30 października 2018

Od Cyklamen CD Ancymon'a

Od wielu lat adrenalina popychała ją naprzód. Można by powiedzieć, że w nieznane, ale byłoby to kłamstwem. Osoby odwiedzające nowe miejsca czują adrenalinę właśnie przez nieznajomość, przez możliwość zbłądzenia, która z kolei przemienia się w obawę, a obawa kreuje abstrakcyjne uczucie strachu przed tym, co jeszcze nie nadeszło. Yana z kolei lękała się tego, co już znała. Zaś adrenalina stała się dla niej jedynym bodźcem do kontynuowania dziwnego życia, w którym wszystko znajome zdawało jej się obce. Nie można więc stwierdzić, że adrenalina popychała w nieznane kogoś, dla kogo podział rzeczywistości na znajomą i nieznajomą przestał istnieć. Z różnych przyczyn Yana nie potrafiła dłużej odbierać świata zerojedynkowo. Owszem, to prawda, że nikt nie powinien budować swojego światopoglądu na systemie twierdzeń i przeczeń, bo życie bez hipotez jest przecież życiem smutnym, pozbawionym głębi przemyśleń.
Z tym, że Cyklamen utkwiła w wirze hipotez, a jakiekolwiek twierdzenia czy przeczenia prowadziły ją do kolejnych hipotez. Stało się to w chwili, gdy po raz pierwszy zakwestionowała prawdziwość własnych wspomnień. Następnie poddała rozważaniom otaczającą ją rzeczywistość. A później było już tylko gorzej.
Tak czy inaczej, powyższe wyjaśnienia mogą się zdać dla kogoś o czystym (lub przynajmniej nie aż tak bardzo niestabilnym) umyśle zupełnie niezrozumiałe, zagmatwane, wysoce nielogiczne. I dokładnie takie wnioski potrzebne były w tamtym momencie – w momencie najmniej odpowiednim dla Yany do zaśnięcia, kiedy obok niej znajdował się ktoś zupełnie obcy, a ogień z łatwością mógł przenieść się z podmuchem wiatru na jej cienkie skrzydełka. Naturalnie, winne odpływowi adrenaliny z drobnego ciałka było wycieńczenie, lecz bardzo prawdopodobnym jest to, iż gdyby nie dostrzegła ogniska, wówczas owej adrenaliny starczyłoby na kolejnych parę godzin życia. Dlaczego więc pozwoliła okowom snu opaść na swój umysł tak prędko? Świetne pytanie, które pozostanie retorycznym, ponieważ ona sama nie umiałaby na nie odpowiedzieć.
Głos obcego dotarł do jej uszu, lecz nie na tyle gwałtownie, by od razu ją zbudzić ze snu, w który ledwo co zapadła. Odruchowo poruszyła ciężkimi powiekami, jednak te nie chciały pozwolić mózgowi na przerwanie długo odwlekanego odpoczynku. Leżąc tak z twarzą zwróconą ku płomieniom, mrugając nieprzytomnie, dziewczyna widziała przed sobą jedynie konkretną barwę – pomarańcz. Pomarańczowy ogień i jego ciepło rozlewały się w jej polu widzenia, tworząc oniryczną wizję jasnego pokoju o podobnym kolorze. Płomienie tańczyły, łamane przez mroźny wiatr, a w ich zgięciach Yana potrafiła dostrzec sufit, który również był pomarańczowy. I chociaż nie poruszała oczami, dynamiczny ogień sam czarował calutką iluzję. Więc wydawało jej się, że leży na łóżku, ponieważ bliskość ognia wymazała granicę między śnieżnym puchem a mięciutką pościelą. Leży na plecach i patrzy na rozświetlony przez wakacyjne słońce sufit. I wtedy ktoś mówi do niej. To może być tylko jedna osoba.
Nie do końca przebudzona, Yana odwróciła głowę, lub raczej potoczyła nią po śniegu, pozwalając drugiemu policzkowi oklapnąć na zimny śnieg, którego z tamtej strony nic nie ogrzewało ani nie rozświetlało. Naraz przytulny pokój stał się ciemną, zimową klitką, w której dziewczynka kuliła się niegdyś z zimna, gdy brat nie wracał miesiącami. Teraz jednak usłyszała głos dobiegający z głębi ciemnego domostwa, a cała marność zdała się zniknąć wraz z napływem nadziei.
- Ty nie chadzaj w zimę, ja w lato tu była, a mnie tu w zimę chłodno… - wymamrotała, zaciągając na rosyjski, i podniosła się chwiejnie ze śniegu, przypominając nieco Wańkę-wstańkę ze względu na niewielkie rozmiary. – Gdzie ty był? – zapytała zaspanym głosikiem, zanim jeszcze dotarło do niej, że właśnie przygląda jej się ktoś zupełnie obcy, a do tego centaur, czyli hybryda, jakiej jeszcze na oczy nie widziała.
Centaur chyba również nie widział niczego podobnego, a przynajmniej tak można by wywnioskować po jego wymownym spojrzeniu oraz milczeniu, które skłoniło wróżkę do dokładniejszego zbadania rozmówcy. Nadal nieco zaspana, poczęła przecierać oczy piąstkami i, wciąż przebywając w mniejszej formie, wzleciała na wysokość wzroku hybrydy.
- Co ty tak ci… - zaczęła pytanie, ale urwała je, gdy zsunęła dłonie z powiek.
Cała okolica rozbrzmiała piskliwym, wróżkowym wrzaskiem, zagłuszonym jednak w znacznym stopniu przez szumiący wicher. Yana poczuła bolesny skurcz w klatce piersiowej, a zanim zapanowała nad swoimi ruchami, instynktownie zapragnęła odsunąć się od nieznanej osoby – co w połączeniu z porywami wiatru zapewniło jej powietrzną karuzelę. Zawirowała z krzykiem, wykonując kilka fikołków i zderzając się z pobliską skałą, po której osunęła się z jękiem.
- Łojej… - zamarudziła, gdy świat przekręcał się w jej oczach o kolejnych trzysta sześćdziesiąt stopni.
Minęła dobra minuta – minuta dodatkowo przedłużająca się przez ciszę, która z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej niezręczna. Wróżka próbowała pozbierać się z zaspy, w jakiej utkwiła, gdy jej ciałko opadło bezwładnie. Niezbyt sobie z tym radziła, bowiem kiedy tylko myślała, że już znalazła jakiś punkt oparcia, zapadała się w śnieżnym puchu jeszcze głębiej. Jęknęła niemal płaczliwie, zupełnie zapominając o tym, iż mogłaby przecież przemienić się w formę ludzką, bardziej poręczną. Trzeźwość umysłu przywrócił jej dopiero widok czyjejś sylwetki, która właśnie się nad nią pochylała, a była przy tym zbyt ogromna jak na kogoś, kto mimo wszystko przypominał człowieka. Odmieniła się więc szybciutko niezdarna Yana i, mimowolnie drżąc z zimna, naciągnęła ponownie płachtę służącą jej jako płaszcz na plecy. Spojrzała wielkimi oczami na nieznajomego, garbiąc się przez ból zziębniętych kości.
- A gdzie… A gdzie brat? – zapytała nieco niewyraźnie, jakby nie była pewna, czy słowa, które właśnie wypowiada są tymi, które chce powiedzieć. Zanim jednak mężczyzna zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, jej wygięte w smutną podkówkę kąciki ust nagle uniosły się, a dziewczyna kontynuowała: - Jesteś centaurem, pan jest centaur! Ja nigdy nie widziała centaura! Chciała ja kiedyś konia mieć i ogród duży, ale brat zabraniał. On mówił, że konie niebezpieczne są. Czy do ciebie też nie wolno podchodzić z tyłu? – trajkotała jak najęta, wciąż zaciągając na rosyjski, ale przynajmniej widać było na jej buzi ekscytację nowo poznaną osobą.

Ancymon?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz