Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie wywozi mnie dziewczyna. Mogłam tylko
kurczowo złapać się jej kurtki i pilnować, by mój tyłek nie doczekał
się brutalnego spotkania z gruntem.
Wiedziałam, że mam przechlapane – nie tylko ja, ale także strażnik,
który mnie wypuścił. Całe szczęście, powiedziałam Galii jedynie pół
prawdy. Byłam pewna, że nie domyślała się, czego tak naprawdę szukałam
na statku. Tymczasem słoiczek z krwią zmodyfikowanego bezpiecznie
spoczywał w mojej torbie. Już niedługo dowiem się, co zawiera i co mogę z
tym zrobić.
Kiedy już w miarę przyzwyczaiłam się do tempa jazdy, ostrożnie wyjrzałam
zza ramienia Strażniczki. Pędziłyśmy pustą równiną w stronę wioski, ale
droga prowadziła przez Opuszczony Las – ciemne kształty kłębiły się na
horyzoncie, nie zwiastując niczego dobrego. Po kręgosłupie przebiegł mi
nagły dreszcz. Mimo iż wcześniej przebyłam go bez problemu, teraz miałam
wrażenie, że coś jest nie tak.
- Nie możemy jechać na około?! – krzyknęłam, starając się, by wiatr mnie nie zagłuszył.
- Nie, jeśli chcemy zdążyć przed wieczorem. – usłyszałam w odpowiedzi.
No trudno, uspokoiłam się. To tylko niepokój po walce z mutantem. W
rzeczywistości nie ma realnego zagrożenia.
Jak bardzo się myliłam.
Byłyśmy w połowie drogi przez las, gdy to się stało – koń nagle oszalał.
Stanął dęba, zrzucając nas obie na ziemię i pogalopował przed siebie.
- Dorian! – nawoływała Galia, która bez trudu podniosła się po upadku. – Dorian?!
Leżałam w miękkim mchu, nie chcąc wstawać. Czułam, że poobijałam sobie chyba cały kręgosłup.
- Harry. – dziewczyna ostro wymówiła moje imię. – Chodź. Musimy iść.
Stęknęłam cicho. Cóż, z Galią lepiej nie zadzierać. No i, bardzo nie chciałam tu nocować.
Podparłam się rękami, powoli podnosząc się do siadu. W tym samym
momencie coś z prędkością światła przeleciało mi przed nosem.
Krzyknęłam. W pień drzewa, jakiś metr dalej, wbita była strzała.
Galia spojrzała na mnie. Ona też się niepokoiła.
Podeszła bliżej i chwyciła mnie za ramię.
- Nie ma czasu. – powiedziała. – Chodź szybko.
- Wybieracie się gdzieś?
Zatrzymałyśmy się w pół kroku. Głos, który nas zatrzymał, należał
niewątpliwie do mężczyzny. Odwróciłam się, by ujrzeć jego twarz. Galia
również to zrobiła.
- Finlay. – wysyczała przez zaciśnięte zęby. Miano to nic mi nie mówiło, ale dla dziewczyny musiało coś znaczyć. – Polujesz?
- Tak się składa. – uśmiechnął się czarująco niebezpiecznie nieznajomy,
podchodząc nieco bliżej. – Widzę, że trafiła mi się całkiem niezła
zwierzyna.
Galia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz