28 października 2018

Od Nirali (do ktosia)

- Nirali! - zawołał słodki dziecięcy głosik. Tylko jedna osoba tak na nią mówiła, inni używali jej prawdziwego imienia. Dziewczyna obróciła się w stronę, z której dobiegał głos i ujrzała swojego młodszego braciszka. Był w wieku 3 może 4 lat, czyli wtedy kiedy był najbardziej rozkoszny i uroczy. Maluch o pięknych, jasnoniebieskich oczkach wyciągał do niej swoje małe rączki, jakby chciał ją przytulić mimo dzielącej ich odległości i dalej ją wołał. Jednak mimo tego, że chciała do niego podbiec, nie mogła zrobić żadnego kroku. Jakaś nieznana siła sprawiła, że nie mogła się poruszyć i jedynie co mogła zrobić to stać i patrzeć w oczy swojego brata. Na twarzy dziecka pojawił się grymas, jego buźka zaczęła drżeć, a po policzkach zaczęły płynąć powoli łzy.
- Nirali! - tym razem wołanie było głośniejsze i czuć było w nim złość oraz rozpacz wołającego dziecka. W oczach dziewczyny również pojawiły się łzy. Łzy bezsilności i niemocy.
Wtedy nie wiadomo skąd na małego chłopca runęły cegły i dziewczyna usłyszała ostatnie i najbardziej błagalne wołanie małego chłopca, które nagle ucichło, jakby czas stanął w miejscu. Nastała straszna, niepokojąca cisza. Czuła się jakby kolejny raz, straciła najważniejszą osobę w swoim życiu.
Wtedy ryk jakiegoś dzikiego zwierzęcia wyrwał Nirali z transu. Zdezorientowana wróciła powoli do rzeczywistości. Ostatnio często doświadczała wizji związanych z przeszłością i zawsze czuła się po nich zupełnie wykończona psychicznie. Nie miała siły wstać z ziemi ani zrobić żadnego innego ruchu. Jednak ryk zwierzęcia rozległ się ponownie i to o wiele bliżej niż poprzedni. Dziewczyna zebrała wszystkie siły i poszukała wzrokiem drzewo, na które byłaby w stanie wejść i uciec przed wygłodniałym zwierzęciem, na szczęście dostrzegła jedno o dużej ilości gałęzi, które byłyby w stanie ją utrzymać.
Z trudem się na nie wspięła i zatrzymała się na jednej z wyższych gałęzi. Natomiast drapieżnik już czaił się nad nią pod drzewem i czekał, aż pyszny kąsek sam do niego zejdzie. Nirali cała drżała ze strachu i z przerażeniem parzyła na poczynania wielkiego zwierzęcia. Wiedziała, że to tylko kwestia czasu, aż drapieżniki się zniecierpliwi i sam spróbuje się do niej dostać. Przeklinała się teraz za swoją nieostrożność. Mogła przecież zostać w wiosce i byłaby teraz bezpieczna, ale nie, musiała przecież wymknąć się strażnikom  i opuścić bezpieczny teren w poszukiwaniu rzadkiej rośliny, potrzebnej jej do zrobienia maści leczniczej. Jakby się postarała, to pewnie znalazłaby ją na terenie wioski. A teraz? Teraz była w ogromnym niebezpieczeństwie i to tylko i wyłącznie przez swoją głupotę.
Nagle usłyszała świst strzały a zaraz po nim przeciągły ryk trafionego zwierzęcia pełen bólu i agonii. Spojrzała na ziemię. Zwierze leżało martwe, a pod nim widniała ogromna kałuża krwi o szkarłatnym kolorze. Był to ogromny drapieżnik przypominający z wyglądu jakiegoś wielkiego kota, ale było w nim coś dziwnego, coś niepokojącego, coś nadzwyczajnego. Na pewno nie był zwykłym zwierzęciem, tylko mutantem.
Nirali próbowała powoli ochłonąć po tej całej sytuacji. Serce nadal biło w jej piersi jak oszalałe, Z jednej strony była wdzięczna osobie, która ją uratowała, ale co jeśli ma wobec niej złe zamiary? Co, jeśli jest samotnikiem? Co, jeżeli zaraz podzieli los martwego zwierzęcia?

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz