Wysłuchiwałem tych wszystkich okropnych rzeczy, które swobodnie wypływały z ust Galii i poczułem gniew. Nie taki jak ona, chociaż jakbyśmy mieli się kłócić kto jest tutaj bardziej wkurzony, zdecydowanie wygrałaby żniwiarka. Byłem wściekły na to, jak ona widzi zaistniałą sytuację, jak bardzo jest na wszystko zła i jaka to wielka katastrofa. Oczywiście wiem, że dla niej to podwójny koszmar. Ja mógłbym sobie po prostu zniknąć z jej życia, a ona nie miałaby wyjścia. Jednakże nie mam zamiaru uciekać, ani podkulać ogona przed obecną sytuacją. Doprowadziliśmy do tego oboje, więc teraz oboje musimy ponieść tego konsekwencje, a raczej zmierzyć się z nimi. Nie będzie to łatwe, ale to przecież nie koniec świata. Dla mnie najważniejsze było to, że Galia wyszła cało z tamtego wypadku, a to że nosi w sobie dwa nowe życia mógłbym odłożyć na drugi plan. Zresztą i tak dobrze, że i one są bezpieczne. Obawiałem się tylko, że osadniczkę to przewyższy wnioskując po jej obecnym zachowaniu. Dotąd byłem w stanie tylko wysłuchiwać co złego ma do powiedzenia i wgapiałem się w zaskakująco interesujące panele podłogowe, ale musiałem to przerwać. Zmarszczyłem brwi w irytacji i szybkim ruchem łapiąc Galię za nadgarstki, zmusiłem ją do wstania i spojrzenia mi w oczy. Lekko zacisnęła zęby, gdyż widocznie mój mocny uścisk nie był dla niej komfortowy.
- Przestań w kółko o tym samym! - warknąłem nie luzując uścisku - Wiem, tak nie miało się stać, nikt z nas nie miał tego w planach i nikt się tego nie spodziewał, ale skoro już się to zdarzyło, to nie pora na użalanie się nad sobą. To nie byle jaka sprawa, mówimy tutaj o dwóch nowych życiach, które chcesz od tak sobie zlikwidować. Co jak co, ale ja ci na to nie pozwolę - poluzowałem nieco pięści, gdy zauważyłem jak jej wyraz twarzy łagodnieje - Nie jesteś taka. Ja znam tylko Galię, która walczy do końca i broni swoich, a nie się poddaje i szuka ucieczki. Pomyśl o tym... Niech to nie będzie dla ciebie kara.
Ciemnowłosa powoli wydostała się z moich ramion i ponownie usiadła na fotelu chowając twarz w dłoniach. Nie płakała, jakby śmiała. Widocznie była wszystkim zmęczona, a moja obecność tutaj wcale nie szła jej na rękę, ale muszę jej przemówić do rozsądku. Nie pozwolę jej działać pochopnie, na pewno nie jeżeli chodzi tutaj o nasze wspólne dzieci. Westchnąłem i ukucnąłem przed osadniczką zabierając jej małe dłonie z twarzy. Dziewczyna zmartwiona splotła nasze palce razem i bez wyrazu wgapiała się w różnice naszych dłoni.
- Pamiętaj, że... Będę przy tobie. Oboje zawaliliśmy więc oboje musimy się z tym zmierzyć - dodałem cicho.
Wychodziło na to, że moje słowa powolutku do niej docierają, a gdy otworzyła usta miałem nadzieję, że zgodzi się ze mną i sprawa będzie rozwiązana. Niestety gdy wyrwała swoją dłoń i gwałtownie podniosła się z fotela, straciłem na to nadzieje.
- Bzdura - parsknęła kręcąc głową i chodząc po pokoju jakby nie mogąc się uspokoić - Czy ty siebie słyszysz? Wyobrażasz sobie naszą rodzinkę jak jedną z tych przesłodzonych filmów? Co, może jeszcze kupimy sobie pieska? - rozłożyła ręce z każdym słowem coraz bardziej podnosząc głos.
Zmarszczyłem brwi i głośno tupiąc udałem się bez słowa do wyjścia. Nie miałem zamiaru rozmawiać z nią w ten sposób. Jeżeli nie chce mnie wysłuchać i działać racjonalnie, to nie. Niech zrobi sobie z dzieciakami co chce, a gdy poprosi mnie o pomoc niech nie liczy, że jej udzielę. Zacisnąłem palce na klamce wyczekując jakiejkolwiek odpowiedz ze strony dziewczyny. Miałem skrytą nadzieję, że jeszcze zmieni zdanie. Niestety nie, stała tam w salonie cała się gotując ze złości i nie miała zamiaru nawet mnie zatrzymywać. Zaśmiałem się histerycznie i otworzywszy drzwi, wyszedłem na zewnątrz następnie głośno nimi trzaskając. Musiałem w jakiś sposób dać upust swoim emocjom, których na obecną chwilę nazbierało się we mnie za dużo. Zdecydowanie za dużo jak na jeden wieczór. Pobiegłem w stronę lasu czując w żyłach gotującą się krew, a skóra swędziała domagając się przemiany. Pod tą postacią znacznie więcej będę w stanie zniszczyć. Pozwoliłem więc sierści okryć całe moje ciało, a ja sam zaszyłem się w opuszczonym lesie szukając ofiary, byle silnej i wielkiej.
Galia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz