Lustrowałam spojrzeniem scenę odgrywającą się kilka metrów przed nami.
Nie znałam nikogo, kto gościł na granicy naszej wioski, aktualnie
panosząc się po niej jak bezpański pies. Szybko doszlam do wniosku, że
muszę zidemtyfikować zwłoki rozszarpanen harpii i dojść do tego, kim
była, jednak widząc znikome zainteresowanie jej zwłokami chwilowo
zrezygnowałam z odciągania ich na bok, zostało mi mieć nadzieję, że
bardziej nie zostanią zmasakrowane. Wygięte pod dziwnym kątem skrzydła
okrapiane krwią i powyrywane pióra odznaczały się na śniegu, czerwone
osocze torowało sobie drogę na leśnej ściółce wydobywając się z miejsc, w
których to powinny tkwić pazury, jednak ich nie było. Z obszernej
dziury w brzuchu wydobywały się resztki jelit wraz ze zmasakrowaną
wątrobą, w której tak niedawno niedźwiedź zanurzał pysk.
Oczy harpii wywrócone były białkami do góry i sprawiały wrażenie, jakby chciały wypłynąć zostawiając puste, czarne oczodoły.
Nimfa schowała się za rozbawioną dziewczynką, a niedźwiedź bez wahania
ruszył wprost na nas z rykiem, zahaczając łapami o pozostałe wyprute
żyły i ścięgna, uwalniając z nich resztki krwi, która już dawno
przestała być pompowana w ciele zmutowanego.
W międzyczasie słyszałam, że mój chwilowy sojusznik coś do mnie
powiedział, ale nie usłyszałam tego, został zagłuszony przez dudniące
kroki zwierzęcia i jego ryk wydobywający się z umazanej krwią paszczy
wzbogaconej w naręcze ostrych zębów.
W jednej chwili zeskoczyłam z Doriana łapiąc przy okazji najostrzejsze
sztylety, jakie tylko ze sobą wzięłam. Ogier pogalopował wgłąb lasu
odnajdując pewnie jedną z wielu przydrożnych stajni dla przejezdnych,
więc nie martwiłam się o niego. Niemalże czułam zahaczające o moje ciało
pazury, gdy próbowałam go w jakiś sposób skrzywdzić, a kątem oka
zauważyłam, że mój towarzysz walczy z nimfą, która okazała się całkiem
niezła przeciwniczką, skoro dawała mu radę. W międzyczasie niedźwiedź
upadł, sztylet tkwił idealnie w jego tętnicy szyjnej, brzuchu oraz
łapie. Dychał ciężko, a ja czułam jak ulatuje z niego życie.
Beznamiętnie wyrwałam noże z gorącego ciała,
pozwalając krwi tryskać, jego śmierć była kwestią kilku minut, może
trzech. Podeszłam do harpii, gdy wiedziałam, że zwierzę nie jest już
problemem. Zapisałam najważniejsze informacje, naszkicowałam mniej
więcej rysy twarzy i pokrótce opisałam zdarzenie, zajmując miejsce na
skale pod drzewem. Mój kompan się do mnie przysiadł, a ja wtedy
zauważyłam że niedaleko siedzi związana nimfa, dziewczynka niestety
uciekła, jak się później okazało.
– Gotowe, możemy wracać... – powiedziałam, chcąc się zwrócić do niego po
imieniu, jednak zrozumiałam, że go nie znam. Mężczyzna to wyłapał,
szybko naprawiając błąd i przedstawił się jako Sędzia, wystawiając dłoń,
a ja odezajemniłam jej uścisk odpowiadając cicho „Galia”. – to jak,
koniec obchodu? – mruknęłam, rozprostowując obolałe kości po walce.
Dobrze było wrócić do siebie po ponad miesięcznym wyłączeniu z życia
codziennego, ale niestety przez niezdrowy tryb życia rany nie goiły się
tak szybko, jakbym tego chciała. – nie mam zamiaru zostać tu dłużej, niż
potrzebne, bo jestem na całkowicie innym sektorze, niż ten, na którym
mieszkam, więc pozwolisz, że resztę załatwimy szybko – dodałam, wstając i
poprawiając ubrania.
Sędzia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz