zimy. Jednocześnie musiało być sztywne i mocne, by podczas wichur najzwyczajniej nie wyleciało. Bobby pewnie jednak była zajęta, więc nie mogłem na nią czekać.
Pozostawała jeszcze jedna niewiadoma. Jak grube szkło, posiada Raven w swoim zanadrzu. Jeśli szyba okazałaby się grubsza, niż rama, którą właśnie próbuję zmontować, to nie będzie pasowała. W takim razie musiałem się zatrzymać na etapie projektowania i przygotowania materiałów. Na wszelki wypadek, postanowiłem je zabrać do środka, aby drewno nie namokło. Teraz trzeba było czekać na dziewczynę z najpotrzebniejszym materiałem.

Nie wiedziałem, ile jej zejdzie na powrocie, więc musiałem na czymś innym wykorzystać swój czas. Prawda była taka, że pracy to tu było od groma. Szczególnie po poprzedzającej nocy.
Pierwszą ofiarą mojej nadgorliwości, było pozamiatanie w kuchni i salonie. Zamiatając, uświadomiłem sobie, że w sumie w swojej chatce bardzo rzadko wykonuje tą czynność. Unoszące się kłęby kurzu, tylko to potwierdzały. Ciężko jednak było zajmować się i domem, gdy miało się na głowie całą rolę i zwierzaki. Zdecydowanie brakowało mi rąk do pracy, szczególnie w te cieplejsze miesiące, gdzie sama praca na polu zajmowała mi praktycznie cały dzień. Z drugiej strony, sam sobie dokładałem pracy, rozmawiając z każdą roślinką i dbając o nią. Ktoś mógłby powiedzieć, że przesadzam. Może i tak, jednakże roślinki uważają inaczej, dając mnie większą ilością swoich plonów.
Po pozamiataniu obu pomieszczeń pasowałoby nieco zrobić porządek w kuchni. Stając w progu, złapał mnie delikatny przebłysk świadomości. Jakbym wrócił do wydarzeń z nocy. Cały czas jednak miałem wrażenie, że całe wydarzenie miało miejsce w salonie, a nie w kuchni. Mimo to czułem się dość niezręcznie i nieswój. Mruknąwszy cicho, samemu do siebie zabrałem się za nieszczęsną kuchnię.

Minęła może godzina, a może ze dwie. Usłyszałem, że ktoś spaceruje wokół mojej chatki. Chcąc nie chcąc wyczułem, że to właśnie Raven. Nie wychodziłem jednak do niej, ze względu, że przenosiłem fotel. Dobrze wiedziałem zresztą, że sama wlezie do środka, jak będzie miała na to ochotę. Nie myliłem się.

- Ty… Kundelek do nogi poszkodowanej istoty! Wcale mi nie zależy na tym przeklętym szkle tak bardzo, jak powinno interesować ciebie. - mruknęła, obchodząc dom dookoła. Jak mogła się spodziewać tego, mężczyzna sprzątał w najlepsze swój domek.
- Raven? Wróciłaś tak szybko, niż mogłem to sobie…
- Daruj sobie słodkie słówka, może jeszcze chcesz lizu lizu, huh? Rusz tyłek i zabieraj bagaż z moich pleców. Teraz. - odparła tonem niewznoszącym sprzeciwu, jednak z subtelnym uśmiechem na twarzy. - Tak na poważnie… Jesteś pewnie głodny i muszę zabrać się za przyrządzanie mięsa. Świeżego. Nie tego badziewia w Twojej lodówce, którego jako wilkołak zjeść nie chciałeś.
- Nie chciałem? Skąd ta pewność? Bo rzuciłem się na Ciebie zamiast na mięso w lodówce? - Prychnąłem cicho. - Byłaś cieplejsza. Cieplejsze zawsze jest lepsze.

Dziewczynę to z drażniło, jednakże wiedziała że nie może się denerwować, przynajmniej przy mnie. Wziąłem od niej pakunek w postaci szyby, rozpakowując go i zaprosiłem ją gestem ręki do kuchni.
- Kuchnia jest twoja, masterchefie. Tylko bałaganu nie narób.
- Byś się jeszcze zdziwił wilczku...

Uniosłem delikatnie brew, odprowadzając ją do kuchni. Gdy tylko zniknęła za framugą, ruszyłem przymierzyć szkło do ramy, którą sobie przygotowałem. Okazało się, że szyba jest grubsza, niż się spodziewałem, więc dobrze że nie zaczynałem jej zbijać. Zrobiłem poprawki, wymierzyłem sobie wszystko jeszcze raz i mogłem zacząć zbijać ramę. Przynajmniej z jednej strony, póki co. Pojawiło się jeszcze jedno pytanie, nad którym musiałem się poważnie zastanowić. Do szyby potrzebowałem czegoś, w postaci uszczelki, która nie dość że by trzymała szybę to jeszcze uszczelniała przed zimnem. Na wszelkiego rodzaju gumy czy opony raczej nie miałem co tutaj liczyć. Po chwili zastanowienia wpadłem jednak na jeden pomysł. Dość ryzykowny, jednakże taki który może zadziałać.
Chwyciłem małe nożyczki i ruszyłem w stronę obory. Powoli wszedłem do środka, rozglądając się za moim materiałem. Mój materiał sobie spokojnie spoczywał w rogu, tuląc się do drugiego materiału. Podszedłem do owieczek, głaskając je delikatnie po głowie i karku.
- Wiem, że zima idzie, ale wezmę tylko trochę. - Powiedziałem spokojnie i mogłem zacząć delikatnie strzyc owieczki. Musiałem uważać, by nie przesadzić. Na zimę musiały mieć grubą wełnę, chroniącą je przed zimnem. Ściętą wełnę odkładałem do małego pudełeczka. Wypełnienie go całego oznaczało, że mam wystarczającą ilość do uszczelnienia ramy.
Po paru minutach pudełeczko się wypełniło, więc mogłem ruszyć, działać dalej. Oczywiście głaskając owieczki w ramach podziękowania.
Ostrożnie i powoli, podzieliłem wełnę na małe kłębki, którymi miałem wypełnić przestrzeń między szkłem a drewnianą ramą. Używając wosku z dodatkiem kleju, wysmarowałem ramę wewnątrz i napchałem tam wełny. W to wsunąłem przygotowaną szklaną płytkę i po upewnieniu się, że siedzi dość mocno, przyłożyłem drugą połowę ramy, która była wcześniej przygotowana.
Ramy trzeba było jeszcze przybić do siebie, co było mniejszym problemem. Użyłem po trzy gwoździe na każdy bok, sprawdzając, czy nie naruszają łączeń czy szkła. Gotowe okno zaniosłem ostrożnie do domku.

Podszedłem z oknem do dziury w ścianie i znów pojawiało się pytanie. Jak je dobrze umocować, by było trwałe i solidne. Pianki montażowej na wyspie raczej nie znajdę, taśmy zbytnio też nie za dużo. Zacząłem się solidnie nad tym zastanawiać, aż Raven na mnie spojrzała i podeszła.
- Nad czym tak myślisz wilczku? Rzadkie to u ciebie zjawisko chyba..
- Nad czymś, czego nie pojmiesz...
- Jesteś pewny? Powiedz, może ci doradzę.
- Tak? W takim razie możesz mi powiedzieć jak to okno tu wmontować?
Dziewczynę zamurowało. Widać też zaczęła się zastanawiać nad tym. Przypuszczam, że też nigdy nie miała tego problemu. Po chwili namysłu jednak się odezwała.
- Dasz sobie radę futrzaku. Co to dla ciebie. - Powiedziała na odchodne, gotując coś dalej w kuchni.

Zapach z potrawy, którą Raven przyrządzała, roznosił się po całym domku. Nie ukrywam, że woń mięsa, działała na mnie dość orzeźwiająco i motywująco.... Do zjedzenia go. Wcale mi to nie pomagało w montażu okna, a wręcz lekko rozkojarzyło. Przez chwilę nawet zacząłem się zastanawiać czy nie robi tego specjalnie.
Pokręciłem głową, odganiając złe myśli i wpadłem na pewien pomysł. Oparłem okno o ścianę i poszedłem poszukać folii, którą kiedyś znalazłem w jednym z wraków.
W szopie było wiele różnego rodzaju gratów. Jakieś poniszczone narzędzia, stare materiały, deski, gwoździe. Zawsze sobie obiecywałem, że w końcu zrobię tu porządek. Dalej nie zrobiłem.
Po paru minutach poszukiwania znalazłem zagubioną folię. Stwierdziłem, że skoro okno wchodzi prawie że na styk, to gdy doda się do tego folie, raz z kilkoma kołkami i jakoś ładnie się to zabezpieczy, to powinno wyglądać ładnie. Przy okazji chwyciłem woreczek gwoździ, osiem małych listewek i małe kliny, których kiedyś używałem.
Wyłożyłem miejsce, w którym ma się znajdować okno, folią, mocując ją na kleju i przybijając gwoździami. Następnie na kleju umocowałem osiem klinów, które miały to okno trzymać jeszcze trwalej. Uznałem, że sam klej wystarczy, szczególnie że do tego miały dojść jeszcze listwy. Z listwami był większy problem, gdyż trzeba było je póki co zamontować z jednej strony. Wymierzyłem dokładnie co i gdzie powinno być, by następnie wmontować je do ściany. Użyłem po dwóch gwoździ na jedną listewkę, plus do tego po jednym gwoździu w miejscach klinów. To wszystko miało sprawić, że nawet trąba powietrzna, tego okna by nie wyrwała. W tym momencie trzeba było wstawić okno, w czym musiała mi pomóc wampirzyca.
- Raven.. Chodź, pomożesz mi. Ja docisnę to okno z drugiej strony, a Ty patrz czy tu nic nie leci. Nie powinno no ale przezorny zawsze ubezpieczony.
- Dobrze, na pewno będę krzyczała, że leci... - Powiedziała złośliwie.

Chwyciłem okno, wychodząc z nim na zewnątrz i okrążając domek. Teraz trzeba było je wsadzić w kliny. Wiedziałem, że to będzie najtrudniejsze zadanie, ale nie miało prawa, by się nie udać. Z wielkim wysiłkiem, nerwami i potem wstawiłem okno idealnie w kliny. Opukałem je delikatnie i poszarpałem lekko. Wydawało się solidne. Upewniając się jeszcze, że okno stoi równo i jest pewne, przyłożyłem listewki, przybijając je do ścian, okna i w miejsca, gdzie były kliny. Odsunąłem się na dwa kroki, by podziwiać swoją pracę. Zadowolony oparłem ręce na biodrach.

Stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie, jeszcze to lekko przy cementować w narożnikach albo dobić po jednej listewce na rogach. Doda to swoistego uroku dla okna. Zmęczony pracą ruszyłem do domu, w którym na stole już czekał gotowy obiad. Nie ukrywam, że Raven postarała się przy przygotowaniu go.
- Bardzo ładnie to wygląda. Co to jest? - Zapytałem ciekawy.
- Smażone mięso w cebuli i przyprawami. Krwiste i soczyste.. Takie jak kundle lubią najbardziej. - Raven się zaśmiała. - No już, zajadaj.
- Mhm... Ja bym na Twoim miejscu uważał z tymi sarkazmami, wiesz?

Usiadłem przy stole, aby spróbować tego smakołyku, który dla mnie zrobiła. Zapach był powalający, a smak? No właśnie pora sprawdzić. Ugryzłem kęs mięsa, które zaczęło się rozpływać w moich ustach. Nie ukrywam, że co jak co Raven znała się dobrze na gotowaniu. Momentalnie zjadłem pół przygotowanego mięsa.
- I jak wilczku? - Zapytała.
- No, muszę przyznać, że wiesz co dobre.

Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz