12 października 2018

Od Lucio CD Galii

     Przez wszystkie dni nieobecności Galii panoszyłem się jak bezpański pies pod jej domem. Co chwila niepewnie zaglądałem do środka mając głupią nadzieję, że już jest w środku, ale logicznie na to patrząc... Jak mogła pojawić się niezauważona w przeciągu kilku sekund we własnym łóżku. Zaczynałem tracić swój zdrowy rozsądek i stwierdziłem, że pierwszy raz nie wiem co ze sobą zrobić, no i pierwszy raz tak mi kogoś brakuje. Jak na mnie przystało, starałem się wybić to sobie z głowy, spokojnie zniechęcić samego siebie do tej toksycznej relacji, ale nic z tego. Uparte uczucia wydawały się pozostać niezmienione na długi czas, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Dlatego więc odpuściłem, co jest równie dziwnym i niespotykanym zjawiskiem. Bo jak to tak, że Lucio odpuszcza, a nie brnie dalej i dalej, tak do skutku. Co ta młoda dziewczyna robi z jego sercem i specyficznym ego.
     Rany postrzałowe już dawno się ogarnęły. Nie lada wyzwaniem było wyciągnięcie metalowych kul spod skóry, a w pewnym momencie zabrakło nawet pomocnej ręki Galii, która ostatnio tak ładnie zszyła mi dźgnięcie nożem. Teraz igła gubiła się pomiędzy wielkimi paluchami, a co dopiero nitka, na której porobiło się milion małych supełków. Lekarzem to ja nie byłem, a chociaż Galia też nie, to i tak brakowało mi jej sprawnych i zawsze pomocnych rąk. Poza stanem zdrowia, zrobiłem się nieco rozszalały psychicznie. Czułem, że coś we mnie zmienia, a niektóre ludzkie instynkty dotąd posiadane, po prostu zanikały. Nie wiem, czy ona miała tak samo, ale nawet nie mogłem z nią o tym porozmawiać. Chyba naprawdę zwariowałem.
      Dni mijały, a ja zaczynałem zapominać jak wygląda gładka i jasna twarz Galii. Dopiero wtedy uświadamiałem sobie, że prawie nigdy nie widziałem jak się uśmiecha, a na pewno nie szczerze. Pewnego dnia rozmyślając o jej zdrowiu, czy jeszcze w ogóle żyje, zjawiłem się pod jej domem o tej samej porze co zwykle i serce zabiło mi dwa razy szybciej, gdy ujrzałem zapalone świece przez brudne okno. Od razu zjawiłem się pod drzwiami i poprawiając nieco ścięte włosy (z tego wszystkiego, ściąłem długie i całkiem wkurzające kudły) niespokojnie przestawałem z nogi na nogę. Sekundy okropnie się dłużyły i zaczynałem już myśleć, że tylko mi się coś przewidziało, dopóki nie zobaczyłem jak klamka opada. Stałem tym razem sztywno w miejscu i czekałem, aż zza drzwi wyłoni się znów żywa buźka dziewczyny i zastanawiałem się jak mam zareagować. Tak bardzo mi jej brakowało, ale czy jej mnie również? Galia prawie w ogóle się nie zmieniła. W sumie to nic dziwnego, w końcu nie było jej przez góra dwa tygodnie, a ja to przeżywam jak wieczność. Byłem też przekonany, że się na mnie wydrze, jak zawsze gdy mnie widzi. Ale zamiast tego jej twarz nieco pobladła i złagodniała, chociaż drzwi usiłowała zamknąć mi przed nosem. O nie, tyle czekałem, że teraz nie odpuszczę. Odepchnąłem drzwi i wtargnąłem do środka zamykając je dopiero od środka. Zbliżyłem się do żniwiarki spoglądając w dół, aby móc spojrzeć jej w oczy. Niestety ona unikała kontaktu wzrokowego, patrzyła gdzieś w przestrzeń, a po jej mimice twarzy można było wywnioskować, że nie będzie skora do konwersacji. Co oni jej zrobili w tej osadzie?

- Galia - zacząłem cichym głosem kładąc jej rękę na ramieniu, która niestety równie szybko została strącona.

- Jestem zmęczona. Nie czuję się jeszcze najlepiej, jeżeli to chcesz wiedzieć - wyjaśniła spokojnym głosem i zwróciła się w kierunku małego salonu. Powolnym krokiem doszła do fotelu, na którym przysiadła lekko się krzywiąc. Faktycznie poruszanie się jeszcze sprawia jej ból i niewielkie trudności. Chyba niepotrzebnie się jej narzucałem, skoro ona chciała tylko odpocząć i dojść do sił, ale bałem się, że gdy wydobrzeje jeszcze trudniej będzie mi się z nią skontaktować. Chciałem się już wycofać i dać jej więcej przestrzeni, ale spostrzegłem jej podejrzane zachowanie. Ułożyła jedną rękę na brzuchu, który jak się zorientowałem nieco spuchł. Może ją tam po prostu dobrze karmili. Jednak jej spojrzenie znowu utkwiło gdzieś w oddali jakby ciągle o czymś zawzięcie myślała.

- Zatrułaś się czymś? - zmarszczyłem brwi podchodząc nieco bliżej Galii przyglądając się jej uważnie.

- Co? - prawdopodobnie wyrwałem ją ze stanu skupienia, w który tak bardzo próbowała uciec - A.. Tak, to pewnie to - szybko przytaknęła zabierając rękę z brzucha, aby przeczesać nią sobie czarne pasma prostych włosów.

- Nie kłam - odparłem stanowczo zaciskając ręce w pięści powoli wszystkiego się domyślając. Nie chciałem... Bałem się przyjąć to do wiadomości, ale musiałem usłyszeć to od niej. Ręce zaczęły niebezpiecznie dygotać, a nogi zrobiły się jak z waty, ale stałem tam dalej i czekałem. Tyle czekałem na Galię, ale nie spodziewałem się, że wróci do mnie z czymś takim.

Galia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz