7 października 2018

Od Galii CD Harry

O ile kiedyś byłam odludkiem i osadniczką, za którą mnie nie uważano, tak teraz inni mieszkańcy wioski widzieli we mnie wiedźmę z bagien, która zabija spojrzeniem. Nie wiem skąd wzięło im się to stwierdzenie, jak i fakt, że rzekomo jestem czarownicą. Fakt, roztaczana przeze mnie aura nie była czymś przyjemnym, czym można byłoby się pochwalić, ale normalne jest to, że nie mam nad nią całkowitej kontroli i prawdopodobnie nie będę miała.
Od śmierci Julesa stałam się trochę bardziej wyobcowana, a jedynymi ludźmi, z którymi to miałam kontakt (mocno ograniczony, ale jednak) był Lucio i Tenebris.
Coraz więcej przebywałam poza granicą lasu, dostając marną wypłatę, gdyż nie przykładałam się zbytnio do pracy, zaczęła mi ona przeszkadzać i nie sprawiała już przyjemności. Bardzo dużo podróżowałam na Dorianie, przemierzając nieosiedlone gęstwiny, kilka razy ocierając się o śmierć, ale jednak fartem wychodząc z tych sytuacji na plusie.
Wraz z moimi wyprawami odkryłam opuszczony tankowiec, którym to przytachano nowe modyfikacje - nikt się tu nie zapuszczał,
jedynie czasami zdarzyło się kilka nowych osobników, którym to doszczętnie pomieszano w genech i stworzono coś nie z tej planety - dotychczas myślałam, że to my jesteśmy dziwni i przerażający, ale mieszanina genotypów, jaką zobaczyłam ostatnimi czasy była nie do pojęcia nawet dla mnie.
Ten dzień nie różnił się niczym od pozostałych - zjadłam jakieś śniadanie, zamknęłam dom na cztery spusty i odjechałam na Dorianie za granicę wioski, kierując się do tankowca, który stał się nieoficjalnie moim drugim domem, czymś, gdzie nie było nikogo, tylko ja sama z moimi myślami. Swoją drogą, stanowisko strażniczki bardzo ułatwiało mi kilka spraw, między innymi dzikie podróże.
Zdążyłam przetworzyć biuro pod pokładem w całkiem przyjemny (jak na te standardy) pokoik, bardzo lubiłam tam przesiadywać. Dorian w tym czasie najczęściej leżał w jednej z ogromnych, zabezpieczonych skrzyń, wyłożonych przeze mnie słomą i sianem albo biegał na amatorsko ogrodzonym terenie niedaleko statku.

Siedziałam przy biurku, wypełniając zaległe raporty i delektując się dźwiękiem fal odbijanych od drewnianej powłoki, to było coś, czego z pewnością brakowało mi na moich bagnach, ale na całe szczęście miałam to tu.
Ptaki co jakiś czas się odzywały, a ja je słyszałam zza otwartego, okrągłego okienka za moimi plecami.
W pewnej chwili usłyszałam coś innego, niż odgłosy morza - skrzypienie podłogi nade mną, a następnie dziwnie wyrównujący się poziomem dźwięk - ktoś schodził po schodach, a robił to na tyle świadomie, że niekoniecznie był to człowiek dotknięty nową modyfikacją.
Usłyszałam jak kieruje się korytarzem prowadzącym do drugiego pomieszczenia z klatkami, które to chciałam i miałam w planach zagospodarować, nie mogłam pozwolić, aby cokolwiek tutaj uległo zniszczeniu z jego winy.
Wzięłam sztylet do ręki, trzymając go w pogotowiu i nasilając nieprzyjemną aurę, jednocześnie zaczęłam unosić się kilka centymetrów nad ziemią, poruszając się bezszelestnie. Wychodząc na korytarz dostrzegłam jedną postać, daleko w jego głębi. Była to dziewczyna, co poznałam po dłuższych, ciemnych włosach i delikatnej posturze, co było jasne, w końcu kobiety tym się cechowały, prawda?
Przemierzyłam cały hol, na jego końcu dostrzegając także zmutowanego, który posilał się czyimiś zwłokami. Śmierdziało okropnie, ale była to już nieużywana przeze mnie część tankowca, więc nic dziwnego, że to przeoczyłam. Kobieta stąpająca przede mną jeszcze go nie zauważyła, więc w mgnieniu oka znalazłam się przy niej, zatykając ręką usta i szepcząc do ucha:

– Cicho – nie wiem dlaczego to zrobiłam, w końcu pierwszy raz od długiego czasu mogłam mieć jakąś rozrywkę, patrzeć jak szpony rozrywają bezbronną dziewczynę, to było coś.
Później nadeszłaby mniej przyjemna chwila,
czyli sprzątanie zwłok i flaków, ale mniejsza. Niezawsze to robię, czego dowodem są porozwieszane po belkach tu i ówdzie ścięgna i jelita, wyglądało źle i przerażająco, ale nie przeszkadzało mi na tyle, aby było trzeba to sprzątnąć.

Kobieta stała bez ruchu, a ja cofnęłam nas do pomieszczenia obok, póki potwór nie zmierzył nas jeszcze spojrzeniem swoich ślepi.
Odwróciła się, wystawiając w moją stronę marną broń, a ja przewróciłam oczami.

– Nieźle się odwdzięczasz, a teraz pozwól, że kogoś zabiję, zanim on zrobi to z nami – uśmiechnęłam się fałszywie, opierając rękę na biodrze.

Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz