21 października 2018

Od Sędziego CD Galii

- Dobra, patrząc na ślady, to mamy do czynienia z kimś raczej drobnym. Jednak dało to radę załatwić harpię, a jak wiadomo one nie są pizdowate - mruknąłem, patrząc na ślady, które wiodły w przeciwnym kierunku do osady. - Dodatkowo harpie są całkiem szybkie. Widziałaś człowieka, który potrafi pieszo dogonić harpię? Nie widać też wcześniej krwi, więc harpia była zdrowa.


Spojrzałem na krwisty śnieg, a potem ponownie na ślady. To nie było wcale miejsce zwykłej walki. Zasadzka? Też odpadało. Harpia uciekała, a jednak nie leciała. Skrępowane skrzydła?


- Nie dedukuj, tylko chodźmy po śladach - mruknęła zniecierpliwiona dziewczyna a ja kiwnąłem powoli głową. Faktycznie, skoro sprawcy tego zamieszania byli niedaleko to jednak warto już ruszać. - Tylko się nie zgub.


Kobieta poklepała lekko konia po szyi i po chwili ruszyła galopem po śladach. Tumany śniegu niosły się za nią, a ja tylko pokręciłem głową i puściłem się pędem. Nie przypominałem maratończyka - biegłem co prawda szybko, jednak zdecydowanie bardziej przypominałem rozpędzoną lokomotywę, która tylko sapie, dyszy i tratuje wszystko na swojej drodze.


Po kilku minutach biegłem za dziewczyną tylko patrząc po śladach kopyt - dawno już mnie wyprzedziła. Wtem jednak, w blasku wstającego na dobre już słońca, dostrzegłem przede mną koński zad. Jedyne co mi przeszło przez myśl, to dać po ręcznym - wyciągnąłem rękę w bok, podskoczyłem i w locie złapałem się jakiegoś drzewka. Cud, że wytrzymało, jednak zatrzeszczało groźnie - rozpędzone sto pięćdziesiąt kilogramów to jednak była całkiem spora masa.


Jednak udało się - zatrzymałem się, wykorzystując mięśnie. Dziewczyna spojrzała tylko na mnie, unosząc brew. Cóż, nie co dzień widuje się tak przygłupią lokomotywę. Po chwili jednak spojrzała przed siebie i uniosła rękę.

- Spójrz - powiedziała, zsiadając z rumaka. Mój wzrok powędrował w tamtym kierunku. Zauważyłem dziwną scenę. Mała dziewczynka o bladej skórze i białych włosach była lizana po twarzy przez niedźwiedzia. Obok niej stała nimfa, patrząc z uśmiechem na dziecko. A u ich stóp, zaraz przy miśku, leżało ciało harpii. Biedaczyna miał najpewniej złamane skrzydła, wyrwane szpony, dosłownie rozerwany dziób i rozpruty brzuch. To ostatnie było najpewniej posiłkiem niedźwiedzia, który zostawiał na twarzy dziecka czerwone linie.


- Całkiem przyjemny zjazd rodzinny. Poza tą harpią - mruknąłem, wyjmując z plecaka pręt. Przyda się, jeśli zechcemy zaatakować naszych nowych przyjaciół. - To jak, pani była dyktator. Jakiś plan, czy zostawiasz mnie tu samego? - zapytałem, robiąc krok w kierunku "rodzinki". Złożyło się idealnie tak, że właśnie wtedy nas dostrzegli i nimfa od razu cofnęła się za dziewczynkę.


Galia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz