16 października 2018

Od Galii CD Harry

– Ty to masz szczęście – odparłam, otrzepując wiotkie i rozstrzęsione ciało dziewczyny z kurzu, który na niej osiadł. – co powiedział? – spytałam beznamiętnie.

– Nic dobrego – powiedziała cicho, chwilę później powtarzając to po raz drugi, tylko silniej.

Wzruszyłam ramionami, w moim życiu ostatnio było tyle niedobrych wydarzeń, że jedno w tę czy w tę niewiele zmieni, a tylko doda mojemu życiu atrakcji, której to tak bardzo mi ostatnimi czasy brakowało.
Postanowiłam zająć się sprzątaniem zwisających z drewnianych bel i mocowań, ścięgien i jelit zwierzęcia, które przypadkiem się tam znalazły, a na pewno nie powinny pozostać. Z niemą odrazą sprzątałam wyciągnięte z niego wnętrzności i porozczłonkowane kończyny, przypadkowo nadeptując powoli wypływające oko, które znaczyło czarnym śladem wydobywającym się z oczodołu, panele, które tak skrupulatnie swego czasu czyściłam. Kątem oka widziałam jak Harry bacznie mi się przyglądała, najwyraźniej dochodząc do siebie, a gdy już skończyłam sprzątanie, czarny wór znalazł się za małym oknem wychodzącym na bezkresne morze. Nie obyło się bez chrupotu łamanych kości, gdy próbowałam przecisnąć zwłoki przez małą okiennicę. Odwróciłam się do dziewczyny, gestwm pokazując, aby udała się za mną, co zresztą uczyniła. Zamknęłam za nią drewnianą powłokę, gdy wyszła z pomieszczenia, w którym odbyła się mała walka, po chwili kierując ją do mojego pseudobiura, gdzie swego czasu urzędowałam, bo tylko tutaj panowała cisza i spokój.

– Tak więc co tu robisz? – spytałam, gdy zajęliśmy miejsce. Dziewczyna rozglądała się po ścianach ozdobionych różnymi upiornymi rzeczami zamkniętymi w słojach z wodą, ale ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, było tłumaczenie się jej, bo tego nigdy nie robię. – Bądź co bądź, dalej jestem strażniczką, na twoją niekorzyść – mruknęłam, obdarowując ją zimnym spojrzeniem.

– Wyszłam po strokrotki – zaczęła się tłumaczyć, ale jej przerwałam.

– W takim razie strażnik, który cię wypuścił, bo zakładam że tak było, jest strasznie niekompetenty lub niedoinformowany. W związku z nieznanymi modyfikacjami granice zostały zamknięte. Do odwołania – mruknęłam, spisując raport. – z której strony wychodziłaś? – spytałam, po chwili uzyskując odpowiedź „ze wschodniej” i uzupełniając rubrykę „sektor”. Musiałam pilnować swoich obowiązków, bo dotychczas byłam jedną z najbardziej cenionych strażniczek, a teraz, cóż, przez ostatnie zdarzenia, zaufanie Rady w stosunku do mnie jest na poziomie minus jeden, nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało, to jednak musiałam dbać o resztki reputacji.

– Nie miał problemów, aby mnie wypuścić – mruknęła, na co spojrzałam na nią tylko niezadowolona, że w ogóle wdaje się w jakąkolwiek dyskusję.

Zebrałam papiery do teczki, po chwili wciskając ją do materiałowej torby. Zarzuciłam ją na ramię, wstając i idąc do wyjścia, co uczyniła także Harry. Zablokowałam za nami wszystkie drzwi, jakie mogłam, a stając przed łajbą, zawołałam Doriana, który podbiegł kłusem, wesoło rżąc. Wsiadłam na niego, przerzucając nogę przez grzbiet karego, a po chwili podałam rękę stojącej na ziemi dziewczynie, która przyjęła ją ze zdziwieniem, wypytując się gdzie jedziemy.

– Jak to gdzie? Po stokrotki – powiedziałam, nie czekając aż dziewczyna usadowi się na koniu, tylko od razu ruszając galopem, co może nie było dla Doriana zbyt zdrowe, ale w tym miejscu pozostanie na dłużej w jednym miejscu wiązało się z zagrożeniem i rychłą, szybką, ale bolesną śmiercią, której chyba nikt nie chciał.

Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz