13 października 2018

Od Cyklamen (do ktosia)

Minęły już cztery dni. Dziewczyna uniosła lekko głowę, aby pospiesznie obrzucić otaczający ją krajobraz zamglonym spojrzeniem. Dokładnie cztery dni minęły od chwili, kiedy opuściła swoje schronienie. Gdzie się znajdowało, jak je zauważyła i na jak długo w nim pozostała – tego nie pamiętała. Podobnie jak przyczyny opuszczenia kryjówki. Każdy kolejny dzień wydawał jej się trudniejszy do zrekonstruowania w pamięci. Pomyślała, że to na pewno wina senności i szczypiącego zimna. Naciągnęła kaptur znoszonego płaszcza na czoło, gdyż pokrywający wszystko, oślepiający śnieg drażnił jej przemarznięte oczy. A to jedynie przypomniało jej o tym, że płaszcz jest zbyt krótki i odsłania łydki.

Zatrzymała się i zadrżała. Chciała biec dalej, ale stan fizyczny na to nie pozwalał. Wycieńczona, oddychała przez usta, a mroźne powietrze wlewające się do rozgrzanych płuc rozprzestrzeniało stan zapalny dróg oddechowych. Podświadomie czuła, iż powinna gdzieś się ukryć, lecz myśli podpowiedziały jej, że nie znajdzie już nigdy chwili odpoczynku. Jakby w geście zaprzeczenia na to stwierdzenie, Yana upadła na kolana, zapadając się w śniegu aż po żebra. Chwilowy wstrząs spowodowany zimnem szybko ustąpił miejsca ciemności otulającej jej umysł. Jej głowa opadła na bok, a cała sylwetka zakołysała się od popychającego ją wiatru. Dodając do tego płócienne ubranie, można ją było pomylić ze szmacianą laleczką.

Zanim zasnęła, powędrowała myślami do zdarzeń, które jeszcze pamiętała. Mianowicie tych związanych z przybyciem na wyspę, chociaż samo określenie „przybycia gdzieś” nie było obiektem jej rozważań – nie miała pojęcia, w jaki sposób się tutaj znalazła. Natomiast pamiętała, że za tamtych dni świeciło jeszcze słońce, a chłód, chociaż nieco dokuczliwy o poranku, dało się znieść i nie potrzebowała do tego niczego więcej prócz płóciennego wdzianka i kawałka lnianej płachty, do którego dodała jeszcze kaptur. Tęskniła za zieloną wyspą, która oferowała możliwość przetrwania. Nie była to jej pierwsza zima, bowiem w swoim kraju Yana widziała srogi mróz, a jedną z takich nieznośnych zim spędziła na ulicy jako małe dziecko. Mimo to zdawała się nie rozumieć, dlaczego pora roku uległa zmianie na wyspie.

Sen - zamiast obdarzyć ją ukojeniem, które w jej stanie najpewniej okazałoby się wiecznym - uderzył ją obrazem, który wpadł pod jej powieki równie szybko, jak błyskawicznie zniknął, gdy zerwała się na równe nogi. Zdezorientowana, rozejrzała się, aby zlokalizować źródło słyszanego parę sekund temu głosu. Zaskoczona realizmem dźwięku, a nawet dotyku, w mig zapomniała o słowach, które skierowała do niej całkiem znajoma osoba. Halucynacja przeminęła, pozostawiając zastrzyk adrenaliny w boleśnie trzepoczącym sercu. Dane jej było iść kolejną godzinę, a może dwie. Los do tej pory był dla niej bardzo łaskawy.

Nieprzytomnie wyciągała dłonie ku ośnieżonym krzewom, raz po raz natrafiając na jadalne, znane sobie owoce. Borówki nie wystarczały na długo, ale Yanie zapewniały coś więcej prócz wody, cukrów i związków odżywczych. Przyciągały pewne skojarzenia. O dziwo, były to dobre skojarzenia. Jadła borówki i cieszyła się, chcąc zapytać kogoś w pobliżu, czy zjedzą ich jeszcze więcej, zanim wrócą na obiad. Rozglądała się i nie widziała nikogo. Szukała więc za drzewami. Robiła to ostrożnie, bowiem czuła, że ktoś może chcieć ją przestraszyć. A jednak to nie straszący złośnik zaskakiwał ją najbardziej – dziwiła ją nieobecność kogoś, kogo wciąż czuła blisko siebie. I chociaż nie był przy niej tak dawno, że umysł już go nie pamiętał, to serce ciągle biło w nadziei na ponowne spotkanie. Oszukiwało rozum, zwodziło organizm na manowce zbytecznymi impulsami energii. Dziewczyna stała zaś samotnie pośród zimowego lasu, zastanawiając się, czy już wyszedł z ogrodu. A może to ona zbłądziła? Poszła za daleko? Na pewno ją znajdzie. Tak jak kiedyś.

Lecz dni mijały, a nikogo przy niej nie było. Czasami podejrzewała, że utknęła w jakimś obłąkańczym śnie. Martwiła się, iż zapadła w śpiączkę, z której nie może wyjść. Wyobrażała sobie, jak wielki musi być żal osoby spoglądającej na nieprzytomne ciało. Chciała się obudzić i zawołać „tutaj jestem!”.

Później przestała ufać swojej pamięci. Zimno i głód zdawały się zbyt realne. Zapomniała więc o wszystkim, a nie mogąc sobie przypomnieć nawet własnego imienia, zwątpiła w prawdziwość czegokolwiek w swoim życiu. Śmierć kusiła ją coraz śmielej, ale nie była to śmierć świadoma. Jedyna świadomość, jaką posiadła wówczas dziewczyna, wiązała się ze złudną nadzieją. Mówi się, że nadzieja jest matką głupich – lecz Yana nie była głupia. Była po prostu chora. I być może właśnie ta choroba nie pozwoliła zniknąć ślepej nadziei, która musiałaby umrzeć jako ostatnia, by zatrzymać mizerne podrywy życia w dziewczynie.

Zimą zmrok zapada szybciej. Niezdolna do biegu przez skurczone z zimna mięśnie, Yana podreptała ku skałkom, wśród których planowała przenocować w swojej mniejszej formie, pozwalającej na wciśnięcie się w szczeliny. Co ciekawe, nie pamiętała, by kiedykolwiek w dzieciństwie dane jej było zmieniać się w coś, co w bajkach określane było wróżką. Początkowo utrwaliło ją to w przekonaniu, że śni. Później pomyślała ze smutkiem, że wróżkom w bajkach nie było nigdy tak zimno.

Krajobraz pokryty śniegiem często jest jaśniejszy, dlatego dziewczyna nie zareagowała od razu na dostrzeżony przez nią świecący punkt. Dopiero po dłuższej chwili wpadła na to, że jest już dawno po zachodzie słońca i to dziwne, że widzi coś w odcieniu żółci bądź pomarańczy. Obawiała się, że to kolejne przywidzenie, ale mimowolnie resztką swoich sił przybrała drobną formę i nierównym lotem pofrunęła ku światłu, śmiesznie marudząc wróżkowym głosikiem na spychający ją na boki wiatr. W końcu wylądowała, a raczej prawie wpadła w ogień, odkrywając, iż źródło światła jest prawdziwe i całkiem ciepłe. „A nawet gorące”, pomyślała z lekkim grymasem, który trudno było dostrzec na buźce mniejszej od łyżeczki. Jęknęła jak dziecko i niezdarnie odsunęła się od ognia parzącego jej skrzydełka, niewiele myśląc o tym, jak niebezpieczny może okazać się właściciel ogniska.

Ktoś znalazł jakąś muchę przy ognisku xD?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz