– Ktoś tutaj kogoś zdecydowanie zabił. Człowiek, chyba kobieta, i
najpewniej harpia. Panno... – urwał. – pani była dyktator. Cóż robimy z
tym fantem? – skrzyżowane na piersi ręce dodały mu wzrostu, a wcale nie
był taki niski. Barczyste ramiona poruszały się z każdym oddechem, gdy
skanowałam jego sylwetkę. Zmierzyłam pustym spojrzeniem ślady walki,
bezwiednie wzruszając rękoma. Nie obchodziło mnie, że ktoś kogoś zabił,
torturował, może dalej to robi. To nie było w moim interesie, aby
prowadzić jakieś dochodzenia, ja musialam tylko spisać raport, a
następnie odstawić go Radzie w stanie pierwotnym i nienaruszonym.
– A co mamy? Tutaj średnio codziennie ktoś ginie, jedna osoba w tą czy w
tą robi niewielką różnicę – powiedziałam zgodnie z prawdą. O ile na
mnie to nie wpływało i miałam to szczerze gdzieś, tak wioska z pewnością
zauważy zmniejszającą się liczbę mieszkańców, ale to wtedy będzie
problem Rady, a nie mój. No,
chyba że wydadzą wyraźne polecenie, na mocy którego miałabym zacząć się
przejmować i udawać, że śmierć jakiegoś dzieciaka na prawdę sprawia, że
mam odruchy człowieczeństwa. Chwilowo takowego polecenia nie wydali,
więc wszystko stawało się jasne, a przynajmniej dla mnie, widocznie nie
dla niego.
– Może jeszcze dodatkowo rozejdziemy się, o wszystkim zapominając? –
obdarzył mnie uśmiechem przepełnionym kpiną, na co tylko klasnęłam w
dłonie, odpowiadając:
– Dokładnie tak załatwia się tutaj takie sprawy – odparłam z udawanym
entuzjazmem, chwilę później przywdziewając obojętną minę. – ale skoro
tak bardzo ci zależy na innym rozwiązaniu, to proszę bardzo, możemy iść
wzdłuż tych śladów – dodałam. – są stosunkowo świeże, jak się
pośpieszymy to może jeszcze uratujemy dzieciaka, czy tam kogokolwiek,
mniejsza – przewróciłam oczami.
W sumie to nawet mogłabym odejść we własnym kierunku, a na zadane w
przyszłości pytanie o jakiekolwiek ślady, mogłabym udać zdziwioną i
zapytać „jakie ślady?”, jednak skoro ostatnimi czasy narzekałam na nudę i
brak zajęcia, tak teraz nie w porządku byłoby sobie odmówić przygody,
przymykając oko nawet na to, że rany po ostatnim wypadku nie miały się
jeszcze najlepiej.
Zmierzyłam mięśniaka z niezadowoleniem wypisanym na twarzy, patrząc
niecierpliwie na to, jak się zastanawia. Trwało to dosyć długo, a w tym
wszystkim (między innymi w tym, że była to dla niego trudna decyzja),
utwierdzały mnie widocznie ściągnięte brwi i zmarszczone czoło. W końcu
leniwie otrzepał ubranie z niewidocznego kurzu, chrząkając, a następnie
uraczył mnie swoim niskim głosem, obwieszczając to i owo.
Sędzia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz