Śnieg. Wszędzie wokół ten biały, denerwujący lód, siekący po twarzy jak małe ostrze. Ale co to dla mnie, w końcu niemal dwumetrowy niedźwiedź, który ma bandaże zamiast futra, nie może ugiąć się przed tak nędznymi warunkami pogodowymi. Zwłaszcza, że byłem w połowie drogi do domu.
Myśli o wygodnym fotelu, kuchni i palenisku dodawały mi otuchy, by nie zwalniać do marszu z rozgrzewającego truchtu. Nie dość, że tak cieplej, do tego kondycja zachowana, a i odporność wzrasta i droga szybciej mija!
- Same plusy. Poza tym kurwa lodowatym powietrzem - powiedziałem do siebie. Miałem na sobie ukochane bojówki, a i tak marzły mi nogi. Miałem podkoszulek, pod nim bandaże, więc moje ręce zaczęły z wierzchu zamieniać się w lodowce. Tylko twarz miałem porządnie osłoniętą, bo na ryj założyłem arafatkę. Całkiem porządna i wygodna osłona; chroni od zimna, śniegu i nieznacznie zwiększa temperaturę wdychanego powietrza. Toż to same plusy.
Plecak podskakiwał mi na plecach, szelki miałem nieznacznie poluzowany, żeby plecy nie spociły mi się. Pot zaraz by zamarzł. Szybkie odmrożenie lub zerwanie skóry wcale nie był mi na rękę. Już i tak mam na głowie pełno problemów; dzisiejszy patrol wykazał całkiem sporą aktywność samotników w okolicach osady. Kilka zbliżało się nawet pod bramę, a garstka była widywana przy niektórych samotnych domostwach. Wcale nie była to dobra wiadomość. To, w większości, ścierwo należało wytępić, jednak nie mieliśmy do tego środków i ludzi.
Moje rozmyślania przerwał natłok informacji - dostrzegłem wreszcie dom! Moja piękna chatka w skale. Jednak to nie był koniec. Z dala dało się zobaczyć, że w środku jest źródło światła - palenisko. Do tego w oczy rzucało się wybite okno, ślady na śniegu i całkiem świeża krew na odłamkach szkła. Włamywacz.
- Nosz ku*wa. Nie pozwolą mi dziś szybko iść spać, jak nie problemy na patrolu, to jakiś ćwok i okno wybił. Czy kur*a ktokolwiek wie jak ciężko tu szybę dorwać, i to większą niż wyciętą z butelki po tymbarku!? - Zakląłem pod nosem. Wniosek był prosty - czeka mnie ciekawy wieczór.
Ślady na śniegu nie zasypane - przy tej zamieci nie mogą mieć więcej niż kwadrans. Są dobrze widoczne.
Zbliżyłem się truchtem do domku, stanąłem przed drzwiami. Wyjąłem skostniałymi palcami klucz z kieszeni, włożyłem w zamek i przekręciłem. Nie czekałem. Wykorzystałem fakt, że drzwi mogą otwierać się w obie strony - potężnym kopniakiem otworzyłem drzwi i wparowałem do środka, sapiąc niczym wściekła lokomotywa Tomek, której ktoś podpierdolił tory
- CO JEST!? - wydarłem się na całe gardło. W odpowiedzi usłyszałem uderzenie w szafkę, ciche przekleństwo i kroki. Dużo kroków. Dodałem już pod nosem, zamykając drzwi na klucz; - Co do świętego buta...
Nagle, gdy tylko schowałem klucz do kieszeni, wydarzyło się kilka rzeczy w tym samym momencie:
Konserwa pojawiła się znikąd, lecąc w stronę mojej twarzy,
Jaszczurkowaty nietoperz pomknąłem zaraz za nią, kierując się jednak bardziej w stronę okna,
Pod konserwą pojawił się płomień. Bardziej jak podpalone wymiociny, ale ogień.
Skoczyłem w bok, zrywając z siebie podkoszulek i zatrzymując płomienny rzyg w locie - nie potrzebowałem pożaru w mojej i tak obrzydliwej chatce. Konserwa roztrzaskała się na drzwiach, tworząc artystyczną plamę klusek i sosu mięsnego. Ja natomiast złapałem jaszczurkę za potargane szmaty i cisnąłem z powrotem w stronę kuchni. Złapałem za stalowy pręt, który służył mi jako źródło metalu do zaabsorbowania - natychmiast moja dłoń i ramię przejęły strukturę i cechy stali, a ja przyjąłem postawę bojową. Dopiero teraz zrozumiałem, że mam przed sobą dragona, chyba w trakcie ewolucji. A pal licho ten przewodnik strażnika, nie jest tam za dobrze opisana żadna rasa! Nawet o mojej są tylko nazwa i znikoma ilość informacji o mocach.
Dragon...ka. Dragonka zasyczała, widziałem jej dygocące ciało i strużkę sosu mięsnego spływającego z ust. Rzuciła się w moją stronę. Znowu złapałem ją za łachmany i cisnąłem w stronę kuchni. Płomienny rzyg poleciał w moją stronę jako rewanż, jednak ja zbyłem to stalową pięścią.
- Stali nie spali taka marna pokraka - mruknąłem. Spojrzałem w oczy dragonki, a ta nagle..kichnęła. Zmarszczyłem brwi. To raczej nie był atak. Dopiero wtedy przyjrzałem się lepiej mojej włamywaczce - blada skóra, miejscami sina. Dygocące mięśnie, próbujące wytworzyć choć trochę ciepła. Szkliste, lekko opuchnięte oczy, niechybnie zwiastowały choroby.
- Boże, dziecko, przecie Ty jesteś chora! - Rozluźniłem się. Stanąłem prosto i zmierzyłem dragonkę wzrokiem. - Siad przy palenisku - powiedziałem tylko i odwróciłem się. Zebrałem w sobie siłę i zastawiłem zbite okno szafą, wcześniej zasłaniając je ciężką zasłoną. Odwróciłem się. Dragonka stała w miejscu.
Skierowałem swoje kroki w jej kierunku. A raczej w kierunku kuchni. Dragonka szybko odskoczyła pod ścianę, już powoli zaczynała się chwiać na nogach. Widać było, że jej ciało nie wytrzyma długo. Postanowiłem jej pomóc z odejściem w objęcia Morfeusza.
- Dobranoc - mruknąłem i doskoczyłem do dziewczyny. Nie zdążyła zareagować. Walnąłem stalową pięścią w jej skroń. Oczy wywrócone, ciało zwiotczało - dziewczę upadłoby, gdybym nie złapał jej pod pachy. Zaniosłem ją w stronę paleniska i tam położyłem. Potem poszedłem do kuchni, gdzie leżało kilka otwartych puszek.
- Prawie mi zapasy na cały tydzień wyżarła! - krzyknąłem. Mimo wszystko posprzątałem, podgrzałem jeszcze dwie porcje klusek z mięsem dla niej i dwie dla siebie, po czym usiadłem w fotelu. Miska z jej żarciem wylądowała niedaleko niej, ja natomiast swoje żarło pochłonąłem w trymiga.
- Jak się obudzę z przegryzioną krtanią, to klnę się na matkę mojego ojca brata dziadka, że zrobię z twoich łusek wycieraczkę, powieszę truchło za włosy z dupy, a ze skrzydeł zrobię nowe zasłony - warknąłem w stronę śpiącej samotniczki i zapadłem w krótką, lekką drzemkę.
Nyx?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz